Do czasu uzyskania niezbędnych informacji musiałam tolerować Matthew. Siedząc sama, po
ciemku, układałam plan. W duchu napominałam się, że muszę być silna. Wreszcie wstałam,
zapaliłam światło i opłukałam twarz, jakbym mogła z niej zmyć nową świadomość i przywrócić
jej czystość szczęśliwej niewiedzy.
Noga za nogą powlokłam się do salonu. Czułam się tak, jakby ktoś skopał mnie po żebrach
obolała, cierpiąca z powodu podejrzeń i nienawiści, które w sobie nosiłam.
Od razu zorientowałam się, że Matthew chce pozbyć się Manfreda, żeby porozmawiać z
synem w cztery oczy, a Manfred nie zamierza wyjść, nim się ze mną nie zobaczy. Kiedy
weszłam, chłopak przeniósł wzrok ze mnie na Matthew i wzdrygnął się. Nie wiem, co takiego
we mnie zobaczył, czego ani Tolliver, ani jego ojciec nie mogli dostrzec. To ostatnie było mi
bardzo na rękę.
Wybacz, że cię tak wymęczyłam, Manfred, i dzięki, że ze mną pojechałeś.
Nie ma sprawy. Manfred skoczył na równe nogi z energią, która aż nazbyt wyraznie
wskazywała, jak bardzo chciał uciec z tego pokoju. Może wyskoczymy na kawę? Albo
pójdziemy do sklepu? Po te, no& chipsy& ? Sondował sytuację. Nigdy nie jadaliśmy chipsów.
Kąciki ust same uniosły mi się w górę.
Dzięki, Manfred. Rozważałam, co zrobić. Manfred chciał pogadać ze mną o Matthew,
zapewne on także go rozpoznał. Ale ja jeszcze nie zdecydowałam, co robić. Lepiej uniknąć
rozmowy w cztery oczy, zanim nie ułożę sobie jakiegoś planu. Raczej zostanę, Tolliver może
mnie potrzebować.
Kierowana impulsem, objęłam go na pożegnanie. Wydał mi się taki kruchy. Z pewnym
wahaniem oddał uścisk. Był wstrząśnięty obrazem stworzonym przez emocje, które ode mnie
odebrał. Jeśli ujrzał to, co czułam, musiał widzieć krwawe sceny.
Nie rób tego szepnął mi prosto w ucho i puścił mnie.
Wszystko będzie dobrze zapewniłam go. W razie czego zadzwonię, obiecuję.
W porządku. Mam dzisiaj trochę pracy, ale nie rozstaję się z komórką, jest naładowana i
zawsze włączona. Na razie, Tolliver. Do widzenia, panie Lang. Spojrzawszy mi na odchodnym
prosto w oczy, wyszedł na korytarz. Nie odwrócił się już.
Dziwoląg podsumował go Matthew. Nie sądziłem, że obracasz się w takim towarzystwie,
Tolliverze. To pewnie jakiś twój znajomy, Harper?
Owszem, to mój przyjaciel przyznałam. Z jego babką też się przyjazniłam. Czułam się
bardzo dziwnie, nieswojo. Matthew zajął miejsce na sofie, obok Tollivera, więc usiadłam na
fotelu. Założyłam nogę na nogę i zaplotłam dłonie na kolanie. Straszne dzisiaj korki, prawda,
Matthew?
Tak, koszmarne potwierdził zaskoczony. Zresztą jak zawsze w Dallas. I jeszcze ten
deszcz.
Załatwiałeś coś rano?
Uhm, miałem parę spraw. Muszę być w pracy na wpół do trzeciej.
Naprawdę pracował w McDonaldzie? Czy może miał spotkanie z którymś z Joyce'ów? Od
jak dawna mu płacili?
A człowiek, którego kochałam najbardziej na świecie, był jego synem.
Mogło to mieć jakieś znaczenie dla Tollivera, ale mnie nie robiło różnicy. Bardziej niż
przeciętni ludzie rozumiałam odmienność rodziców i ich potomków. Wychowała mnie kobieta,
która całkiem zaniedbała swoje małe dzieci, zrzucając opiekę nad nimi na starsze.
Miałam nadzieję, że jestem lepszym człowiekiem niż moja matka.
Ale czy jeśli zabiłabym Matthew, byłabym lepsza niż ona?
Cóż, przynajmniej decyzję mogę podjąć na trzezwo.
Nieprawda, wtrącił się rozsądek. Czy nienawiść nie przepełnia cię tak bardzo, że ledwo
oddychasz?
Rzeczywiście. Ale czy nie lepiej zabić, jeśli nienawidzi się tak bardzo? Czy zrobienie tego na
spokojnie, na zimno, to cnota? Na pewno dawało większą szansę wykaraskania się z tego. I
spędzenia życia z Tolliverem, a nie przyjaciółkami spod celi. Tak właśnie dokonała żywota
moja matka& A ja nie byłam taka, jak moja matka. Ani trochę.
Ten proces umysłowy z pewnością odbijał się na mojej twarzy. I chyba z przerwami, bo i
myśli w mej głowie pojawiały się rozbłyskami.
Sądząc z miny, Tollivera aż świerzbiło, żeby zapytać, czy wszystko ze mną w porządku, ale
pewnie nie chciał tego robić przy Matthew. Ten siedział zwrócony w kierunku syna, więc
niczego nie zauważył. To dobrze.
Starałam się oczyścić umysł i skupić na ich rozmowie. Matthew pytał, czy Tolliver myślał o
skończeniu koledżu, czy brał pod uwagę któryś w rejonie Dallas, kiedy przeprowadziliśmy się
tutaj. Uważał, że dyplom pozwoliłby mu znalezć dobrą pracę, a tym samym nie musiałby dłużej
być na moim utrzymaniu.
Jednym słowem usiłował wsączyć truciznę w nasz związek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]