[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co rozumiesz, schowaj dla siebie. A słuchaj, co inni o tym mówić będą.
 Księciu się zda, że ludzkim oczom ujść zdoła. Gadać będą, bo jest o czym. Po
dwóch latach nawet jednej nocy nie przespał w domu, by choć z podróży wypocząć. Naradę
zwołał i zapomniał o tym.
Wyprawa się gotuje, a przygotowań nie dopatrzy. Przypiliło go!  zaśmiał się z cicha
Przebimił.
 Myśleć możesz  odparł Nawój  jeno nie pyskuj.
Zasumowany był jakiś.
 Ja jeno przed wami  odparł Przebimił, trochę zmieszany.
 Wiem ci, żeś chytry. Nie musisz się z tym przypominać. Spać idzmy, bo pózno. Jutro
wieczorem będę nad Rudawą. Pogadamy, o czym trzeba.
Odwrócił się, wspiął na przełaz i zniknął za częstokołem. Przebimił stał przez chwilę,
zastanawiając się, co ukłuć mogło Nawoja. Chyba nie to, że książę do Krystyny pojechał.
Wzruszył ramionami i przeszedł na podwórzec.
%7łal Krystyny stracił swe ostrze piekące, rozdrażnienie mijało w jednostajnym spokoju
gródka. Skarcona Zasława nie ważyła się więcej ni słowem potrącić przeszłości i pomału
dawna przychylność Zapanowała między niewiastami, choć bez dawnej poufałości. Trapiło
to starą piastunkę, lecz przepłoszonej tymczasem starczyło, że Krystyna uspokoiła się,
więcej przesiadywała w domu i nawet można było z nią pomówić o gospodarstwie i
sprawach domowych. Pomówić lub raczej wygadać się, Krystyna bowiem wysłuchiwała
obojętnie zamierzeń i utyskiwań starej, nie wtrącając się do niczego, a jeśli nawet rzuciła
jakieś pytanie, widać było, że nie czeka na odpowiedz i daleko jest myślą. Gdzie nią
wędruje, nie wiada.
Wiosna runęła na kraj, nagła i gorąca. Wody z tających zwałów śnieżnych nie zdołały
uciec i rozlały się szeroko w klinie między Widawką a Wartą, tworząc olbrzymie jezioro, z
którego jak wyspy sterczały płachty ciemnych jeszcze borów. Drogi rozmiękły, stały się
przepadliste i Krystyna dniami całymi nie opuszczała dworca, wychodząc jeno na wyniosły
brzeg za sadem, skąd wzrokiem przynajmniej błądzić mogła po kraju szerokim, który z
dniem każdym krasił się coraz żywszymi barwami.
Przywróciła wiosna i Krystynie krasę, którą przygasiły włóczęgi w zimowe wichury i
udręka wewnętrzna. Wypoczynek zaróżowił jej lica, pozłociło je wiosenne słońce, krótko
przystrzyżone włosy podrosły i grubym węzłem opadały na barki, znowu wyprostowane,
jakby ubyło im ciężaru. Oczy odzyskały dawny blask, jeno bez dawnego spokoju. Zdała się
czekać na coś. Skoro tylko drogi podeschły trochę, znowu na swym podjezdku wyruszała co
dzień, nieodmiennie na wzgórza ku gościńcowi sieradzkiemu, dokąd zresztą prowadził
jedyny suchy szlak; gdzie indziej grzęziel jeszcze stała.
Zasława znów trapić się zaczęła o swą wychowankę i po długich wahaniach
postanowiła rozmówić się znią. Trafiła się sposobność, gdy pierwsza burza wiosenna z
ulewnym ciepłym deszczem zatrzymała Krystynę w domu. Po wieczornym udoju wracając z
kaplicy dworcowej, zastała ją Zasława w komnacie na zabawie z ulubioną suką. Krystyna
trzymała w ramionach kilkudniowe szczenię, a suka obskakiwała ją poszczekując. Po raz
pierwszy od przyjazdu Krystyna śmiała się wesoło. Zasława przystanęła przez chwilę w
drzwiach, patrząc na igraszki.
 Czędo7 piastować by ci się zdało, nie szczeniaka  ozwała się.
Zmiech Krystyny zgasł i twarz pobladła; odparła twardo:
 Bóg mnie ustrzegł od tego.
 Nie o tym myślałam  pospiesznie rzuciła Zasława  jeno że co minęło, trawą
zarosło, a życie przed tobą. A siedzą tu opodal Jastrzębce. Ród godny, ziemie graniczą. Nie
mówię zresztą, są inni, wybierzesz, kogo zechcesz. Jakże to samej żyć białogłowie  stara
westchnęła  ni serca o co zaczepić, ni tej ziemi pod nogami. Nawet mi dziwno, że się
krewniaki o Bużenin nie upomniały. Nie lza ziemi trzymać niewieście.
 Nic oćcowym krewniakom do Bużenina, bo Mścisławowi za książęcym
zezwoleniem przedany, a losem moim już raz porządzono. Zadość będzie.
 Wżdy ja nie rządzić chcę, jeno twojego dobra pragnę. Dość się człek naśpi w
pustym łożu, gdy stary. Nie wiesz, jak zimno i gorzko.
 Wiem, jak zimno i gorzko...
Krystyna urwała i odwróciła twarz.
Stara popatrzyła na nią badawczo i z wahaniem zapytała:
 A może ty kogo w sercu nosisz?
7 czędo  dziecię
 Ostawcie mnie!  krzyknęła Krystyna.
Stara odskoczyła przerażona, że znowu wybuch wywołała, lecz Krystyna nagle zaniosła
się płaczem. Zasława stała nad nią, bezradnie gładząc po ciemnych włosach. Pokiwała głową
ze zrozumieniem i cicho westchnąwszy wyszła.
Nie zbliżając się widziała, jak Krystyna za chwilę przeszła do stajen i osiodławszy
wierzchowca wyjechała za bramę, choć dzień miał się już ku końcowi.
 Znowu się zacznie  mruknęła Zasława.  Dobrze, że choć noc idzie pogodna i
ciepła.
Słońce istotnie zachodziło pogodnie, świat stawał się różowy i złoty. Pełny, jak dżdżem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl