wszedłem.
Rowley zamyślił się i podjął niebawem:
Podejrzewam, panie komisarzu, że nietęgo się spisałem. Na początku zdawało
mi się, że jestem górą. Ale to dobry cwaniak. Nie potrafiłem wydusić z niego nic
konkretnego. Myślałem, że się przestraszy, jak mu zarzucę szantaż, a on, bodaj
go licho!& uśmiechnął się i spytał, czy ja też jestem kupcem? Ze mną pan nie
wygra . Ja na to: Nie mam nic do ukrywania . A on, że zle go zrozumiałem.
Chodzi o to mówi że ja mam coś na sprzedaż, a pan chciałby może to kupić .
Co pan ma na sprzedaż? pytam, a on: Na ile mógłbym liczyć od pana czy też
całej pańskiej rodziny za niezbity dowód, że Robert Underhay, rzekomo zmarły w
46
Afryce, żyje i dobrze mu się wiedzie? Zapytałem, po kiego diabła mielibyśmy za
to płacić, a on roześmiał się i mówi: Bo lada chwila spodziewam się kogoś, kto
gotów jest wybulić grubą forsę za niezbity dowód, że Robert Underhay nie żyje .
Wtedy& obawiam się, Spence, że zrobiłem głupstwo, bo zirytowałem się i
powiedziałem, że Cloadowie nie robią świńskich interesów. Jeżeli Underhay nie
umarł, łatwo to będzie stwierdzić uczciwą drogą dodałem. Na tym zakończyłem
rozmowę, a kiedy szedłem do drzwi, on roześmiał się i powiedział tak jakoś
dziwnie: Wątpię, czy stwierdzi to pan bez mojego udziału . Zastanawiające,
prawda, komisarzu?
Co dalej?
Nic. Do domu wróciłem niezadowolony z siebie. Czułem, że zababrałem sprawę.
Lepiej było dać wolną rękę staremu Jeremiaszowi. Widzi pan, prawnicy potrafią
gadać z różnymi typkami spod ciemnej gwiazdy.
O której wyszedł pan z hotelu?
Nie mam pojęcia& Chociaż& Musiała dochodzić dziewiąta, bo jak szedłem
ulicą, usłyszałem sygnał dziennika wieczornego z jakiegoś otwartego okna.
Czy Arden mówił, jakiego klienta oczekuje?
Nie. Ale nie miałem wątpliwości, że chodzi o Dawida Huntera. Nie mógł to
być nikt inny.
Czy Arden nie był zaniepokojony, zdenerwowany?
Skąd znowu. Wyglądał na człowieka bardzo zadowolonego z siebie i całego
świata.
Spence wskazał ruchem ręki ciężkie stalowe szczypce.
Widział pan to obok kominka, panie Cload?
Czy ja wiem? Nie sądzę. Ogień się nie palił zmarszczył brwi przypominając
sobie scenę z poprzedniego wieczoru. Jakieś przybory były obok kominka, ale
nie zwracałem na nie uwagi. Tymi szczypcami&
Rozbito głowę nieboszczykowi dokończył komisarz. Tak, panie Cload.
Rowley zmarszczył czoło.
To dziwne powiedział. Hunter jest drobny, szczupły, a tamten kawał
chłopa.
Orzeczenie lekarskie stwierdza, że cios był zadany od tyłu i z góry
oznajmił bezbarwnym głosem policjant
Ciekawe& podjął z namysłem Rowley. Facet był bardzo pewny siebie, ale&
Widzi pan, ja na jego miejscu nie odwracałbym się tyłem do gościa, z którego
wyciskam forsę, a który podczas wojny odstawiał nieraz mokrą robotę. Wygląda na
to, że pan Arden zaniedbał elementarnej ostrożności.
Gdyby był ostrożny, zapewne żyłby teraz rzucił sucho Spence.
A szkoda, że nie żyje podchwycił młody farmer. Teraz dopiero widzę, jak
pokpiłem sprawę. Gdybym był mniej ważny, mógłbym dowiedzieć się czegoś bardzo
ciekawego. Powinienem udawać, że jestem klientem. Ale głupio mi było. Przecież
my nie moglibyśmy nigdy przelicytować Rosaleen i Dawida. Niełatwo by nam
zmobilizować pięćset funtów, nawet wspólnymi siłami.
Komisarz sięgnął po złotą zapalniczkę.
Widział pan to kiedy?
Ponownie zmarszczka ukazała się między brwiami Rowleya.
Chyba widziałem& ale nie pamiętam, gdzie i kiedy& Wydaje mi się, że
niedawno, nie jestem jednak pewien& Nie pamiętam.
Wyciągnął rękę, lecz komisarz nie podał mu zapalniczki. Odłożył ją i pokazał
szminkę do ust.
A to pan widział?
Nie znam się na takich rzeczach, panie Spence odparł z uśmiechem młody
farmer.
Policjant musnął pomadką wierzch swojej dłoni i z powagą jął obserwować
plamkę.
Powiedziałbym, że odcień stosowny dla brunetki bąknął.
Wy, policjanci, musicie znać się na wszystkim zauważył Rowley wstając z
uśmiechem. I w dalszym ciągu nie wie pan, komisarzu, nie podejrzewa nawet, kim
był nieboszczyk?
A pan coś podejrzewa, panie Cload?
47
Nie. Ale się zastanawiam. Tylko on mógł wskazać drogę do Underhaya. Po
śmierci tego gościa& Cóż, łatwiej znalezć igłę w stogu siana niż pierwszego męża
Rosaleen.
Sprawa nabierze rozgłosu, panie Cload. Proszę pamiętać, że w swoim czasie
wiele szczegółów trafi do prasy. Jeżeli Underhay żyje, może przeczytać to i owo
i wtedy sam się chyba zgłosi.
Być może bąknął Rowley z powątpiewaniem.
Nie liczy pan na to, panie Cload? [ Pobierz całość w formacie PDF ]