się znajoma, ale kiedy się o tym mówi, brzmi to absurdalnie.
- Rzeczywiście - odrzekła - jak już wspomniałam,
pierwsza próba dostosowania się wywołuje trudności. Ale z
biegiem czasu, jeśli co dzień coś się dzieje, wszystko staje się
łatwiejsze.
- Musisz mnie o tym przekonać.
W jego głosie brzmiała nuta niecierpliwości.
- Nie chcę, abyś teraz odeszła, chcę dalej z tobą
rozmawiać. To okropnie denerwujące, że muszę czekać do
następnego popołudnia, by cię znów zobaczyć, ale zdaję sobie
sprawę, że się musisz wyspać, skoro całą noc opiekujesz się
ojcem.
Było wyraznie widać, że sam siebie usiłuje przekonać.
- Nie miałem ci okazji tego powiedzieć - pojechałem dziś
do Doliny Królów.
- Wiem o tym. Zdziwiony uniósł brwi.
- Skąd? Uśmiechnęła się.
- W takiej małej miejscowości wszyscy o wszystkim
wiedzą. Ali, jeden z naszych służących, który pracuje w
ogrodzie, powiedział mi, że wynająłeś konie, a ja myślę, że
rozsądnie postąpiłeś, nie jadąc tam w pojedynkę.
- Pojechałbym zupełnie sam - odrzekł książę - gdybym się
nie obawiał, że zgubię drogę; w każdym razie powiedziałem
przewodnikowi, aby milczał.
- Bardzo mądrze. A co zrobiłeś, kiedy dotarliście do
cmentarza faraonów?
- Byłem tam bardzo krótko, ale chcę pojechać jeszcze raz,
z tobą.
- To może okazać się niemożliwe.
- Dlaczego?
Wyraznie nie miała ochoty się tłumaczyć.
- Może pomówimy o tym innym razem - powiedziała
tylko.
- Czy przyjdziesz jutro?
Już miała odpowiedzieć, gdy nagle rozległ się krzyk,
niosący się daleko w nocnym powietrzu.
Odwrócili się i dostrzegli na werandzie ubranego na biało
człowieka.
Rozglądał się niespokojnie po krzewach i klombach
kwiatowych.
- Panienko, proszę szybko przyjść! Szybko! - zawołał
zobaczywszy Irisę.
Księciu zdawało się, że Irisa odfrunęła jak ptak. Popędziła
w kierunku schodów wiodących na werandę, wbiegła na nie i
skryła się we wnętrzu domostwa, zanim on zdążył nabrać
oddechu.
Powoli ruszył jej śladem.
Drewniane stopnie skrzypiały pod nogami, gdy wchodził
na werandę i dalej, do środka, przez otwarte drzwi.
Przy słabym świetle dochodzącym z innego pokoju
zobaczył, że znajduje się w salonie z oknami na
przeciwległych ścianach.
Było już za ciemno, by widzieć dokładnie - zauważył
jedynie kontury mebli, po czym skierował się w stronę światła
i stanął w progu małej, kwadratowej sypialni po drugiej
stronie domu.
Na drewnianym łóżku leżał mężczyzna przykryty tylko
prześcieradłem - przy nim klęczała Irisa.
Jeden rzut oka powiedział księciu, że ten człowiek nie
żyje.
Stał w drzwiach, nie wiedząc, co robić; zauważył, że
zmarły, czyli ojciec Irisy, jak się domyślił, był wybitnie
przystojnym mężczyzną.
Miał wyraziste, bardzo angielskie rysy i włosy
przyprószone na skroniach siwizną. Był bardzo wychudzony.
Książę pomyślał, że jego wysokie czoło musiało
znamionować inteligencję; zrobiło mu się żal, że było już za
pózno na rozmowę z człowiekiem, który mógł mu tyle
powiedzieć.
Irisa wciąż klęczała przy ojcu, jedną ręką badając jego
puls, a drugą przykładając do serca. Była spokojna i
opanowana, co księciu bardzo się podobało.
W końcu dotarło do niej, że ojciec nie żyje. Złożyła mu
ręce na piersiach, wstała i delikatnie okryła zmarłego
prześcieradłem.
Powiedziała coś po arabsku do stojącego w nogach łóżka
służącego. Skinął głową, a kiedy książę zrobił mu miejsce,
przeszedł przez drzwi, minął położony za nimi salon i opuścił
dom.
Książę czekał, aż Irisa spojrzy na niego.
- Ogromnie mi przykro. Tak bardzo chciałem poznać
twego ojca.
- Ja także chciałam, aby on poznał ciebie. Popatrzyła na
ciało spoczywające na łóżku, wzięła ze stołu świecę i zaniosła
ją do saloniku.
Była to gruba biała świeca w drewnianym lichtarzu.
Oświetliła pokój, w którym książę zobaczył teraz meble, dość
skromne, ale w dobrym guście.
Podobały mu się proste trzcinowe krzesła -
bezpretensjonalne, lecz praktyczne w kraju, gdzie wiecznie
panuje upał.
Na półkach i stołach stały naczynia, rzezby i figurki,
pochodzące z pewnością z grobowców.
- To upominki, jakie tatuś otrzymał od ludzi, których
leczył, chociaż przykre jest to, że je kradli, jeżeli nie mieli co
dać - odezwała się Irisa, jakby odpowiadając na nie zadane
pytanie.
- Z pewnością niektóre z tych rzeczy mają wielką
wartość.
- Nie chciałabym ich sprzedawać - odrzekła - ale
obawiam się, że będę zmuszona.
Mówiąc to usiadła na trzcinowym krześle - książę sądził,
że nie ma siły dłużej stać.
- Co zrobisz teraz, po śmierci ojca? - zapytał delikatnie. -
Nie możesz zostać tu sama.
W odpowiedzi usłyszał ni to westchnienie, ni to szloch.
- Sądzę, że nie powinnam, ale chciałabym zostać.
- Musisz zrozumieć, że to niemożliwe, jeżeli nie masz
przyjaciół, którzy by się tobą zajęli.
Zapadła cisza, a on domyślił się, że Irisa desperacko
pragnie zatrzymać ten dom, który był jej domem.
- Czyja to własność? - zapytał książę, a ona stwierdziła,
że znów odczytał jej myśli.
- Towarzystwa Misyjnego - odrzekła. - Sądzę, że kiedy
dowiedzą się o śmierci ojca, przyślą na jego miejsce kogoś
innego.
- Będzie to z pewnością żarliwy zwolennik nawracania,
dopóki nie opanuje go magia Egiptu, jak się to stało z twoim
ojcem - zauważył książę.
Zdawało mu się, że na jej ustach pojawił się nieśmiały
uśmiech.
- Może będzie potrzebował pomocnicy. Książę potrząsnął
głową.
- Raczej będzie miał żonę i pół tuzina dzieci!
- A więc muszę wracać do domu. Ledwie był w stanie
dosłyszeć jej słowa.
- Czy masz na myśli Anglię?
Skinęła głową, jakby mówienie sprawiało jej zbyt wielką
trudność.
- Czy masz krewnych, którzy się tobą zaopiekują? -
zapytał po chwili.
- Muszę chyba pojechać do dziadka, ale widziałam go
ostatnio będąc jeszcze dzieckiem.
- Zapewne ci nie odmówi gościny, zważywszy, że
zostałaś sama.
Książę pomyślał, że dziadek Irisy lub inni żyjący krewni
będą zachwyceni jej urodą oraz inteligencją. Jak to możliwe,
by ktoś tak dzielnie zachowywał się w podobnych
okolicznościach?
Chociaż tego nie powiedziała, zdawał sobie sprawę, że
ojciec był dla niej wszystkim, a teraz ta bezpieczna ostoja
znikła. Była sama w obcym kraju, w którym nie mogła dać
sobie rady bez pomocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]