Idziemy do domu?" Susi już się zrywa i wyraża wszelkimi dostępnymi jej środkami
zgodę. Torujemy sobie drogę skroś dżungli i daleko nad Altenbergiem wchodzimy w
wodÄ™. Susi nie 146
wykazuje już lęku. Płynie spokojnie i powoli obok mnie w dół nurtu i pozwala się
znosić wodzie.
Lądujemy tuż przy miejscu, gdzie zostawiłem ubranie, siatkę i bańkę. Szybko
postarawszy się jeszcze o obfitą wieczerzę z najbliższej sadzawki dla moich rybek,
ruszamy o zapadającym zmierzchu tą samą drogą, którą przyszliśmy. Na mysiej łące
Susi odnosi ogromny sukces: Å‚apie kolejno raz po raz trzy grube myszy polne, i tym
sposobem chyba powetowała sobie porażkę ze szczurem piżmowym i żabą.
ZwierzÄ™ z sumieniem
Wszystkie instynktowne impulsy dzikiego zwierzęcia są tego rodzaju, że w
ostatecznym wyniku muszą obracać się na dobro własne i całego jego gatunku. Nie
ma w jego życiu konfliktu między naturalnymi skłonnościami a powinnością":
każdy bodziec wewnętrzny jest dobry". Tę rajską harmonię człowiek już zatracił.
Specyficznie ludzkie osiągnięcia, mowa słowna, pojęciowe myślenie, umożliwiają
gromadzenie i przekazywanie za pomocą tradycji zasobów wspólnej wiedzy.
Wynikający stąd rozwój dziejowy ludzkości odbywa się wielokrotnie szybciej aniżeli
czysto organiczny, filogenetyczny rozwój wszystkich pozostałych istot żywych.
Instynkty jednak, wrodzone sposoby akcji i reakcji człowieka, pozostały związane ze
znacznie powolniejszym tempem rozwoju organów, toteż nie mogły dotrzymać kroku
kulturowo-historycznemu rozwojowi człowieka: owe naturalne skłonności" bowiem
niezupełnie już pasują do warunków kultury, w jakie przeniósł się człowiek dzięki
swoim zdobyczom duchowym. Nie jest on zły od młodości, nie dość jednakże dobry
jak na wymogi kulturalnego społeczeństwa ludzkiego, które sam stworzył. Inaczej
niż dzikie zwierzęta, człowiek kultury % a w tym sensie są wszyscy ludzie istotami
kulturalnymi nie polega już wyłącznie na włas-
148
nych bodzcach instynktu. Wiele z nich tak jawnie przeczy wymogom społeczności
ludzkiej, że nawet najnaiwniejszy obserwator z miejsca rozpozna w nich wrogów
kultury i ludzkości. Głos instynktu, któremu dzikie zwierzę w swoim naturalnym
środowisku daje bez zastrzeżeń posłuch, doradza mu jednak zawsze tylko dobro
indywidualne i gatunku, natomiast u człowieka bywa to aż nazbyt często zgubny
podszept, tym niebezpieczniejszy, że przemawia do nas w tym samym języku, w
którym ujawniają się i inne impulsy, takie, którym i dziś nie tylko powinniśmy, lecz
musimy być posłuszni. Dlatego człowiek jest zmuszony za pomocą myślenia
pojęciami sprawdzać każdy poszczególny bodziec instynktu, czy można mu ulec, nie
szkodząc wartościom kultury, które sam stworzył. Wprawdzie dla owoców z drzewa
poznania człowiek opuścił raj zwierzęco-bezpiecznego, instynktownego
przystosowania do pewnej szczupłej przestrzeni życiowej, ale te owoce właśnie
umożliwiły mu rozszerzenie owej przestrzeni życiowej na cały świat oraz to, że
każdej chwili może zadawać sobie pytanie: Czy wolno mi ulec skłonności, jaka mnie
akurat naszła? Czy nie narażam tym najwyższych wartości społeczeństwa ludzkiego?
Co by było, gdyby wszyscy czynili to, do czego mnie w tym momencie ciągnie? Albo
formułując za Kantem, lecz biologicznie: Czy mogę podnieść maksymę mego
postępowania do rangi powszechnie obowiązującego prawa natury?
Każda prawdziwa moralność, rozumiana w najwyższym ludzkim sensie, stawia na
pierwszym planie osiągnięcia duchowe, do czego żadne zwierzę nie jest zdolne. Ale
znów odpowiedzialność nie byłaby mo-żebna bez ściśle określonych podstaw
uczuciowych. Także w człowieku zakorzeniona jest ona mocno w głębokich,
instynktownych pokładach" jego życia wewnętrznego. Nie wszystko, co aprobuje
chłodny rozsądek, wolno człowiekowi czynić. Nawet
149
jeżeli etyczne motywy jego postępowania będą na wskroś nieskazitelne, może się
zdarzyć, że uczucie sprzeciwi się niedwuznacznie. Biada temu, kto wówczas
posłucha rozsądku, a nie ucżucia. Przykładem niech będzie pewna historyjka.
Przed wielu laty musiałem pielęgnować młode pytony w Instytucie Zoologicznym;
zwykły one jadać martwe myszy i szczury. Ponieważ więc szczury łatwiej hodować
niż myszy, byłoby rozsądniej karmić je szczurami, ale wtedy musiałbym zabijać
młode szczury. Otóż młode szczury, wielkości myszy domowej, ze swymi grubymi
łebkami, wielkookie, o krótkich, grubych łapkach i dziecięco niezręcznych ruchach,
mają w sobie wszystko to, co w młodych zwierzętach i malutkich dzieciach tak
wzruszająco przemawia do naszych uczuć. Nie chciałem tedy brać się do tych
szczurów. Dopiero kiedy pogłowie myszy w instytucie było zdziesiątkowane,
zadałem sobie pytanie, które sprawiło, że serce moje stwardniało: Czy jestem
właściwie eksperymentującym zoologiem, czy sentymentalną starą panną zabiłem
sześć szczurów i dałem je moim pytonom. Z punktu widzenia Kantowskiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]