trze jego sportowego auta. Ani śladu fotelika dla dziecka. Gdyby na własne oczy
nie widziała Danny'ego, nigdy by nie uwierzyła, że Quinn jest ojcem sześciolet-
niego chłopca.
- Jak się ma Danny? - zagadnęła, żeby przerwać krępujące milczenie.
- W porządku. Chwali się kulami i gipsem przed wszystkimi koleżkami.
Uśmiechnęła się.
- Domyślam się. Jak znam Bena, synka Kaylie, to jest zielony z zazdrości. Z
kim go zostawiłeś?
R
L
T
- Z Delores. Danny nazywają ciocią Di, głównie dlatego, że łatwiej to poka-
zać palcami niż całe jej imię.
- Czy Danny kiedyś mówił?
Quinn milczał, co potraktowała jako ostrzeżenie, że nie ma ochoty o tym
rozmawiać. Trudno mu się dziwić. Już miała coś powiedzieć, by pokryć tę gafę,
kiedy przemówił.
- Tak. Teraz chodzi do specjalisty, więc mam nadzieję, że kiedyś się ode-
zwie.
Na usta cisnęły się jej kolejne pytania, ale zdecydowała się powściągnąć swo-
ją ciekawość i zmieniła temat.
- Bardzo jest do ciebie podobny. Masz hiszpańskie korzenie?
Wyszczerzył w uśmiechu białe zęby.
- Ojciec jest Hiszpanem, a mama była Włoszką. Wybuchowa mieszanka. Po-
znali się i pobrali we Włoszech, ale ja urodziłem się już w Stanach. Masz oko do
cech etnicznych.
Krew hiszpańska i włoska. Wybuchowa mieszanka. To wyjaśnia, skąd w nim
tyle uroku.
- Bo to bardzo ciekawa dziedzina. Zawsze mnie to intrygowało.
- Ty też masz różne geny.
- Tak. Ale nie wiem jakie. Tyle tylko, że w moich żyłach płynie filipińska
krew.
- Dlaczego nie wiesz? Mama nie chciała ci powiedzieć?
R
L
T
- Moja mama zrzekła się mnie, jak miałam trzy miesiące. Nie mogę jej pa-
miętać. Byłam adoptowana.
- Przepraszam - rzucił speszony. - Nie wiedziałem...
Wzruszyła ramionami. Nie miała w zwyczaju rozmawiać o swoim pochodze-
niu i nie bardzo wiedziała, dlaczego teraz jej się to wyrwało.
- Każdy ma jakieś sekrety.
Nie odpowiedział, bo akurat wjeżdżali na zatłoczony parking przed świątecz-
nie udekorowanÄ… restauracjÄ….
Całe szczęście, że się przebrała, bo był to najbardziej elegancki i najmodniej-
szy lokal w okolicy. Dżinsy, nawet czarne, zdecydowanie byłyby nie na miejscu.
Pomógł jej wysiąść, a potem prowadził ją za rękę, wybierając oczyszczone ze
śniegu i lodu miejsca, by mogła bezpiecznie przejść w szpilkach.
W sali głównej odbywało się jakieś przyjęcie świąteczne, więc pospiesznie
odwróciła wzrok, by nie napotkać kogoś znajomego. Nikomu nie musi się tłuma-
czyć z kolacji z Quinnem, ale nie życzyła sobie, by całe Cedar Bluff huczało od
plotek.
I wolałaby, by nie kojarzono jej z Quinnem. Po tamtym pocałunku obiecała
sobie, że nie zostanie kolejnym trofeum tego śródziemnomorskiego lowe-lasa.
To, że sam wychowuje dziecko, nie znaczy, że nie ciągnie się za nim cały
szlak złamanych serc. Quinn jest aż nadto przebojowy.
Maître d'hôtel zaprowadziÅ‚ ich do stolika usytuowanego dyskretnie za fila-
rem, ale za to z piękną panoramą wzburzonego jeziora Michigan.
- Niesamowity widok - powiedziała. - Dzięki, że mnie tu przywiozłeś.
R
L
T
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Otworzył kartę. - Może kieliszek wi-
na?
- Bardzo chętnie. - Jeden kieliszek na pewno nie zaszkodzi.
- Polecam moje ulubione włoskie, ale możesz wybrać, co chcesz.
- Nie, nie. Zdaję się na ciebie. Mój mąż twierdził, że nie jestem w stanie po-
znać się na dobrym winie.
- Mąż?
Uniosła dumnie głowę. Nie życzyła sobie, by ktoś się nad nią litował.
- Okazało się, że ma guza mózgu. Umarł pół roku pózniej.
- To straszne. - Mogłaby przysiąc, że w jego gło-, sie zabrzmiała nuta empa-
tii. - Na pewno niełatwo było ci się z tym pogodzić.
- To prawda. - Jednak i o George'u nie lubiła roz^ mawiać. - Bardzo go ko-
chałam.
Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.
- Kiedy owdowiałaś?
- Dwa lata temu, ale ciągle mi go brakuje. - Była to święta prawda. Ale od
kiedy całowała się z Quinnem, o zmarłym mężu myślała niewiele. Ich subtelne
romantyczne uczucie przyćmiła żarliwość Quinna.
Pożądanie to nie miłość.
Gdy zjawił się kelner, by przyjąć od nich zamówienie na wino, atmosfera nie-
co się rozładowała, a potem, czytając kartę dań, poruszali już tylko bezpieczne
tematy.
R
L
T
Po jakie licho zgodziła się na tę kolację?!
- Co cię skłoniło do podjęcia pracy w Cedar Bluff? - zapytała. - Od samego
początku odnoszę wrażenie, że bardziej byś pasował do większej placówki cie-
szącej się prestiżem.
- Gwiżdżę na prestiż renomowanych ośrodków. - Skosztował wina, po czym
dał aprobujący znak kelnerowi. Wybrałem to miasteczko z myślą o Dannym.
Zabrzmiało to szczerze, a ją gryzło sumienie, że tak pochopnie oceniała jego
priorytety. Stało się dla niej jasne, że Quinn kocha synka.
- Decyzja godna uznania. - Samotnemu mężczyznie na pewno bardzo trudno
jest wychowywać dziecko, zwłaszcza nieme. Sama nigdy nie chciała mieć dzieci,
ale je lubiła. Zwłaszcza za ich niewinność i bezwarunkową miłość.
- Niekoniecznie godna uznania, raczej praktyczna. Wychowywałem się No-
wym Jorku, a studiowałem w Bostonie, ale tutaj mi się podoba. Cedar Bluff to
przyjemna odmiana - mówił zasadniczym tonem, jakby chciał ten wątek jak naj-
szybciej zamknąć. -Wiesz już, co zamówisz? - zapytał, gdy podszedł do nich
kelner.
- Tak. PoproszÄ™ Å‚ososia z morelami z grilla.
- A ja rozbratel, spécialité de la maison. - Energicznie zamknÄ…Å‚ kartÄ™ daÅ„.
Gdy kelner się oddalał, Leila zerknęła na swojego towarzysza. W czarnych
spodniach, białej koszuli i szarej marynarce prezentował się wyjątkowo ele-
gancko, jakby miał pozować do okładki magazynu modowego. Jest taki inny niż [ Pobierz całość w formacie PDF ]