razić? Stary, ogłupiały pryk. Teraz nasze pieniądze
są utopione w budowę tych cholernych statków.
Zanim je zbudują, przestaną być nowością. O ile
w ogóle skończą ich budowę. Uśmiechnął się
szyderczo do Clarissy. A zatem nie masz nic,
kuzyneczko! Nic dla siebie, ani nic dla niego. Pat-
rząc na Hugha, wyszczerzył zęby.
To... to nie może być prawda! krzyknęła
Clarissa, spoglądając to na niego, to na Hugha. Jak
do tego doszło?
Trenton zaśmiał się gorzko.
Bardzo prosto. Wuj leży w tym swoim wyło-
żonym poduszkami gniezdzie i czyta naukowe
pisma, śniąc sen o szybkim wzbogaceniu się i kores-
pondując z różnego rodzaju szarlatanami, którzy
rzekomo mu to zapewnią. Jego plenipotent musi
być z nimi w zmowie. Przepadło, Clarisso. Włożył
wszystko w coś, z czego ani ty, ani ja nie wydobę-
dziemy naszych pieniędzy.
On... włożył wszystko? Moje pieniądze też?
zapytała prawie szeptem.
Odłożyłem trochę, więc mogłem ci zapewnić
godziwe utrzymanie. Popatrzył ponuro na Hugha,
Słowo dżentelmena 107
po czym skupił na niej wściekłe spojrzenie. Ale
teraz jesteś zrujnowana. Nawet ja ci nie pomogę. Jak
sobie posłałaś, tak się wyśpisz. To powiedziawszy,
pomaszerował w stronę frontowych drzwi.
Zaczekaj! zawołała Clarissa, biegnąc za nim,
w pełni świadoma, że Hugh jej nie odstępuje.
Trenton, zaczekaj! Musisz mi wszystko wyjaśnić!
Zatrzymał się gwałtownie, zakręcił na pięcie
i stanął twarzą do niej.
Za pózno, Clarisso. Nie możesz już ze mną
odejść. Dałem mu słowo.
Hugh przeszył go wzrokiem, zapowiadającym
coś gorszego niż to, przed czym Trenton dopiero co
umknął.
Wysłuchasz jej i odpowiesz na jej pytania,
Trentonie Fortesque! Rozumiesz?
Trenton przechylił głowę.
Więc pytaj, o co chcesz, jeśli to ma ci pomóc.
Dlaczego mnie dręczyłeś i śledziłeś, skoro wie-
działeś, że niczego nie odziedziczę? zapytała.
Skrzywił się, chwilę zwlekał i wreszcie powie-
dział:
Dlaczego? Po prostu wpadłaś mi w oko. Podo-
bałaś mi się tak bardzo, że teraz wręcz z ogromnym
zdziwieniem o tym mówię. Jak mogłem być tak
ślepy? Jeszcze gdy byliśmy dziećmi... już wtedy
uważałem cię za swoją własność. Ale w tej chwili,
gdy patrzę na ciebie, czuję jedynie niesmak. Bardzo
mnie rozczarowałaś, kuzynko.
Clarissa wzięła się pod boki i patrzyła na niego
z niedowierzaniem.
108 Lyn Stone
Pięknie to okazywałeś, dobierając się do mnie
siłą i grożąc mi! A osiągnąłeś tylko tyle, że zaczęłam
tobą gardzić.
Zawsze uważałem, że wszystkie kobiety lubią
czuć twardą rękę mężczyzny, który wie, jak je
ujarzmić i nauczyć posłuszeństwa.
Czyżby? Wszystkie? Dobrze wiesz, że ja do
nich nie należę! Sądzę, że moje kolano, które wylą-
dowało pod twoim podbrzuszem, wyraziło to do-
statecznie dosadnie!
I tak zachowuje się dama? parsknął z pogardą
Trenton.
Nie mam ambicji zachowywać się jak dama
wobec kogoś, kto nie jest dżentelmenem! Dlaczego
nie powiedziałeś mi wprost, co wuj zrobił? zapyta-
ła, rozkładając ręce. Odrzuciłabym twoją propozy-
cję, ale ten... ten wybiegbyłby niepotrzebny, gdybyś
tylko porozmawiał ze mną w uczciwy, cywilizowa-
ny sposób!
Pociągnął niecierpliwie za zbyt wysoko sterczący
kołnierz.
Wyjaśniać kobiecie sprawy finansowe? Nie
zrozumiałabyś. Do licha, nawet teraz nie rozumiesz,
że napytałaś sobie biedy! A ten wybieg, jak go
nazywasz, to twoja wina. Powiedziałem ci wprost,
że musimy się pobrać, że nie masz innego wyboru!
Ale ty wymyśliłaś coś innego, nieprawda? Ucieczkę
do Gretna z brutalnym, prymitywnym żołnierzem,
który nie ma grosza przy duszy! Idiotka!
Hugh odsunął ją na bok i wyrżnął Trentona
w szczękę.
Słowo dżentelmena 109
To za obrazę mojej żony.
Poczekał, aż jej kuzyn pozbiera się z podłogi,
i zadał mu kolejny cios.
Jeszcze jedno słowo na temat mojej żony,
z wyjątkiem przeprosin, a zażądam satysfakcji.
Zmrużył oczy, złapał Trentona za fular i potrząs-
nął nim mocno. Podejrzewam jednak, że nawet
uzbrojony po zęby, raczej nie zechcesz stawić czoła
brutalnemu, zaprawionemu w zabijaniu żołnierzo-
wi? Zapewniam cię, że rodzaj broni jest mi zupełnie
obojętny.
Nie! Nie chcę się bić z tobą zaskrzeczał
Trenton, cofając się szybko, gdy Hugh go puścił.
Splunął na podłogę krwią, po czym dotknął palcem
krwawiącej wargi. Nie, nie będę ryzykował ży-
ciem dla żadnej kobiety, nawet dla niej.
Jeśli tak, to nic ci nie grozi obiecał Hugh. Ale
teraz zjeżdżaj, zanim zmienię zdanie.
Trenton zaryzykował i zmierzył Hugha złym
wzrokiem, po czym skłonił się lekko w stronę
Clarissy.
Przepraszam wycedził. Być może jestem
pierwszą osobą, która mimo wszystko życzy ci
wiele szczęścia w tym twoim nowym związku
małżeńskim. Ton jego słów był ironiczny, a wyraz
twarzy pełen pogardy, ale Clarissie było to obojętne.
Patrzyli, jak odchodzi, uderzając kapeluszem po
udzie. Dosiadł osiodłanego wałacha przywiązanego
do słupa w pobliżu kuzni i odjechał na południe.
No i po kłopocie żartobliwie rzekł Hugh,
otrzepując ręce i biorąc Clarissę pod ramię. Czy nie
110 Lyn Stone
udalibyśmy się teraz do zajazdu i nie uświetnili
wyborną kolacją naszych zaślubin?
Och, Hugh! Głos Clarissy przypominał la-
ment. Jestem bez środków do życia. Gdy ta
prawda dotarła do jej świadomości, kolana odmówi-
ły jej posłuszeństwa.
No cóż z promiennym uśmiechem powie-
dział Hugh biedacy też muszą jeść. Chodzmy.
Oszalałeś?! krzyknęła i nagle głośno roz-
płakała się, wyrywając się z jego uścisku. Nie chcę
żadnego jedzenia! Jak sobie wyobrażasz jakąkol-
wiek uroczystość? Jestem taka przerażona, że dzi-
wię się, że jeszcze dotąd nie padłam trupem na
miejscu! Powinnam dostać apopleksji ze złości
i wściekłości na siebie samą! Co ja narobiłam! Ja... ja
nie mogę dotrzymać mojej obietnicy, Hugh nie
przestawała głośno szlochać. Ty swoją dotrzyma-
łeś, a ja nie mogę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]