[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usiłował zasnąć. Jego buntowniczy umysł wypełniał
obraz Gillian: tych wszystkich rzeczy, które chciał jej
zrobić, tych wszystkich rzeczy, które chciał by ona
zrobiła jemu, tych wszystkich rzeczy, które zrobiliby
sobie wzajemnie. Wreszcie porzucił nadzieję na od-
poczynek i postanowił popracować.
W przeszłości, kiedy tylko coś w jego życiu szło nie
tak  nawet w tamtych trwających wieczność dniach,
kiedy jego ciało krzyczało z bólu, a on, by o tym nie
myśleć, rozwiązywał w myślach równania  potrafił
zatracić się w badaniach. A kiedy brak danych unie-
możliwiał znalezienie odpowiedzi, ruszał w jakiś po-
grążony w wojnie region świata, gdzie spędzał tygo-
dnie i miesiące na układaniu profili osobowości i pobie-
raniu próbek DNA od miejscowej ludności, by włączyć
je potem do swojej bazy danych.
Praca nigdy go nie zawiodła. Aż do tej chwili.
Do chwili, kiedy popełnił największy w życiu błąd
82 JoAnn Ross
i dopuścił do siebie Gillian Cassidy. Dodatkowo ziryto-
wały go dwa telefony: jeden od Van Horna, drugi
z Pentagonu w sprawie postępów badań.
Jeszcze bardziej jednak rozmów drażniła go posta-
wa tych wszystkich szyszek w wojskowych mundu-
rach. Przyzwyczajeni do czarno-białego postrzegania
rzeczywistości i do działania, nie mogli zrozumieć, że
pewne sprawy wymagają czasu. Rozumiał również, że
gdyby tylko mieli taką możliwość, użyliby jego badań
do niecnych celów z nie mniejszą ochotą od Rosjan.
 Takie telefony mnie rozpraszają  powiedział do
generała, który stał na czele wojskowego komitetu,
zajmującego się tym projektem.  Jak moje prace mają
się posuwać, skoro cały czas wiszę na tej przeklętej
słuchawce.
Rozmowa była krótka, rzeczowa i, jak zawsze
w kontaktach z tą specyficzną instytucją rządową,
niezadowalająca. Mimo to, pod koniec rozmowy Hun-
ter zapewnił generała, w którego gestii było również
wystawianie czeków, że wkrótce spodziewa się przeło-
mu.
Nawet świadom faktu, że ostatnie wyliczenia mu-
szą być jeszcze raz sprawdzone, Hunter siedział nieru-
chomo, wpatrując się w monitor i obserwując Gillian,
która spała samotnie w jego wielkim łóżku.
Ze sposobu, w jaki wierciła się i przewracała w łóż-
ku, z delikatnych dzwięków, wydobywających się z jej
ust, ze sposobu, w jaki pieściła ręką swoje ciało,
wynikało, że nie tylko on spalał się wewnętrznie.
Niestety nawet ta myśl go nie pokrzepiła.
Do licha, tylko ona miała się spalać, a jego umysł
miał pozostać chłodny i analityczny.
Trzydzieści nocy 83
Znikła w łazience. Czekał niecierpliwie i kilka minut
pózniej został nagrodzony, kiedy wyszła otulona
w zbyt duży szlafrok. Wywołało to w nim nową,
bardzo realną wizję, jak wydobywa ją z grubych
fałdów swego szlafroka frott. Chociaż pomysł pod-
glądania jej pod prysznicem był bardzo nęcący, ostate-
cznie, z pewnym ociąganiem, zrezygnował z umiesz-
czenia kamery w łazience.
Teraz, patrząc na trójkąt bladej skóry, otoczony
rozchylonymi w literę V wyłogami szlafroka, i tak
ostro kontrastujący z jego czarną barwą, Hunter przy-
łapał się na tym, że żałuje swej szarmanckiej decyzji.
Na białym aksamicie zauważył błyszczącą, brylan-
tową kroplę. Jęknął, owładnięty nagłym zwierzęcym
pragnieniem zlizania jej.
Sięgnął po pilota z postanowieniem wyłączenia tego
cholernego pudła, wygaszenia ekranu i powrotu do
pracy. Nie był jednak w stanie się na to zdobyć.
Obsesja. Słowo, na którego użycie pozwalał sobie
dotąd tylko w sprawach zawodowych, dzwięczało mu
w głowie jak niski, pojedynczy odgłos rogu do nawoły-
wania owiec, rozbrzmiewający echem we mgle spowi-
jającej zewsząd jego dom.
Hunter nigdy nie był skłonny do głębszych intro-
spekcji, kompleksowe analizy zachowując zawsze dla
potrzeb badawczych. Ale nie trzeba było być geniu-
szem, aby zdać sobie sprawę, że nie wiedzieć czemu
troszczy się głupio o tę uroczą córeczkę Cassidy ego,
człowieka, który skomplikował mu życie.
Będzie musiał ją odesłać. I to szybko.
Podejmując taką decyzję i uznając, że przyzwoicie
i honorowo będzie pozwolić jej na odrobinę prywatności
84 JoAnn Ross
przy ubieraniu, Hunter zdecydowanym ruchem wygasił
ekran.
Zamiast jednak wrócić do pracy, pozostał w skórza-
nym fotelu, a jego nieposłuszny umysł dalej tworzył
wirtualne obrazy pełne dzikiego erotyzmu, w porów-
naniu z którymi Kamasutra była bajeczką dla grzecz-
nych dzieci.
Gillian podążyła do kuchni za nęcącym aromatem
kawy. Przy kontuarze zastała już Mildred Adams,
siekającą warzywa na obiad. W przeciwieństwie do
chłodnej sterylności hedonistycznej sypialni Hunte-
ra, kuchnia była pełna domowego ciepła, z miedzia-
nymi rondlami i połyskującym marmurowym bufe-
tem.
Roztaczał się stąd również zapierający dech w pier-
siach widok na ocean, lecz teraz niestety wszystko
wokół osnuwał zwiewny woal mgły.
 Dzień dobry  powitała gospodynię Gillian,
uśmiechając się z lekkim zażenowaniem.  Nie mogę
uwierzyć, że tak długo spałam.  Nie chciała, żeby pani
Adams myślała, że zawsze jest taka leniwa. Wystarczy
już, że zdaniem gospodyni sypiała z Hunterem.
Kobieta wzruszyła ramionami.
 Doktor St. John powiedział, że będzie pani zmę-
czona.  Przystąpiła do rozprawy z marchewką, z za-
dziwiającą szybkością tnąc ją na idealnie równe, owal-
ne plasterki.  Miała pani wczoraj pracowity dzień.
 O, tak  odparła Gillian  to prawda.
 Powiedział też, że objechała pani świat, dając
koncerty.  Przerwała pracę i napełniła kawą pękaty
niebieski kubek z kamionki.
Trzydzieści nocy 85
 Wróciłam do Stanów w ubiegłym tygodniu.
Kubek ogrzewał dłonie Gillian. Skuszona wydoby-
wającą się z jego ciemnego wnętrza wonną parą,
spróbowała napoju.
 Och, jest pyszna.  Westchnęła z rozkoszy i pocią-
gnęła większy łyk.
 Mam nadzieję, że nie jest dla pani zbyt mocna.
Zaparzyłam tak, jak lubi doktor St. John.
 Jest doskonała.
 Doktor St. John mówi, że kawa powinna być [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl