- Dobrze, ale ona przyjdzie jeszcze raz, kiedy uzna, że już wróciliście.
- Napiszę do niej, że wyjeżdżamy na całe lato.
- Nie możesz wciąż od niej uciekać.
- Nie mogę się z nią spotkać. Obie o tym wiemy.
- A może utleniłabyś włosy? I włożyła okulary przeciwsłoneczne? - Ivy
nie żartowała.
- Na litość boską, przecież jestem jej matką!
- Próbuję ci tylko pomóc! - zirytowała się Ivy. %7łycie stało się dla niej
trudne. Ernest co wieczór przesiadywał
290
w szpitalu - stan Charlotte szybko się pogarszał - a w drodze do domu
wpadał do Ivy na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Na szklaneczkę
czegoś mocniejszego i na kolejny seans wyrzutów sumienia, jakie
odczuwał przez to, że zle traktował żonę. Z każdym dniem jego opowieści
stawały się coraz nieznośniejsze.
Lena zawstydziła się swej opryskliwości.
- Przeraża mnie, że tak na ciebie warczę. Przecież jesteś moją jedyną
przyjaciółką.
- Nieprawda. Masz tabuny przyjaciół. Masz Louisa i współpracowników z
agencji, którzy ci dogadzają i którzy na ciebie liczą. Masz córkę. Ona cię
kocha, choć nie wie, kim jesteś. Więc nie gadaj mi tu, że nie masz
przyjaciół.
- Och, Ivy. Wiesz, na co miałabym ogromną ochotę? Chciałabym cię
zabrać na wakacje do Irlandii.
- No to mnie zabierz.
- Nie mogę. Dobrze wiesz dlaczego. Poznaliby mnie, wszystko by się
wydało.
- Rzeczywiście. W portach i na lotnisku rozstawili pewnie uzbrojonych
policjantów, którzy tylko na ciebie czekają - burknęła z goryczą Ivy. - W
Irlandii to normalka: jak ktoś się utopi, jak go już znajdą i pochowają, to
zaraz szuka go uzbrojona po zęby policja.
- Może pewnego dnia... Teraz nie jestem w formie. Wszystko się sypie.
- Nie mów mi takich rzeczy, Leno. Charlotte ma przed sobą najwyżej
tydzień.
- Czy ja też mogę pojechać do Londynu? - spytała Anna.
- Tato, zabroń jej nawet o tym myśleć - zaprotestowała Clio.
- Sza, Clio. Oczywiście, Anno. Kiedy skończysz szkołę, pojedziesz do
Londynu. To już za trzy lata.
- Tato, przecież to prawdziwy dar niebios! Moja starsza siostra mogłaby
się mną opiekować. Wyjazd poszerzyłby moje horyzonty myślowe, przy
tym byłabym zupełnie bezpieczna.
- Przestań, Anno, szkoda śliny - ostrzegła ją Clio.
291
- Nikomu bym nie przeszkadzała. Pytałam już Kit McMahon, Jane Wall i
Eileen Hickey, które też jadą, i powiedziały, że wszystko im jedno.
- No jasne. Nie jesteś ich cholerną siostrzyczką. - Clio kipiała
wściekłością.
Zupełnie nieoczekiwanie odezwała się ciotka Maura:
- Mam nadzieję, że nie pojedziesz, Anno.
- A to dlaczego? - spytała podejrzliwie Anna.
- Bo, widzisz, przyjeżdżam tu na turniej golfowy. Będą nam potrzebni
pomocnicy, a wszyscy pomocnicy klubowi są już zajęci, dlatego
zastanawialiśmy się z Martinem McMahonem, czy ty i Emmet nie
zechcielibyście nam pomóc.
- Nie, chyba nie...
- To doskonale płatne zajęcie - dodała ciotka Maura. - I dużo zabawniejsze
niż łażenie po upalnym Londynie w towarzystwie dziewcząt, które nie są
twoimi koleżankami. Wiem, usiłuję cię namówić dlatego, że oboje z
Martinem chcielibyśmy mieć przy sobie kogoś z rodziny, ale powiem ci
jeszcze coś: podczas turnieju będzie mnóstwo przyjęć, potańcówek i tłumy
młodych ludzi.
- Ja nie mogłam chodzić na potańcówki, jak byłam w jej wieku -
zauważyła urażona Clio.
- Od czasów twojej młodości świat się zmienił, Clio - stwierdziła Anna.
Na ułamek sekundy Clio i Maura spotkały się wzrokiem. Clio ujrzała w
oczach ciotki cień uśmiechu. Zdała sobie sprawę, że Maura skutecznie
ukróciła biadolenie Anny, czyli dokonała czegoś, co nie udałoby się
nikomu innemu. Choć Anna Kelly miała ledwie czternaście lat,
wykazywała zatrważające skłonności: w każdej sytuacji umiała postawić
na swoim.
- Myślisz, że wreszcie podejmą konkretną decyzję, czy będą się tak
prowadzać w nieskończoność? - spytała Lilian.
- Nie wiem - odparł łagodnie Peter Kelly.
- Musisz wiedzieć. Przecież to twój przyjaciel.
- I twoja siostra - odparował.
292
- O pewnych sprawach nie rozmawia się z podstarzałymi siostrami, które
nie wyszły za mąż.
- O pewnych sprawach nie rozmawia się z podstarzałymi przyjaciółmi,
których życie ciężko doświadczyło.
- To miło, że tak regularnie do nas zaglądasz, Mauro - powiedziała siostra
Madeleine.
- Cóż, będę tu zaglądała dopóty, dopóki nie uznam, że nie chce już mnie
widywać.
- On chce, żebyś tu przyjeżdżała.
- Skąd siostra może wiedzieć? Przepraszam, mam nadzieję, że nie byłam
wobec siostry niegrzeczna.
- Wiem, Mauro, wiem. Ludzie lubią mówić.
Maura uświadomiła sobie, iż ludzie rzeczywiście dużo mówili, a siostra
mogła dużo słyszeć. Tak, prawdopodobnie wiedziała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]