[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego po komodzie, nie państwo Maciejakowie oczywiście, tylko milicja. To on ją zabrał ze
śmietnika, tak? Taki był łasy na te sto tysięcy złotych?
- Sto pięćdziesiąt. Chciał zrobić uprzejmość jednemu facetowi z dyplomacji, ukrywając
zarazem swój związek z Maciejakami. Oni go zresztą rzeczywiście w ogóle nie znali, transakcję
uzgodnili z nim drogą pośrednią. Mebel wyrzucili, wolno im, a on zamierzał tłumaczyć, że
natknął się na tę komodę przypadkowo, rozpoznał, że to antyk, i zabrał.
- I naprawdę nikt nie wiedział, kim on jest?
- Naprawdę. Parę osób się domyślało, ale bardzo mgliście, nie sposób go było
rozszyfrować. Mógł to być on, a mógł być i ktoś inny, kandydatów istniało kilku i komoda
wreszcie przesądziła sprawę. Od stolarza trafiono do dyplomaty, od dyplomaty do tatusia-szefa,
przy czym dzięki tobie poszło szybko.
- Beze mnie poszłoby wolniej?
- A jak to sobie wyobrażasz? Kto mógł stwierdzić od razu, że to na pewno ta sama? Oni
wyrzucili na śmietnik dużo różnych rzeczy... Samo zabranie jej z wysypiska nie było zresztą
żadnym dowodem i niczym mu nie groziło, tyle że skierowało na niego uwagę. Zidentyfikowało
go niejako. Trochę to załatwił lekceważąco i beztrosko, ale mógł sobie na to pozwolić, bo
wiedział, że zanim do niego dotrą, zdąży zniknąć. Zauważ, że siedział w handlu morskim i miał
wpływ na terminy wyjścia statków w morze. Umówił się z mechanikiem, że postoi na redzie. W
razie potrzeby coś tam będzie mu szwankowało i zacznie sprawdzać, dostatecznie długo, żeby
składak zdążył dobić. Nie przewidział tylko, że w maszynach rzeczywiście coś nawali i statek
spózni się z wyjściem o pięć dni...
- To dlatego ona tam jezdziła przez pięć wieczorów?
- Dlatego. On miał przyjechać zwyczajnie, w ostatniej chwili, pociągiem, tym
wieczornym, bez bagażu, to znaczy walizkę zostawił w przedziale. Składak i jego torbę ona przez
cały czas woziła w bagażniku samochodu. Ale już go pilnowali i w Gdyni milicja na niego
czekała.
- Dlaczego w Gdyni?
- Pozorował konszachty z jednym facetem, który ma w Gdyni własny jacht.
Przypuszczano, że spróbuje uciec tym jachtem.
- Znaczy, zabezpieczył się na wszystkie strony? Musiał chyba wiedzieć o tych brylantach
Basieńki?
- No pewnie, że wiedział! Wiedział nawet, że przez pomyłkę zostawili je w domu. W
zdenerwowaniu tyle o tym ględzili, że nietrudno było podsłuchać.
- Wiedział, jakie one są?
- W dużym stopniu. Sam im raił niektóre transakcje...
- Kantował ich!
- Jeszcze jak! Zawsze kantował swoich wspólników. Wiedział wszystko, to on poddał
pomysł wymiany jednej albo dwóch osób na kogo innego, wiedział o tym zostawionym w
szufladce kluczyku od skrytki, mógł działać na pewniaka. Zrobił sobie operacje plastyczną
twarzy, sfałszował dokumenty, dla skarbu barona opłaciło mu się. Większość, niestety, zdążył
wywiezć.
- Ale nie wlazł osobiście do piwnicy państwa Maciejaków. Gdzie, do diabła, podział się
ten, co wlazł? Dlaczego ja go nie widziałam pod wierzbą?
- Naprawdę jeszcze się tego nie domyślasz? Trzeba ci to tłumaczyć?
Od razu mnie zirytował. Znów to samo, każe mi dedukować samodzielnie i
nadzwyczajnie się dziwi, że z takich wyraznych przesłanek wnioski nie wyciągają mi się same.
Ktoś tam wszedł do sklepu rybnego, a ja powinnam z tego przewidzieć, że o siedemnastej
piętnaście dworzec kolejowy wyleci w powietrze. Albo coś w tym rodzaju. Rzeczywiście,
zupełnie jasne i można powiedzieć, samo się kojarzy!
- W ludzkiej postaci pętała się tam tylko ona - powiedziałam gniewnie. - W charakterze
śladów występowałeś ty i włamywacz. Jej śladów nigdzie nie było... Zaraz. Nie było...? Dlaczego
nic było jej śladów? Co ona miała na nogach...?
I nagle uprzytomniłam to sobie. Widziałam przecież, co miała na nogach, podjechałam na
parking, zanim zdążyła się ustawić z drugiej strony i wysiąść. Widziałam, jak wchodziła do
Grandu, na nogach miała miękkie mokasyny na płaskim obcasie...
- Jak to?! Więc to ona...?! Ta wstrętna żmija gmerała w brylantach Basieńki i w mojej
herbacie?! I ja tę herbat? piłam...?!!! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl