walczyć, ale wiedzcie jedno teraz, gdy zrodziłem się znów, będę rządził waszym nędznym
światem!
Conan zatrzymał się tylko na moment, by chwycić upuszczoną broń Shemity, potem zaś podążył
za biegnącymi towarzyszami. Drugi z gwardzistów odrzucił pochodnię, co teraz zresztą nie miało
znaczenia byli już u wylotu korytarza. Wypadli pędem na zewnętrz, a za sobą słyszeli sapanie
Jukali, który próbował wpasować swe cielsko w wąskie przejście. Hk Cha, wciąż klęczący u wrót
tajemniczej świątyni, patrzył na nich szeroko rozwartymi oczami.
Wstawaj, bracie, i w nogi! wrzasnął Conan ku kanibalowi, ponaglając go dodatkowo
energicznym gestem Twój bóg się zbudził i ma duży apetyt! Stanąwszy o boku Caspiusa i
strzegącego go gwardzisty, odwrócił się ku bazaltowej budowli. Przy odrobinie szczęścia
uwięznie w tych wrotach.
Tak się jednak nie stało. To, co zwało się Jukalą, przykucnąwszy naparło na skały nadludzkim
wysiłkiem. Przez bramę przecisnęły się najpierw głowa i przednie kończyny, potem zaś reszta
potężnego cielska. Gdy tylko znalazł się po drugiej stronie, monstrualna paszcza znów się
otworzyła, a język uderzył ponownie, tym razem w nieruchomego, zmrożonego strachem Hk Cha.
Conan, widząc zamiar potwora, uniósł pikę, ale purpurowy język przeciął powietrze tak szybko, że
Cymmerianin nie zdołał zareagować na czas. Jukala nie chwycił jednak swej ofiary jak poprzednio.
Jego język zaledwie musnął kanibala, a wraz z tym dotknięciem na klęczącego spłynął snop
nieznanej jasnej energii.
Patrzcie wycharczało monstrum Jukala może zabić szybciej niż myśl, ale może też zesłać
błogosławieństwo, może uczynić cuda z taką samą łatwością. Ci, którzy we mnie wierzą, nie muszą
obawiać się mego gniewu, jeśli tylko pozostaną mi wierni.
Potwór stał u wejścia do świątyni i zdawał się smakować powietrze i promienie słońca, których
nie mógł doświadczyć przez niezliczone wieki. Conan zaś, przekonawszy się, że on i towarzyszący
mu Shemici sąchwilowo poza zasięgiem groznego jęzora, zatrzymał się i przyjrzał uważnie Hk Cha,
który, klęczący z pokorą i oddaniem, oddzielał ich od tego starożytnego fatum. A dotknięcie boga
nie pozostało bez wpływu na osobę kanibala on także ulegał przekształceniom. Postać, która
powstała z kolan i zwróciła ku nim oblicze, była wyższa, o jaśniejszej skórze i innych rysach twarzy.
Ku zdumieniu Conana, była to czarownica Zeriti. A właściwie coś pomiędzy wiedzmą a ich
dawnym kompanem, jako że Zeriti wciąż miała na sobie ubranie Hk Cha, składające się z
pióropusza i kościanych ozdób, które skrywały kobiece kształty. Widzieli długie, smukłe nogi
czarodziejki, jej pomalowane na czarno paznokcie, duże pełne piersi i szeroką bliznę między nimi,
tam, gdzie niegdyś dosięgnął ją śmiertelny cios. Kiedy jednak się uśmiechnęła, dostrzegli, że
pozostały jej zaostrzone zęby kanibala; one oraz rytualne blizny na policzkach przypominały im,
kim była jeszcze przed chwilą.
Hej, podróżnicy pozdrowił ich głos, który Conan tak dobrze pamiętał z nocnych koszmarów.
Przystojny Cymmerianin i mój oddany sługa Caspius! Możecie się nie obawiać o swego
przyjaciela ludożercę, bo on jest jednym z wiernych. Wielki Jukala potrafi odebrać życie
dotknięciem swojego boskiego języka, a czasem zabiera tylko duszę, którą może zwrócić, jeśli takie
będzie jego życzenie.
Conan zacisnął mocniej dłoń na włóczni, zamierzając cisnąć nią w szydzącą Zeriti, ale jak
zgadywał to, co widział, było tylko iluzją pod którą kryło się ciało Hk Cha. Po za tym raz już zabito
tę wiedzmę, przypominała mu o tym blizna, ślad po mieczu Imbalayo.
No ładnie, mój dzielny Cymmerianinie prowokowała czarownica, obserwując jego
wewnętrzną walkę. Przestałeś już traktować po rycersku kobiety! Proszę, uderz, jeśli chcesz
Zeriti uniosła ręce i zakołysała swym smukłym ciałem. U twych stóp znajdzie się wtedy martwy
kanibal.
Przepadnij, kusicielko! sapnął niecierpliwie Conan. Po coś się tu zjawiła? Chcesz tylko
nasycić swój wzrok ofiarami twych czarów?
Och, chciałam tylko podziękować mojemu najwierniejszemu słudze Caspiusowi ukłoniła się
uprzejmie staremu medykowi za pomoc w złamaniu pieczęci i uwolnieniu nieśmiertelnego
Jukali z jego wiecznego snu. Bez twojej pomocy, starcze, to wielkie wydarzenie nigdy by nie zaszło,
w każdym razie szansa była bardzo mała. Odwróciła się i skłoniła znacznie niżej swemu bogu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]