[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pogotowiu, by oczekiwać powitania.
Bez słowa dołączyła do skromnej ekipy i pomogła przetoczyć
pacjenta na brzuch, by Angus mógł obejrzeć wylot rany.
RS
Wiedziała, że w tej chwili jest dla niego tylko i wyłącznie parą
sprawnych rąk. Postrzelonemu mężczyznie założono dren,
podano krew i czym prędzej przekazano go w ręce chirurgów. Po
raz drugi w ciągu jednej nocy Imogen znalazła się w sali
operacyjnej, tym razem z Angusem.
- Przepraszam cię - rzekł Angus, gdy oddali pacjenta w ręce
chirurgów.
- Za co? - Imogen zatrzymała się przy zbiorniku z wodą i
napełniła plastikowy kubek. - Nie oczekiwałam, że mnie ucałujesz
na przywitanie.
- To ja powiedziałem Heather, żeby zabrała cię z porodówki.
- Powiedziałeś Heather, że jestem dziś w pracy?
- Powiedziałem, że spotkałem cię na parkingu. -Angus
zauważył, że Imogen jest zła. - Nie zdradziłbym przecież, że od
rana o tym wiem, bo razem mieszkamy.
- Nie o to mi chodzi. - Zastąpiła mu drogę - Podobał mi się
dyżur na porodówce. Myślałam, że przejście do pogotowia to
polecenie kogoś z góry. Ty nie masz prawa tak po prostu wyciągać
mnie z innego oddziału.
- Imogen, ten człowiek się wykrwawiał. Brakowało rąk do
pracy, Heather rozpaczliwie wydzwaniała po domach, próbując
kogoś ściągnąć. A ja wiedziałem, że dwa piętra wyżej na dyżurze
jest doświadczona pielęgniarka. Potrzebowaliśmy cię...
- Potrzebowaliście? - Imogen nie kryła wściekłości. - A może
tak było po prostu najwygodniej?
- Zwietna robota - pogratulowała im Heather, która akurat
pojawiła się obok. Jej uśmiech napotkał dwie kamienne twarze. -
Dziękuję zwłaszcza tobie, Imogen. Nie wiem, co byśmy zrobili bez
ciebie.
- Poradzilibyście sobie, bez wątpienia.
- Pewnie tak. - Heather ziewnęła. - Ale ty nam wiele ułatwiłaś.
Angus, słuchaj, mam zamiar wpaść do ciebie dziś po południu, jak
już się wyśpię. Przygotowałam kilka posiłków, które...
- Dziś nie mogę - przerwał Anugs i uśmiechnął się, by złagodzić
odmowę. - Jadę na lotnisko odebrać mamę.
- No to jutro ci je podrzucę - nalegała Heather. -Zostawię...
RS
- I obrazisz mamę. - Uśmiech zamarł na twarzy Angusa, gdy
zauważył wzrok Imogen. - Mówię poważnie, Heather, bardzo ci
dziękuję za troskę, ale nie martw się, u mnie wszystko gra.
- Miałaś rację. - Angus wrócił do domu dwie godziny pózniej
niż Imogen. Mogłaby udawać, że już śpi, ale takie gierki uważała
za dziecinne. Nie wstała jednak, by go przywitać, pozwoliła
jedynie, by Angus postawił na stoliku kubek z herbatą i przysiadł
na skraju łóżka. - Nie powinienem był mówić Heather, że jesteś
dziś w pracy. Nie pomyślałem. Ale wiesz, na oddziale kipiało, a my
potrzebowaliśmy pomocy.
- Wszystko rozumiem. - Imogen nie odrywała oczu od świetlika
w suficie. - Ale nie podoba mi się - nagle popatrzyła wprost na
niego - że pamiętasz o mnie tylko w tych momentach, kiedy jest ci
to na rękę.
- Co takiego?
- Daj spokój, Angus. Wiem, że na lotnisko jedziesz dopiero o
piątej. Gdyby mnie tu nie było, to obiadek od Heather byłby mile
widziany. Nie wmówisz mi, że jest inaczej.
- Nie potrzebuję dożywiania, Imogen.
- Być może. Ale tak naprawdę chodziło tylko o to, że gdyby
Heather zobaczyła mnie tutaj, to wszyscy w pracy by się o tym
dowiedzieli. A to nie byłoby dla ciebie zbyt korzystne, prawda?
- Co mam ci powiedzieć? %7łe mamy wszystkim ogłosić prawdę?
Współpracownikom, Gemmie, mamie, dzieciom? A potem co? Ty
wsiadasz do samolotu i lądujesz w Australii, a ja zostaję i
spokojnie znoszę szepty i docinki. Nie lepiej będzie, jeśli to
zostanie między nami?
- Dlatego właśnie uważam, że powinnam się stąd jak
najszybciej wynieść. Chyba i tak nie dogadam się z twoją mamą. A
już na pewno będę się czuć niezręcznie. Męczę się, trzymając to w
sekrecie przed dziećmi.
- Mama już nie otula mnie kołderką na dobranoc
- zażartował, ale Imogen nawet się nie uśmiechnęła.
- Nie o to chodzi. - Oczy napełniły jej się łzami.
- Ona wie, że nie jestem nianią ani życzliwą koleżanką, która
pomaga przy dzieciach. Mama się domyśli, że my...
- %7łe my co?
RS
- Sam wiesz co.
- Zostań. - Nie był pewien, czy prosi, by została na kolejnych
kilka nocy, czy na zawsze. Zrozumiał jednak, że jej odpowiedz
dotyczy obu opcji.
- Nie mogę.
- Daj mi chociaż trochę czasu. - Zamknął oczy, a gdy otworzył je
znowu, głos miał spokojniejszy. -Muszę odebrać dzieci o trzeciej.
Chodz ze mną na lotnisko, a potem zostań jeszcze kilka dni,
przynajmniej do Nowego Roku. Przecież nie wrócisz do hostelu.
- Skąd wiesz, może mam ochotę na imprezę? -rzekła Imogen,
ale Angus nie dał się nabrać.
- Dzieci też powinny stopniowo przyzwyczajać się do myśli, że
niedługo je opuścisz. Nie możesz ich zaskoczyć taką informacją.
- Nie będą tęsknić.
- Właśnie że tak - upierał się Angus. - A ja obiecuję, że mama
nic nie zauważy. A jeśli jakimś cudem... Cóż, wtedy jakoś sobie z
nią poradzę.
Droga na lotnisko była długa, samochody posuwały się w
ślimaczym tempie. Angus i Imogen mieli sporo czasu na
rozmyślania, podczas gdy nad ich głowami wznosiły się i lądowały
samoloty. Gdy Imogen przyleciała do Londynu, trzy tygodnie,
które miała tu spędzić, wydawały się jej okresem nieskończenie
długim. Początkowo każdy dzień był znaczący, teraz jednak, jak to
zwykle bywa z wakacjami, pod koniec pobytu czas zaczął pędzić.
Nadchodził Nowy Rok, potem jeszcze kilka dni, i będzie musiała
wracać do domu.
Miała wiele planów związanych z tym wyjazdem. Większość
udało się zrealizować. Wśród nich jeden nieprzewidziany -
zakochała się.
Powtarzała sobie, że to tylko wakacyjna przygoda, ale sama w
to nie wierzyła. Wakacyjne romanse z reguły nie mają szans
przetrwania, bo za bardzo różnią się od szarej codzienności: przez
cały dzień człowiek leży na plaży w słońcu, a wieczorem pije
koktajle. Co można wiedzieć o mężczyznie, którego poznaje się w
takich okolicznościach?
Ona i Angus nie byli na wakacjach. Wiedli prawdziwe życie i
razem brnęli przez niełatwą rzeczywistość. Skoro mimo tego
RS
znalezli w zimowej szarudze radość, to nie mógł być tylko
wakacyjny romans. A już na pewno nie był to niezobowiązujący
flirt.
Heathrow oszołomiło ją tak samo jak wtedy, kiedy tutaj
przyleciała -tysiące ludzi, wózki, gwar, pośpiech, i to wszystko już
na parkingu. W hali przylotów udzieliła jej się specyficzna dla tego
miejsca atmosfera podniecenia i oczekiwania. Clemmie
podskakiwała i spierała się z Jackiem, jakie prezenty przywiezie
im babcia, a Imogen zastanawiała się, jaka jest matka Angusa.
Wyobrażała obie kobietę dystyngowaną, poważną i surową. Była
zaskoczona, widząc starszą panią liczącą zaledwie metr
pięćdziesiąt wzrostu. Zanim doszli do samochodu, Imogen
przekonała się już, że matka Angusa jest kobietą ekscentryczną,
ale i uroczą.
- Zrobisz mi filiżankę herbaty? - uśmiechnęła się słodko do
Imogen, gdy tylko weszli do domu.
Angus zareagował natychmiast.
- Mamo, to nie jest pomoc domowa. To koleżanka, która
pomaga nam z dobrego serca.
- No więc chyba nie będzie miała nic przeciwko temu, żeby
zrobić mi herbaty?
- Ależ skąd. - Imogen musiała stłumić uśmiech.
- Ona wkrótce wróci - powiedziała Jean takim tonem, jakby
Gemma wybrała się na wycieczkę.
- Mamo, to koniec.
- Nad małżeństwem trzeba pracować, Angus.
- Pracowaliśmy.
- Mnie z twoim ojcem także nie układało się idealnie. Trzeba
było włożyć trochę wysiłku, żeby być razem.
- Mamo, zrozum, Gemma kogoś poznała.
- Może ma depresję poporodową?
- Ratunku! - Angus zacisnął zęby i gdy Jean udała się do
łazienki, warknął do Imogen: - Co ona za bzdury wygaduje,
Clemmie skończyła cztery lata!
- Ona po prostu nie chce zrozumieć, że twoje małżeństwo się
rozpadło.
RS
- Ale tak się stało i się nie odstanie. - Angus potrząsnął głową. -
Dlaczego tylko ja jeden to rozumiem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl