Nastąpiła pauza, po czym milioner zaczął mówić, najpierw szeptem, potem
jego głos stawał się coraz głośniejszy.
- To wciąż ten sam sen - noc po nocy. Boję się, powiadam panu, boję się...
Zawsze jest tak samo. Siedzę w sąsiednim pokoju. Siedzę przy biurku i piszę. Stoi
tam zegar, spoglądam na niego i widzę godzinę - dokładnie dwadzieścia po trzeciej.
Zawsze ta sama pora, rozumie pan. I kiedy widzę godzinę, wiem, że muszę to zrobić.
Nie chcę tego, robię to z ciężkim sercem... ale muszę...
Jego głos wznosił się przerazliwie.
- A co to jest, co musi pan zrobić? - zapytał niewzruszony Poirot.
- Dwadzieścia osiem po trzeciej - powiedział Farley ochrypłym głosem -
otwieram drugą szufladę po prawej w moim biurku, wyjmuję rewolwer, który tam
trzymam, ładuję go i podchodzę do okna. A potem... potem...
- Tak?
- Potem zabijam się - wyszeptał Farley.
Zapanowała cisza.
- I to jest ten pański sen? - spytał Poirot.
- Tak.
- Taki sam każdej nocy?
- Tak.
- Co dzieje się, kiedy się pan zabije?
170
- Budzę się.
Poirot pokiwał głową wolno i z namysłem.
- Jeśli chodzi o rewolwer, czy trzyma go pan właśnie w tej szufladzie?
- Tak.
- Dlaczego?
- Zawsze tak było. Jest przygotowany.
- Przygotowany do czego?
- Człowiek z moją pozycją musi się pilnować - odparł Farley z irytacją. -
Wszyscy bogaci ludzie mają wrogów.
Poirot nie kontynuował tematu. Milczał chwilę.
- Po co właściwie mnie pan sprowadził? - spytał wreszcie.
- Powiem panu. Najpierw radziłem się lekarzy - dokładnie mówiąc, trzech
lekarzy.
- Tak?
- Pierwszy oświadczył, że to kwestia diety. Był starszym człowiekiem. Drugi
był młody, miał nowoczesne poglądy. Zapewnił mnie, że wszystko jest związane z
pewnym wydarzeniem z wczesnego dzieciństwa o tej właśnie porze dnia, o trzeciej
dwadzieścia osiem. Tak mocno pragnę zapomnieć o tym zdarzeniu, że przyjmuje to
formę samounicestwienia. To jego tłumaczenie.
- A trzeci lekarz?
Głos Benedicta Farleya zabrzmiał gniewem.
- Ten też był młody. Miał śmieszną teorię! Twierdził, że jestem zmęczony
życiem, że moje życie jest tak nieznośne, iż pragnę rozmyślnie je zakończyć!
Ponieważ jednak uświadomienie sobie tego faktu byłoby przyznaniem się do
przegranej, w okresie świadomości odmawiam pogodzenia się z prawdą. Kiedy
śpię, hamulce nie działają i robię to, co chciałbym naprawdę zrobić. Kończę z sobą.
- On uważa, że naprawdę chce pan, oczywiście nieświadomie, popełnić
samobójstwo?
Benedict Farley krzyknął ostro.
- To jest niemożliwe - niemożliwe! Mam wszystko, czego chcę - co można
dostać za pieniądze! To absurdalne - niewiarygodne jest nawet sugerowanie czegoś
podobnego!
171
Poirot przyglądał się mu z zainteresowaniem. Może coś w trzęsących się
rękach, w przerazliwości drżącego głosu ostrzegło go, że zaprzeczenie było zbyt
gwałtowne, że jego upór był sam w sobie podejrzany. Zadowolił się zrobieniem
uwagi:
- A gdzie tu miejsce dla mnie, monsieur?
Benedict Farley nagle uspokoił się. Zapukał zdecydowanie palcem w stojący
obok stół.
- Jest inna możliwość. Jeśli mam rację, pan jest człowiekiem, który o tym
wie. Jest pan sławny, miał pan setki spraw - fantastycznych, nieprawdopodobnych
spraw! Jeżeli ktokolwiek wie, to pan.
- Wie o czym?
Głos Farleya opadł do szeptu.
- Przypuśćmy, że ktoś chce mnie zabić... Czy mogliby zrobić to w taki sposób?
Mogliby wywoływać u mnie ten sen, noc po nocy?
- Ma pan na myśli hipnozę?
- Tak.
Herkules Poirot rozważył tę kwestię.
- Przypuszczam, że to możliwe - powiedział wreszcie. - Jest to w większym
stopniu problem dla lekarza.
- Nie spotkał pan takiego przypadku w swojej praktyce?
- Dokładnie takiego samego, nie.
- Rozumie pan, do czego zmierzam? Wmawia mi się sen, ten sam sen, noc po
nocy - i pewnego dnia sugestia jest zbyt silna - i postępuję zgodnie z nią. Robię to,
o czym śniłem tak często - zabijam się!
Herkules Poirot potrząsnął głową.
- Nie uważa pan tego za możliwe?
- Możliwe? - Poirot potrząsnął głową. - To nie jest słowo, którego bym użył.
- Ale uważa pan to za nieprawdopodobne?
- Zupełnie nieprawdopodobne.
- Lekarze też tak twierdzą... - mruknął Farley. Potem jego głos znowu
wzniósł się w przenikliwym krzyku.
172
- Dlaczego mam ten sen? Dlaczego? Dlaczego? Herkules Poirot potrząsnął
głową.
- Jest pan pewny, że nic takiego nie zdarzyło się w pańskiej praktyce? -
zapytał Farley.
- Nigdy.
- To właśnie chciałem wiedzieć.
Poirot delikatnie odchrząknął.
- Pozwoli pan, że o coś zapytam?
- O co chodzi? O co chodzi? Pytaj pan, o co pan chce.
- Kogo podejrzewa pan o chęć zabicia pana?
- Nikogo - warknął Farley. - Nikogo w ogóle.
- Ale ten pomysł przyszedł panu do głowy - upierał się Poirot.
- Chciałem wiedzieć, czy istnieje taka możliwość.
- Według mojego doświadczenia - nie. Nawiasem mówiąc, czy był pan
kiedykolwiek hipnotyzowany?
- Oczywiście, że nie. Uważa pan, że poddałbym się podobnemu błazeństwu?
- Zatem można powiedzieć, że pańska teoria jest zupełnie
nieprawdopodobna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]