serce, odebrała dziecko. Jej ojciec pozbawił go zródła utrzymania i możliwości
zajmowania się umierającą matką. Trudno wybaczyć aż tyle w tak krótkim
czasie. Nienawidził Sullivanów, bez względu na to, że mógł jej pragnąć
fizycznie albo że tęsknił za ich dzieckiem. Ta świadomość była jak cios nożem
w serce. Czy powiedział, że ją kocha? Nie. Uwierzyła w to, w co chciała
desperacko wierzyć: że to możliwe. A on wykorzystał informację przekazaną
przez Roba, żeby pokrzyżować jej plany. Jak można było to inaczej wyjaśnić?
Co gorsza, zdradził światu, co działo się z jej ojcem. Wiedział, że tego rodzaju
wiadomość odstraszy inwestorów. I to bolało najbardziej.
Zadzwoniła do matki, która trzymała się niezle, choć musiała się niemal
zabarykadować ze względu na wścibskich reporterów z teleobiektywami.
Choroba Franka Sullivana była sensacją i z pewnością zwiększyłaby nakład
każdej gazety. Gardziła sępami, ale sobą jeszcze bardziej. Jak mogła być tak
łatwowierna? Tak ślepa i głupia? Jak mogła dopuścić Romana do swojego życia,
wiedząc, czego właściwie od niej chce? Nigdy nie udawał, że pragnie czegoś
innego, co najwyżej pod sam koniec. A ona naiwnie mu uwierzyła. Zaufała.
Teraz była jego żoną. Dopilnował tego, zanim odszedł, czyż nie? %7łeby nie
mogła odebrać mu Ryana, gdy już przejmie jej firmę. Pamiętała, jak powtarzał,
żeby się odprężyła, jak mówił, że wygrała i że powinna pozostać na wyspie.
Tak, przestała się mieć na baczności, a on wbił jej nóż w plecy. Wyobrażała
sobie, jak Roman wkracza do jej firmy ze świtą u boku. Zadowolony i
rozradowany.
Było niemal ciemno, kiedy niewielki samolot wylądował na lotnisku Johna
Kennedyego. Odwiozła Blake'a i Ryana taksówką do domu, a sama kazała się
zawiezć do firmy. Na dole był sklep, wciąż otwarty. Czysty, nowy, luksusowy.
To zawsze był jej dom. I nie należał już do niej ani do Ryana.
Wjechała windą na górę, gdzie mieściły się biura zarządu. Popatrzyła na literę
S na szklanych drzwiach. Zastanowiła się, czym ta litera zostanie w przyszłości
zastąpiona. Ruszyła w stronę swojego gabinetu, nie bardzo wiedząc po co.
Kiedy weszła, siedzący za jej biurkiem Roman podniósł wzrok. Jego widok był
dla niej szokiem. Bolesnym szokiem.
Nie mogłeś się już doczekać, jak widzę zauważyła gorzko.
Wstał, marszcząc czoło.
Skąd się tu wzięłaś, Caroline?
Uniosła brodę, by popatrzeć mu prosto w oczy. Przez jedną krótką chwilę
chciała mu się rzucić w ramiona. Chciała, żeby ją przytulił i powiedział, że
wszystko jest pomyłką.
Myślałeś, że zostanę na wyspie, kiedy się dowiem, co robisz?
Milczał przez moment.
A co według ciebie robię? spytał głosem, w którym pobrzmiewała nuta
grozby.
Zignorowała to pytanie.
Mój ojciec powiedziała, starając się nad sobą zapanować. Jak mogłeś im
powiedzieć o moim ojcu?
Spojrzał na nią osłupiały.
Oskarżasz mnie o to, że powiedziałem prasie o chorobie twojego ojca?
A kto inny mógłby to zrobić? rzuciła. Kto inny mógłby na tym
skorzystać?
Odpowiedz wydawała jej się oczywista.
Wyszedł zza biurka, jego wysoka postać emanowała tłumioną i grozną
energią; nie krył wściekłości.
Ile osób wiedziało o twoim ojcu?
Jego głos przypominał smagnięcie biczem i aroline skuliła się bezwiednie.
Po chwili jednak gniew powrócił; postąpiła krok w jego stronę.
Kilka, ale nikt nie pisnąłby słowa.
%7ładna pielęgniarka, ogrodnik, sekretarka ani dostawca? Potrafisz
kontrolować tylu ludzi? Podziwiam cię.
Jego słowa zabolały ją. I przyprawiły o furię.
Nigdy wcześniej nic się takiego nie wydarzyło. Ty miałeś najwięcej do
zyskania.
Uniósł brwi.
Zyskania? Myślisz, że mogę coś zyskać, informując prasę, że ojciec mojej
żony jest żałośnie chorym człowiekiem?
%7łona. To słowo bolało. Rozpostarła ramiona, jakby chciała objąć nimi swój
gabinet.
To wszystko możesz zyskać. Czy jest przypadkiem, że nowi inwestorzy
postanowili się wycofać w dniu, w którym wiadomość o chorobie mojego ojca
przedostała się do prasy? Owszem, to ja zarządzam firmą, ale wielu ludzi uważa,
że wszystkim kieruje ojciec.
Najpierw zbladł, potem na jego twarzy pojawił się gniew.
Naprawdę wierzysz, że to zrobiłem.
Mylę się? Chciała, żeby zaprzeczył. Ale dowody były przytłaczające.
Przebywali ze sobą od niedawna. Jak mogła się zorientować, co by zrobił po
pięciu latach nienawiści?
A jak myślisz? odparł. Widać było, że z trudem nad sobą panuje.
Myślę, że przyjechałeś do Nowego Jorku z gotowym planem powiedziała,
odczuwając niemal fizycznie gniew, ból i smutek. I byłeś gotów zrobić
wszystko, by ten plan zrealizować.
Rozumiem.
Niczemu nie zaprzeczasz.
Wsadził ręce do kieszeni. Po raz pierwszy zauważyła, że wygląda trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]