podszedł do niego i grożąc pistoletem zmusił go, by wstał i wziął swoją
brzytwę. Potem, trzymając cały czas pistolet przytknięty do jego żeber,
kazał mu iść ze sobą do łazni.
- Czy wiesz o tym od Bena?
- Tak, ale to wszystko, co udało nam się z niego wydobyć. Nie wiemy
dokładnie, co się wydarzyło w łazni. Ben sam się nie może w tym połapać.
- Zamilkł.
- I co dalej? - ponaglała go.
- Nagle usłyszeliśmy, że Lucjusz wrzeszczy jak opętany. Mimo że łaznia
jest daleko stąd, ten straszny krzyk dochodził aż tutaj. Niestety, gdy
przybyliśmy na miejsce, było już o wiele za pózno, by uratować Lucjusza.
Jakimś cudem nikt z innych oddziałów nie usłyszał jego krzyku. Może
dlatego, że wiatr wiał w stronę lasku palmowego i że jesteśmy na
najdalszym krańcu przyszpitalnego terenu. Czy już mówiłem o tym, że
przyszliśmy za pózno?
- Tak! Czy masz jakieś wyobrażenie o tym, jak Ben go zabił?
- Przypuszczam, że Lucjusz nie miał odwagi podjąć z nim walki. Być
może nie wierzył, że coś mu się stanie - do chwili, gdy było za pózno. Te
cholerne brzytwy są tak ostre... Sądzę, że Ben trzymając Lucjusza na
255
muszce zmusił go, żeby wziął do ręki brzytwę, a potem złapał go za rękę,
odpowiednio nią pokierował i... już było po wszystkim. Lucjusz zapewne
krzyczał ze strachu i może coś tam niewyraznie bełkotał, nie zdając sobie
w pełni sprawy z tego, co Ben z nim robi, aż to się stało. Gdy się ma do
czynienia z czymś tak ostrym jak bengalska brzytwa, to trudno cokolwiek
przewidzieć.
- Ale na dłoni Lucjusza nie było zadrapań. Gdyby je miał, major Menzies
zobaczyłby je. Ben musiał więc bardzo mocno trzymać go za rękę.
- Nie myśl, że tak łatwo można sobie zadrapać dłonie, siostrzyczko. Co
innego ramiona... Na szczęście major nie szukał niczego prócz obrażeń.
Dobrze, że nie był ze Scotland Yardu. Znając Bena, wiem, że działał
szybko. Dobrze to przedtem obmyślił. Nie zabił Lucjusza pod wpływem
nagłego impulsu. A jednak nie mogło to być morderstwo doskonałe.
Musiał się chyba liczyć z tym, że to się wyda. Ale w chwili, gdy się
wszystko zaczęło, Ben jakby oszalał. Nie wiem. W każdym razie wcale się
nie martwił, że go złapią. Chciał zabić Lucjusza w taki sposób, aby
umierając zachował do końca świadomość. Zdaje mi się, że Benowi
chodziło głównie o to, żeby Lucjusz widział swoje okaleczone genitalia.
- Czy Lucjusz już nie żył, gdy weszliście?
- Dogorywał. Dzięki temu mogliśmy ocalić Bena. Odciągnęliśmy go od
jego ofiary w momencie, gdy Lucjusz miał już przedśmiertne drgawki, ale
wciąż jeszcze trzymał w ręce brzytwę i krew tryskała z niego jak z
fontanny. Miał chyba uszkodzone ważne arterie. Matt wyciągnął Bena na
zewnątrz i stał na straży, a Nugget i ja doprowadzaliśmy wszystko do
porządku. To nam zajęło tylko kilka minut. Najdłużej trwało
wyczekiwanie, żeby Lucjusz wydał ostatnie tchnienie. Chcieliśmy być
absolutnie pewni, że wyzionął ducha; nie mieliśmy odwagi dotknąć go
przedtem.
- A nie przyszło wam do głowy, że trzeba wezwać pomoc, próbować go
ratować? - spytała przez zaciśnięte zęby.
- Nie, moja droga, nie było najmniejszej szansy na uratowanie go.
Mogłabyś mi okazać więcej zaufania w tej kwestii. Nie mam co prawda
medycznego wykształcenia, ale jestem żołnierzem. Przyznaję, że nigdy nie
lubiłem Lucjusza, ale wierz mi, to był koszmar: stać tam i patrzeć, jak ten
człowiek umiera.
Z poszarzałą twarzą pochylił się, by strącić popiół z papierosa.
Wpatrywała się w niego ogromnie przejęta, z oczami pełnymi bólu.
256
- Nie uwierzysz, jak zadziwiająco spokojny był Nugget i jak świetnie
sobie radził w tej sytuacji. To tylko dowodzi, że można żyć z człowiekiem
wiele miesięcy i wcale nie wiedzieć, co w nim siedzi. Także potem, przez
te wszystkie dni, ani razu nie widziałem, żeby Nugget stracił panowanie
nad sobą. Oczywiście najważniejsze dla nas było upewnić się, że
zrobiliśmy wszystko, by to wyglądało na samobójstwo, że nie
przeoczyliśmy niczego, co mogłoby nasunąć podejrzenie o morderstwo.
Gdy skończyliśmy sprzątać, zaprowadziliśmy Bena do sąsiedniej łazni i
podczas gdy Matt stał na straży... Musisz wiedzieć, że Matt jest
wspaniałym nocnym stróżem: wszystko słyszy... Nugget i ja ściągnęliśmy
z Bena spodnie. Był cały we krwi, ale na szczęście nie miał
zakrwawionych stóp. Nie sądzę, że bylibyśmy w stanie usunąć z ziemi
krwawe ślady stóp. Spaliliśmy jego spodnie od piżamy. Pamiętasz? Gdy
liczyłaś bieliznę, miałaś o jedną parę za mało.
- A jak się zachowywał Ben? - spytała.
- Był bardzo spokojny i wcale nie żałował swego czynu. On chyba nadal
uważa, że spełnił jedynie swój chrześcijański obowiązek. Dla niego
Lucjusz był diabłem z piekła rodem, nie człowiekiem.
- I ty, i twoi koledzy postanowiliście Bena chronić. Byliście wszyscy za
tym?
- Tak, wszyscy. Nawet Michael. Gdy mu powiedziałem, że Lucjusz nie
żyje, od razu zrozumiał, co się naprawdę stało. %7łal mi go było. Był taki
przybity i miał tak straszne wyrzuty sumienia, jakby własnymi rękami
dokonał tego czynu. Cały czas powtarzał, że to wszystko przez jego
egoizm, że nie powinien był zostać z tobą, że jego obowiązkiem było
pilnować Bena.
Nie zamierzała uchylić się od odpowiedzialności. To, o czym teraz mówił
Neil, dotyczyło jej udziału w winie. - To samo mówił mnie - potwierdziła.
- %7łe nie powinien był zostać ze mną, że jego miejsce było przy nim", ale
nie wymienił imienia i sądziłam, że ma na myśli Lucjusza. - Głos jej się
załamał i na chwilę zamilkła. - Nie przyszło mi do głowy, że mówi o
Benedykcie. Byłam pewna, że chodzi mu o Lucjusza, i nawet
przypuszczałam, że ma homoseksualne skłonności i Lucjusz mu się
podoba. %7łebyś wiedział, co ja wygadywałam i jak się wygłupiłam.
Musiałam go bardzo zranić. Wszystko poplątałam. Nawet teraz, gdy o tym
myślę, to czuję się okropnie.
- Nie wiem dlaczego. Skoro Michael nie wymienił imienia, to miałaś
prawo się pomylić - tym bardziej że jego dokumenty sugerowały, iż jest
homoseksualistą.
257
- Skąd o tym wiesz?
- Od Lucjusza, ale za pośrednictwem Bena i Matta.
- Spryciarz z ciebie. Znałeś całą prawdę, a jednak zdecydowałeś się ją
ukryć. Dlaczego?
- A czego innego od nas oczekiwałaś? - celowo nie użył liczby
pojedynczej. - Nie mogliśmy tak po prostu oddać Bena w ręce władz.
Zmierć Lucjusza nie jest żadną stratą dla świata, tymczasem Ben na pewno
nie zasługuje na to, żeby go zamknąć w jakimś cywilnym zakładzie dla
wariatów i żeby przebywał tam do końca życia dlatego, że zabił Lucjusza.
Zapominasz, że wszyscy byliśmy pacjentami oddziału X. Mieliśmy więc
pewien przedsmak tego, jak wygląda życie psychicznie chorych
pacjentów.
- Tak, ja to wszystko rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że wzięliście
prawo w swoje ręce i świadomie zatailiście morderstwo, by chronić jego
sprawcę. Trzymaliście mnie z daleka od tej sprawy, chcąc uniemożliwić mi
ujawnienie prawdy. Gdybym o wszystkim wiedziała, na pewno
doprowadziłabym do osądzenia Bena tu na miejscu. On jest niebezpieczny
- czy żaden z was tego nie rozumie? Miejsce Bena jest w zamkniętym
zakładzie dla psychicznie chorych. Nie mieliście racji chroniąc go
- zwłaszcza ty, Neil. Jesteś oficerem, znasz przepisy i jesteś obowiązany [ Pobierz całość w formacie PDF ]