potwornie bolesne, ale i tak lepsze niż kochanie go przez resztę
życia ze świadomością, że nigdy nie odwzajemni mojej miłości.
A potem& Potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży i
wszystko się zmieniło. Nie miałam pojęcia, co ze mną będzie. Nie
miałam nikogo. Wykreśliłam ojca ze swojego życia, choć gnojek
był tak uparty, że nadal opłacał mi czesne i mieszkanie oraz dawał
na utrzymanie. Nie wiedziałam, dlaczego to robi, i pewnie nigdy
się nie dowiem. Nie odwiedzał nas, nie dzwonił, nie starał się w
żaden sposób naprawić łączących nas relacji, ale płacił za studia i
przysyłał co miesiąc pieniądze. Większość z nich udało mi się w
ciągu ostatnich lat zaoszczędzić. Odłożyłam wystarczająco dużo,
żeby oszczędnie żyjąc, utrzymać się od biedy przez rok.
Oszczędzałam, żeby po studiach kupić sobie mieszkanie, tylko że
teraz nigdy tego nie zrobię.
Kiedy Ever zapadła w śpiączkę, tata pokrywał rachunki za
szpital do czasu, kiedy została umieszczona w domu opieki i
przeszła na utrzymanie państwa. Miał pewnie superubezpieczenie,
które pokrywało dużą część płatności, ale i tak musiało go to
kosztować fortunę. Wydaje mi się, że zapłacił też za leczenie
Cade a. Nie wiem, czy Cade miał tego świadomość.
Ale nie był dla mnie wsparciem. Sama nigdy nie
poprosiłabym go o pieniądze. Nie zadzwoniłabym do niego. Nie
powiedziałabym mu, co się stało.
Ever i Cade owi też nie mogłam powiedzieć. Mama od
dawna nie żyła, podobnie jak jej rodzice i rodzice taty. Byłam więc
sama.
I umierałam ze strachu. Nie miałam żadnego planu,
dysponowałam ograniczoną kwotą pieniędzy, nie miałam pracy ani
dyplomu. Ani przyjaciół, ani rodziny.
Poczułam, że znów zbiera mi się na płacz i zerwałam się z
kanapy. Wyciągnęłam z futerału Apolla i usiadłam na krześle na
środku salonu. Zaczęłam grać. Grałam i grałam. Aż skóra na
palcach popękała mi do krwi, aż od trzymania smyczka zdrętwiały
mi nadgarstki, aż zęby bolały mnie od zaciskania. Nie wiedziałam
nawet, co gram, wiedziałam tylko, że nic poza grą się nie liczy, że
tylko w ten sposób mogę odegnać strach i całkowicie się nie
załamać.
Kiedy opuściłam w końcu smyczek, przyszło mi coś do
głowy: mierzenie się co dzień ze swoim lękiem i przeżywanie
każdego kolejnego dnia przypominało skakanie z pomostu, kiedy
byłam mała. Już przez samo to, że budziłam się rano, stawiałam
czoło swojemu lękowi. Już przez samo to, że oddychałam,
okazywałam silną wolę. Już to, że nie zalewałam się nieustannie
łzami, oznaczało podjęcie wysiłku. Jedyne, co mi pozostało, to
stawiać codziennie czoło mojemu strachowi, skakać z pomostu i
liczyć na to, że uda mi się dopłynąć do brzegu.
ucieczka przed prawdą
Któregoś wieczoru kilka godzin przed zachodem słońca
leżałam na plaży. Na zachodzie, nad horyzontem wisiała
pomarańczowa kula słońca. Ciało miałam pokryte lśniącą
warstewką potu i szykowałam się właśnie do krótkiej kąpieli w
jeziorze przed powrotem do domu.
Usłyszałam warkot jego samochodu. W oddali trzasnęły
drzwi, a potem na kilka minut zapadła cisza. Po chwili dobiegł
mnie dzwięk kroków szurających po piasku. Udawałam obojętność
i leżałam z zamkniętymi oczami, przesłoniętymi okularami
przeciwsłonecznymi; zaplotłam na brzuchu ręce i skrzyżowałam
nogi w kostkach. Cieszyłam się, że mam na sobie jednoczęściowy
strój zaczęłam się powoli zaokrąglać, na razie tylko odrobinę.
Stwierdziłam, że może mnie nie zauważył. Przeszedł tuż
obok. Poczułam na nodze fontannę ciepłego piasku, a zaraz potem
dało się słyszeć ostry syk. Otworzyłam oczy i poczułam nagle, że
mam pustkę w głowie. Stał nade mną: ciemna sylwetka na tle
słońca. Znajdował się tak blisko, że czułam jego zapach. Zapach
trocin i potu. Zsunęłam okulary, żeby lepiej się mu przyjrzeć. Z
nosa i skroni spływał mu pot, który pokrywał też jego długie,
umięśnione ręce. Nie miał na sobie koszuli, na plecach nosił tylko
wodoszczelną torbę do nurkowania. Jego umięśniony brzuch lśnił,
a kąpielówki opadły wystarczająco nisko, żeby było widać
wyraznie zarysowane mięśnie ukośne. Miałam wielką ochotę się
oblizać. Jasna cholera, facet był boski. A ten zapach! Uderzał do
głowy. Widziałam na jego ciele trociny przyklejone do spoconego
torsu i przedramion. Zastanawiałam się, co takiego robił, że był
cały w wiórach. Chciałabym zobaczyć go przy pracy. Wyobraziłam
sobie, jak nachyla się nad stołem i hebluje kawałek drewna
długimi, powolnymi ruchami, od których mięśnie na jego plecach
falują, a ręce na przemian napinają się i rozluzniają.
Obrzucił mnie spojrzeniem swoich jasnoniebieskich oczu.
Widział mnie, co do tego nie było wątpliwości. I podobało mu się
to, co widział. Tego byłam pewna. Otworzył usta, a ja czekałam w
napięciu na dzwięk jego głosu. Na pewno będzie to niski, głęboki
pomruk, jak odgłos silnika w jego samochodzie. Być może
zaproponuje mi, żebym poszła z nim popływać. Być może dowiem
się, gdzie mieszka.
Ale on nagle pokręcił głową, zamknął usta ze słyszalnym
kłapnięciem i ruszył w kierunku jeziora. Biegnąc do wody,
zaciskał po bokach pięści. Co to, do cholery, miało być? Miał
zamiar coś powiedzieć. To było widać. A potem nagle& uciekł.
Przestraszyłam go? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co takiego
mogłam zrobić.
Patrzyłam, jak wchodzi po pas do wody, a potem nurkuje i
znika. Po prostu& znika. Wpatrywałam się w jezioro,
spodziewając się, że wynurzy się kilka metrów dalej, może koło
pomostu albo łodzi. Ale się nie wynurzył. Zanurkował i zniknął.
Wstałam i poszłam na sam brzeg, mrużąc oczy, bo raziło mnie
odbijające się od wody słońce. Przeszukiwałam wzrokiem
pomarańczowo-diamentową taflę w poszukiwaniu pływaka. Gdzie
on się podział?
To wszystko wyglądało coraz bardziej tajemniczo.
Mężczyzna nic nie mówił, pojawiał się i znikał na plaży. Nie
umiałam w żaden sposób sobie tego wyjaśnić, no, chyba że
zmierzał wpław gdzieś daleko, w miejsce znajdujące się poza
zasięgiem wzroku. To było naprawdę dziwne i sprawiało, że gość
stawał się jeszcze bardziej zagadkowy. A może był po prostu
nieśmiały? Może chciał się do mnie odezwać, ale nie umiał się
przełamać? Szybko jednak odrzuciłam tę myśl. Nie wyglądał na
nieśmiałego. Jego postawa i język ciała wskazywały na
mężczyznę, który zna swoją wartość i czuje się dobrze we własnej
skórze. Poruszał się z wdziękiem, był wysportowany i świadomy
własnego ciała. Ale mimo to najwyrazniej nie chciał lub nie mógł
się do mnie odezwać. Może był niemową? Ale sposób, w jaki
przed chwilą otworzył usta, wskazywał raczej, że mógł mówić, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]