Wystarczyło jedno It s beyond me , żeby przekreślić wszystko.
Diego, jakiego znała, zniknął za fasadą tych słów. Nie mogła w to
uwierzyć i dlatego czytała ten mail wciąż od nowa, dziesiątki razy, aż
wreszcie wrył się w jej pamięć i mogła go wyrecytować bez zająknienia.
Korciło ją, żeby go usunąć z głowy się nie dało, więc chociaż z
pamięci telefonu ale gdyby go skasowała, jej wyobraznia, nie widząc
słów na ekranie, znowu mogłaby zacząć szukać innych znaczeń.
Zostawiła więc ten mail i wczytywała się w niego wciąż na nowo, w
jakimś masochistycznym zapamiętaniu, próbując dociec, czy Diego był
taki od początku, tylko ona tego nie zauważyła, czy też zmienił się w
którymś momencie. A jeżeli tak, to kiedy się to stało i dlaczego? Co
przeoczyła? I czy mogło być inaczej?
Ekran telefonu zgasł. Bateria się wyczerpała.
*
Na bronchoskopię proszę.
Weronika obojętnie powlokła się za pielęgniarką do windy. Pani
Helena mówiła, że to nieprzyjemne badanie, ale Weronice było
wszystko jedno. Nie czuła głodu, chociaż nie dostała śniadania ze
względu na bronchoskopię właśnie, a ponieważ badanie opózniło się o
trzy godziny, to nie dostała również obiadu. Tylko strasznie chciało się
jej pić, ale pić też nie było można. Pomadką ochronną pociągnęła
wysuszone usta. W dzieciństwie często miała spierzchnięte wargi z
czerwoną, spękaną obwódką. Pamiętała, jak strasznie szczypało, gdy
jadło się coś kwaśnego, i że nie chciało się goić. A pózniej długo jeszcze
zostawały ślady. Weronika wstydziła się tego bardzo, zasłaniała więc
usta albo chowała twarz w szalik, nie mogąc znieść swojego wyglądu, a
jednocześnie nie umiała się powstrzymać od oblizywania. Potem z tego
wyrosła, ale zawsze musiała mieć przy sobie jakiś balsam do ust albo
bezbarwną pomadkę; bez tego w ogóle nie ruszała się z domu, a jeśli
zdarzyło się, że ją zgubiła, gotowa była w środku nocy lecieć na stację
benzynową albo do dyżurnej apteki, gdzie patrzono na nią jak na
wariatkę, gdy okazywało się, po co przyszła. Czasami pomadka nie była
jej potrzebna nawet przez kilka dni, ale gdy tylko zauważyła jej brak,
natychmiast usta robiły się suche i musiała, po prostu musiała znowu je
oblizać.
Dzisiaj od rana nie rozstawała się z pomadką. Suchość ust i
pragnienie to jedyne, co czuła, a poza tym niewiele do niej docierało.
A gdy już dotarło, to jakieś takie przytłumione i bez znaczenia, jakby
znajdowała się w jakimś kokonie, który odbierał wrażeniom
intensywność. I tylko gdy z zakamarków pamięci przez ten ochronny
kokon przebijały się słowa It s beyond me , znowu zaczynało boleć.
Proszę się położyć.
Weronika posłusznie wykonała polecenie lekarki, aczkolwiek
miała wrażenie, że to wszystko, co się dzieje, dotyczy nie jej, ale kogoś
zupełnie innego. Jakby była tylko obserwatorem. Jakby to rozciągnięte
na kozetce ciało z rurą w ustach wcale nie należało do niej. Czuła tę rurę
w gardle, to prawda, miała wrażenie, że się dusi, ale to nie budziło w
niej większych emocji, jakby tylko rejestrowała fakty, jakby oglądała
film ze sobą w roli głównej.
Wyniki będą za tydzień, może wcześniej. Przez dwie godziny
nie można jeść ze względu na ryzyko zachłyśnięcia usłyszała na
koniec i obojętnie skinęła głową.
Wróciła do sali, przykryła głowę kołdrą i zanurzyła się w
niespokojnym, pełnym majaków śnie. Był w nim Diego, opalony jak
zawsze i uśmiechnięty, Diego, który wyszedł po nią na lotnisko ubrany
jedynie w spódniczkę z trawy ( To taki nasz brazylijski strój
powiedział) i z ogromnym naręczem purpurowych kwiatów. ( Nigdzie
indziej ich nie spotkasz, bo sulpicarie rosną tylko tutaj oznajmił,
nachylając się, by wpiąć jej kwiat we włosy). Weronice zakręciło się w
głowie od zapachu kwiatów i zapachu mężczyzny. I on jej pragnął, czuła
jego nabrzmiałą męskość, przyciągnęła go do siebie, gdy nagle z
kwiatów, z tych oszałamiająco pachnących sulpicarii, na których leżała
Weronika, zaczęły wypełzać obrzydliwe białe robale; czuła ich śliski
dotyk, krzyczała, a Diego tymczasem zniknął nawet nie zauważyła
kiedy. I nie wiadomo skąd wziął się Ważniak, też w spódniczce z trawy,
z teką pełną dokumentów i w okularach, jak zwykle. Nie ma co ich
strącać powiedział tych robaków, nawiasem mówiąc to curcunis
hucinienda, bardzo rzadkie okazy, pod ochroną, a pani przecież i tak
umrze, więc co one pani szkodzą. Statystykę mi pani psuje, ale cóż,
pacjentów się nie wybiera .
Pani Weroniko, pani Weroniko usłyszała i poczuła, że ktoś
głaszcze ją po głowie. Nie było Diego ani Ważniaka, i sulpicarii nie
było, i robaków, tylko pani Helena pochylała się nad łóżkiem, próbując
ją dobudzić. Ojej, cała pani spocona, pewnie jakiś zły sen...
Pić... strasznie chce mi się pić wychrypiała Weronika.
Gardło miała wysuszone na wiór. Aapczywie chwyciła podaną
przez panią Helenę szklankę i, mimo bólu odzywającego się przy
każdym przełknięciu, wychyliła ją aż do dna. W pierwszym momencie
obawiała się, że złapała anginę, ale zaraz uświadomiła sobie, że to
pewnie po bronchoskopii.
Gdy kończyła drugą szklankę wody, rozległ się sygnał telefonu.
Sprawdziła, kto dzwoni. Nie odebrała. Ale mama nie rezygnowała tak
łatwo. Zadzwoniła jeszcze raz.
Cześć, mamo.
No, wreszcie cię słyszę, Weroniko. Dawno się nie odzywałaś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]