[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 W takim razie mo\na się domyśleć jak sprawa stoi  rzekł Kortejo chytrze
 Jak?
 Zapewne zakochała się w tym nauczycielu. Dwoje rodaków i to w jednym domu jak ci,
na tym samym stanowisku, o tym samym statusie zawodowym, są w sobie zwyczajnie po uszy
zakochani. No, czy nie mam racji?
 To nie tak, senior. W prawdzie przebąkują, \e Sternau wodzi za nią oczami, \e miał jej
nawet powiedzieć o swej miłości, ale ona podobno nie chce nawet o tym słyszeć, przynajmniej
całe jej zachowanie o tym świadczy.
 Czy to ju\ wszyscy członkowie domu bankiera?
 Tak.
 A jak \yje on sam, czy trwoni pieniądze, czy mo\e \yje samotnie jak odludek?
 To ostatnie, powiedziałem przecie\, \e to skąpiec jakich świat nie widział, ja jestem
jednym z najbiedniejszych jego podwładnych, ale z pewnością \yj ę lepiej ni\ mój pryncypał i
jestem przekonany, \e lepiej jem i piję, ni\ on.
 Ciekawy jestem, czy w jego ksią\kach i rachunkach panuje wzorowy porządek?
 To się rozumie. Bardzo skrupulatnie przestrzega tych rzeczy. Ale senior, proszę mi
powiedzieć, dlaczego pan pyta o te sprawy, czy chce pan mo\e zawrzeć z nim znajomość albo
nawet rozpocząć interesy?
 Tak, muszę się przyznać, \e mam ten zamiar. Podjąłem niedawno większy spadek i nie
wiem na razie co z tym kapitałem począć. Pytałem o radę i poradzono mi oddać go któremuś
bankierowi na przechowanie, za zwrotem zwyczajnych procentów. Muszę się więc dowiedzieć
dokładnie o stosunkach tutejszych bankierów, aby wiedzieć komu mam zaufać. To jest właśnie
przyczyną mej wielkiej ciekawości.
Poczciwy robotnik wierzył święcie w ka\de słowo:
 O, jak tylko to, to mo\e pan bezpiecznie ka\dą sumę powierzyć memu panu,
przynajmniej tak samo bezpieczna jest, jak u ka\dego innego, mo\e mi pan zaufać, mówię
prawdę.
 Rzeczywiście wzbudzasz pan zaufanie. Jeszcze dzisiaj rzecz całą rozwa\ę dokładnie. W
ka\dym razie dziękuję za udzielone wiadomości.
 Proszę nie dziękować, senior. Pan wynagrodziłeś mnie hojnie tym zmarnowanym
czasem.
Wymieniwszy jeszcze parę grzeczności i po\egnali się i rozeszli w ró\ne strony.
Robotnik pobiegł ze swymi listami na pocztę, podczas gdy Kortejo zlał się z tłumem
przechodniów.
Naturalnie ani myślał o tym, by zaraz pobiec do księcia i oznajmić mu czego się dowiedział.
Postanowił wykorzystać usłyszane nowiny i to zarazem pod względem finansowym, jak i te\
pod względem czasu, dlatego nie miał zamiaru pokazywać się ju\ dzisiaj w zamku. Przehulał
resztę dnia i cały wieczór, spacerując po ulicach lub siedząc w winiarniach do pomocy, poczym
udał się na ulicę de Hueska.
Saragossa le\y nad Ebro, do której na północnym krańcu miasta wpada boczna rzeczka
Gallego.
Brzegiem tej ostatniej rzeki szedł Kortejo, gdy ujrzał tlące się jeszcze ogniska. Poznał zaraz,
\e tam rozbito namioty, więc skręcił w bok, by nie być widzianym, idąc jednak ciągle w górę.
Po chwili ujrzał długi szereg srebrnych topoli, miejsce wyznaczone na spotkanie.
Stanąwszy u celu nie zastał jeszcze Cingarity.
Cierpliwość jego nie była wystawiona na długą próbę. Wkrótce zjawiła się. Miała na sobie
ten sam strój, w jakim widział ją w dzień, ale z powodu nocnego zimna zarzuciła na ramiona
chustkę.
 Dobry wieczór, senior. Czy to pan?  powitała go.
 Tak, Zarbo, ja  odrzekł.
Podał jej rękę i uścisnął jej drobną dłoń.
 Boisz się mnie?
 Nie.
 A dlaczego dr\y ci ręka? Zimno ci mo\e?
 Nie, tylko ja jeszcze nigdy, z \adnym seniorem nie byłam w nocy sama.
 O nie bój się, gdy się kogoś kocha, to się ma do niego zaufanie, więc się go i nie obawia.
Ja cię bardzo, bardzo kocham. Czy twoi wiedzą gdzie jesteś?
 Nie, myślą, \e ja śpię w swym namiocie.
 Nie będą cię szukali?
 Nie, oni ju\ śpią.
 Chodz więc tutaj i usiądz obok mnie.
Usiadła koło niego, ale z bojaznią ptaka, którego lada co mo\e spłoszyć. Ujął ją za rękę i
znowu wyczuł lekkie dr\enie.
 Dlaczego dr\ysz?  pytał siląc się na spokój.  Czy nie chcesz bym twą rękę trzymał w
swojej?
 Czy to potrzebne?
 Naturalnie, jak się kogoś kocha, musi mu się całkowicie ufać.
Nie wiesz jeszcze tego?
 Nie.
 Nie kochałaś jeszcze nigdy \adnego mę\czyzny; tak z całego serca?
 Nie, nigdy.
 Czy to prawda?
 Senior, ja nie kłamię.
 Spróbuj więc, czy nie potrafisz mnie pokochać.
 Tak z całego serca?
 Tak.
 O senior, ja nawet jeszcze pańskiej twarzy nie widziałam.
 Więc przypatrz się.
Miał jeszcze ciągle maskę na twarzy, zdjął ją więc i odwrócił twarz ku światłu księ\yca, tak,
\e mogła go ujrzeć dość dokładnie.
 No có\, podobam ci się?  pytał \artem.
 Tak  odrzekła powa\nie.
 Ale z pewnością nie tak, jak ty mnie, ja bym pragnął cię objąć i uścisnąć serdecznie, tak
jak mi serce nakazuje. Czy mogę?
 A czy to potrzebne?
 Naturalnie, je\eli się kogoś kocha, to wręcz niezbędne.
Tak oszołamiał to biedne, nieświadome złego dziecko, chcąc je całkowicie usidlić i
obezwładnić.
Z praktyką starego zbrodniarza posuwał się coraz dalej, całując wkrótce jej piękne usta,
magnetyzując ją swym wzrokiem, tak \e nie była się mu w stanie dalej opierać.
Rozgrzany namiętnością, stał się rzeczywiście czuły i wylewny, począł jej przysięgać
miłość i opętał zupełnie, niedoświadczone dziewczę.
 Mój słodki gołąbku, jak ci się podoba ta pierwsza miłość?  pytał słodkim głosem.
 Ja myślę, \e śnię, senior!
 Nie, to rzeczywistość. Chciałabyś, aby tak zawsze ju\ zostało, droga Zarbo?
 Tak  szepnęła ze wstydem.
 To zale\y tylko od ciebie. Je\eli zechcesz zrobić to o co cię poproszę, mo\emy być
zawsze tak szczęśliwi.
 Co mam zrobić, senior?
 To musimy dopiero rozwa\yć. Jak długo ju\ jesteście w Saragossie?
 Tydzień.
 A jak długo jeszcze zostaniecie?
 Jeszcze przez tydzień.
 Ile rodzin was jest?
 Cztery rodziny i dwadzieścia osób.
 Masz ojca tutaj?
 Tak.
 I matkę?
 Tak\e.
 Innych krewnych nie masz?
 Nie.
 Jak się nazywa twój ojciec?
 Jarko.
 A matka?
 Kaszima.
 Kochają cię bardzo?
 O bardzo. I cały szczep i wszyscy inni Gitanie Hiszpanii kochają mnie, bo ja mam być
kiedyś ich królową.
 Do diabła!  odrzekł nagle zdziwiony  Wy tak\e macie królów?
 Nie, tylko królowe.
 Kto jest teraz królową?
 Moja matka, Kaszima.
 Ale przecie\ wy jesteście biedni?
 Myślicie, \e nie mo\na być biedną a zarazem królową, senior, o, pan nie zna Gitanów.
Wyglądają na biednych, lecz są bogaci, zdają się wzgardzeni przez wszystkich, a są dumni.
Rzadko który wasz król posiada taką potęgę, jak u nas, wśród swego szczepu ma królowa; ją
wszyscy słuchają.
 Co za uroczystości i zwyczaje są przy zmianie królowej?
 Tego nie mogę zdradzać, senior.
 Tak, więc muszę się zadowolić tym, \e księ\niczkę trzymam w ramionach, księ\niczkę,
którą kocham ponad wszystko i która mnie tak\e trochę lubi, nieprawda\?
 O nie trochę, tylko bardzo  odpowiedziała.
 Czy mo\esz miłość swoją wyznać swym rodzicom, Zarbo?
 O nie.
 Dlaczego nie?
 Ja muszę być \oną jednego z Gitanów, niczyją inną.
 Ach to straszne! I będziesz im posłuszna?
Skinęła głową i nic nie odpowiedziała. Pierwszy raz niezgoda uczuć rozdarła jej serce.
Kortejo zmiarkował dobrze, \e miłość jej zanadto jest jeszcze świe\a i wątła, i kto wie czyby się
przemogła, więc nie nalegał, tylko zapytał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl