[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kawiarni. Nie spodziewa się kogoś takiego jak ja.
Trzydziestopięcioletniej blondynki, zadbanej, wciąż pociągającej.
Przełyka głośno ślinę. Wstydzi się swoich obgryzionych paznokci, niechlujnego wyglądu,
wczorajszej twarzy, zarostu. Chętnie by mnie bzyknął, ale szybko ta chęć w nim zamiera. Samiec
usypia, budzi się przeciętny degenerat.
 Pani stawia  oświadcza na wstępie. Wszelkie szanse na bzyknięcie zostają zamknięte w
szafie. No, ale skoro i tak ich nie było, to po co udawać szarmanckiego playboya. Lepiej już od razu
zaznaczyć, kto płaci. Poświntuszyć jak Bukowski jeszcze będzie można. W razie czego. W oczach
świntuch się także schował. Jest tylko zniecierpliwiony miłośnik czystej razy dwa plus piwo.
Zamawiam czystą razy dwa plus piwo i sok ze świeżych owoców dla siebie.
 Nie napije się pani ze mną?  wychyla jeden kieliszek.  Szkoda.
Sięga po drugi, wypija. Popija piwem.
 No więc, o co chodzi?
 Oskar Korda  mówię.  Pamięta pan?
 Oskar Korda  przeszukuje pokłady pamięci.  A tak, pamiętam. Taki biznesmen.
 Pisał pan o nim artykuł. Reportaż, bardzo ciekawy.
 Tak, dziękuję.
 Pamięta pan?  dopytuję się.
Wzrusza ramionami. Wypatruje kelnerki. No tak, będę musiała postawić jeszcze jedną
wódkę razy dwa plus piwo.
 Nie za bardzo  przyznaje.
Czuję lekki zawód. Wódka razy dwa i piwo chyba się nie opłacą.
 Reportażu nie za bardzo  poprawia.  Ale Korda utkwił mi w pamięci. To był taki młody,
to znaczy dość młody, wilczek. Podgryzał wszystkich dużych. Aadował się w różne głośne deale.
Mówiono, że gdzie są pieniądze do zarobienia, zaraz zjawia się tam Korda i jego ludzie. Zaczęło
być o nim głośno. Jedna prywatyzacja, w tle Korda. Druga, znów on. Kontrakt gazowy, negocjuje
Oskar Korda. Inwestycja w rafinerię w Rosji, kto jedzie jako doradca? Młody Korda. Rzucał się w
oczy. To była taka naprawdę dziwna postać, takie nie wiadomo co. Nikt kompletnie go nie kojarzył,
a on zdawał się znać wszystkich, poruszał się po salonach lepiej niż Dyzma. Człowiek  Wystarczy
Być . Zawsze w superdrogim aucie, ubrany jak Casanova, pachnący, wypielęgnowany, ze
spojrzeniem zabójcy i zmysłami węża. Przypominał kobrę. Piękną, grozną jak cholera kobrę.
Czasem tak sobie o nim mówiłem: Kobra zamiast Korda.
Samochody, tak, to rzeczywiście rzucało się w oczy. A pewnie kiedyś jeszcze bardziej.
 Więc chciał się rzucać w oczy?
 O tak  przyznaje dziennikarz.  Korda dobrze wiedział, że pi-ar jest potrzebny, że trzeba
się zareklamować, pokazać. Przepych i działania z przytupem, to było jego motto. Po to też
potrzebował mediów i dlatego zamówił ten mój artykuł.
 Zamówił artykuł?  powtarzam zdziwiona.
 No tak  obrusza się trochę.  Nie wie pani, że w takich pismach artykuły się zamawia.
Chce pani, żeby o kimś napisano, to trzeba zabulić i piszą. Są tacy, którzy nie muszą bulić. Ci na
samej górze. Na tych nam zależy. Wszyscy, którzy pukają do tego grona, muszą jednak zapłacić.
Muszą wkupić się w łaski.
 I Korda chciał się wkupić  dopowiadam.
 A jakże  śmieje się.  Pamiętam dokładnie pierwsze z nim spotkanie. W życiu nie
spotkałem i nie spotkam tak konkretnego faceta. Krótko i na temat. Wyłożył mi wszystko kawa na
ławę. Zależało mu, żeby o nim mówiono, żeby było mocno, inaczej, z przytupem.
O tak, wiem coś o tym.
 Po co to wszystko?
 %7łeby było głośno, żeby się wkupić. Sporty ekstremalne, piękne kobiety, drogie imprezy.
Zdjęcia ze sławnymi ludzmi, w odległych miejscach, podczas rejsu dookoła świata, w objęciach
Królowej, to wszystko miało powiedzieć towarzystwu: ja jestem gość. Cholernie ważny gość.
Dobrze mnie znać. Podziałało.
 Podziałało?
 Po tym artykule Oskar Korda był głównym tematem dnia. Miał gość przemyślaną
strategię. Zasiał ziarno, chciał poczekać, aż urośnie, a potem zebrać plony. Po tym wszystkim miały
być jeszcze dwa kolejne reportaże. Za tyle zapłacił. Ale one nigdy się nie ukazały.
Gryzę się w wargę. Dochodzimy do czegoś ważnego. I pojawia się kelnerka. Sama ją
wołam.
 Wódka razy dwa i piwo, proszę. Ten zestaw w promocji.
Bocheński kiwa głową z aprobatą.
 Czegoś jednak nie rozumiem  mówię.  Skoro Korda chciał rozgłosu, zamawiał artykuły,
nawet, jak pan mówi, kolejne dwa, zmierzał do wytyczonego celu, czyli jeszcze mocniejszej
reklamy, to dlaczego& hm, w pewnym momencie wszystko ucichło? Dlaczego nie było kolejnych
artykułów? Dlaczego przestał& rzucać się w oczy?
 No właśnie.  Bocheński wypija oba kieliszki wódki i zaczyna się świecić. Zwiatełko
ostrzegawcze. Jeśli chcę coś z niego jeszcze wydobyć, trzeba uważać z ofertą promocyjną.  No
właśnie. Przestał rzucać się w oczy i zabronił kolejnych publikacji.
 Jak to?
 Nie chciał już być sławny.
 Tak nagle?
 No, na jego miejscu  śmieje się Bocheński  też nie chciałbym być sławny.
Patrzy gdzieś ponad moim ramieniem, jego wzrok skupia się na chwilę, jakby zobaczył
starego znajomego, tyle że takiego, którego nie chce widzieć. Potem twarz normalnieje. Przestaje
być twarzą wystraszonego pijaka, choć wciąż jest gębą pijaka.
 Co się stało?
Serce łomocze mi w piersi. Mam właśnie dowiedzieć się czegoś ważnego, czegoś
przesądzającego. Jedna cząstka mnie chce to usłyszeć jak najszybciej, druga przestrzega i wcale nie
jest zainteresowana, trzecia gotuje się do zamordowania tego dziennikarzyny.
Tak czy inaczej, chcę wiedzieć.
Bocheński rozpiera się wygodnie na fotelu. Spogląda w niebo, jakby się rozmarzył. W tej
jednej chwili zapomina, że jest zwykłym lujem, degeneratem, alkoholikiem. Włącza się mu jakieś
świństewko i przez chwilę boję się, że zażąda, bym się z nim przespała, to mi powie. Ale
świństewko ma inne znaczenie.
 Powiem pani, wszystko pani powiem. Dowie się pani o Oskarze Kordzie wszystkich
rzeczy, które chce pani wiedzieć. Ale najpierw&
Woła kelnerkę. No tak, wódka razy dwa i piwo w zestawie promocyjnym.
Bocheński uśmiecha się tak obleśnie, że zbiera mi się na wymioty.
 Poproszę podwójną chivas regal, tę ze specjalnej butelki  mówi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl