Kiedy już wstał z łóżka, nie potrafił leniuchować. Przed prymą zajął się swymi
ziołami, podlał też inne rośliny, korzystając z tego, że słońce dopiero pomału wznosiło się w
górę, okrągłe ciemnozłote, przyćmione welonem mgły. W tym czasie jego ręce i oczy mogły
zajmować się różnymi sprawami, podczas gdy umysł był wolny, by martwić się i zastanawiać
nad skomplikowanymi przypadkami ludzi, do których sam czuł serdeczny afekt. Bez
wątpienia Godfrid Marescot - myśląc nim jako o człowieku zaręczonym, należało używać
jego dawnego nazwiska - zajęty był odchodzeniem z tego świata krokiem mocnym,
zdecydowanym, z każdym dniem przyspieszając tempo, jak ktoś, kto chce odejść, lecz ogląda
się przez ramię, w razie gdyby zaginiona narzeczona szła tuż za nim, zamiast czekać
cierpliwie gdzieś przed nim na drodze. Czyż ktoś mógł dodać mu otuchy? I cóż za
pocieszenie przyniosłoby to Nicholasowi Harange owi, który był zbyt powolny, żeby ją
właściwie ocenić i w ten sposób zyskać jej przychylność?
Zniknęła na milę przed Wherwell i nikt nigdy więcej jej nie widział. Odeszła,
stanowiąc wielką pokusę, by ją skrzywdzić z powodu cennych rzeczy i pieniędzy, które ze
sobą miała. tylko jeden człowiek, najwyrazniej podejrzany, Adam Heriet, za którego winą
wszystko przemawiało z wyjątkiem wewnętrznego przekonania Beringara, naprawdę z
rozpaczliwym niepokojem oczekiwał na wszelkie wieści o niej. Wszędzie się dopytywał,
nigdy z tego nie zrezygnował, aż wreszcie dotarł do Shrewsbury. A może po prostu polował
nie na wiadomości, lecz na wgląd w myśli Beringara, na jakieś nieostrożne słowo, które
powiedziałoby mu, jak dużo wie przedstawiciel prawa i jakie szanse on sam ma nadal, czy to
poprzez milczenie, kłamstwa czy jakieś inne środki, cynicznie zapewniając sobie
bezpieczeństwo w obecnej niebezpiecznej sytuacji?
Inne też niezborne pytania pojawiały się w ciemności jak nie strzyżone odroślą
żywopłotu w zaniedbanym zielonym labiryncie. Po pierwsze, dlaczego dziewczyna wybrała
Wherwell? Pewnie wolała znalezć się daleko od swego domu, co było słuszną decyzją, jeśli
ktoś chce zacząć całkiem nowe życie. A może dlatego, że był to jeden z głównych żeńskich
domów benedyktyńskich na południu kraju, w którym uzdolniona zakonnica mogła osiągnąć
wysoką pozycję. Ale czemu trzem ludziom ze swojej eskorty wydała rozkaz, by zostali w An
- dover, zamiast towarzyszyć jej przez całą drogę? Rzeczywiście, ten, którego zatrzymała
przy sobie, od dzieciństwa był jej zaufanym i oddanym sługą. Ale czy naprawdę? Taką miał
reputację, jednak prawda i reputacja często się rozmijają. I jeśli to była prawda, czemu nawet
jego oddaliła na krótko przed dotarciem do celu? No i gdzie spędził on te wolne godziny, nim
wrócił do Andover? Oglądając zabytki Winchestera, jak twierdził? A może zajęty był jakąś
bardziej ponurą sprawą? Co się stało z cennymi rzeczami, które miała ze sobą? Niezbyt
wielka fortuna? Jednak dla człowieka, który nic nie miał, byłoby to znaczne bogactwo. I
ciągle to powtarzające się pytanie: co się z nią stało?
Lecz nagle wśród tej plątaniny zaczął dostrzegać ślad możliwej odpowiedzi i ów
niepewny domysł zdumiał go i przeraził bardziej niż wszystkie inne. Jeśli bowiem miał rację,
nie umiał znalezć dobrego zakończenia tej sprawy, za każdym razem, kiedy próbował jakiejś
drogi, tamowały ją ciernie. Nie było żadnego dobrego wyjścia. Chyba że zdarzyłby się cud.
Poszedł wreszcie na prymę przynaglony dzwonem i żarliwie modlił się o światło.
Potrzeba i zasługa muszą być znane gdzieś lepiej nawet niż tu, pomyślał, kimże więc jestem,
by przypuszczać, że miałbym zająć miejsce o wiele dla mnie za dobre?
Brat Fidelis nie brał udziału w prymie. Promieniejący Rhun stał koło wolnego miejsca
dla swego przyjaciela i ani razu nie spojrzał na brata Uriena. Tego rodzaju problemy nie
powinny były go odrywać od oficjum i liturgii. Pózniej nadejdzie czas, żeby pomyśleć o
Urienie, którego agresja nie została rozgrzeszona, lecz odsunięta na pewien czas. Rhun nie
obawiał się wziąć na swoje barki odpowiedzialności za czyjąś duszę, będąc jeszcze na poły
dzieckiem obdarzonym dziecięcą wiarą i ufnością. Gdyby poszedł do swojego spowiednika i
powiedział o tym, co podejrzewa i wie o Urienie, byłoby to pozbawieniem Uriena całej istoty
sakramentu spowiedzi, opowiadać zaś bajki o cierpiącym koledze byłoby czymś godnym
pogardy, donosem uczniaka. Coś jednak trzeba było uczynić, coś więcej niż tylko usunąć
Fidelisa z zasięgu brata Uriena. Tymczasem zaś Rhun śpiewał i modlił się z całego serca,
wierząc, że jego święta wskaże mu właściwą drogę.
Cadfael szybko zjadł śniadanie, poprosił o zezwolenie, by mógł wyjść, i poszedł
odwiedzić Humilisa. Uzbrojony w czyste płótno i zieloną gojącą maść zastał swego pacjenta [ Pobierz całość w formacie PDF ]