łodze, dzięki czemu miał do niej lepszy dostęp. Zdjął jej
skarpetki i zaczął całować doskonale zgrabne łydki, roz-
chylając jej kolana tak, by dostać się tam, gdzie zmierzał
od samego początku.
- Och - szepnęła takim głosem, że Jared musiał się
uśmiechnąć.
Pocałował ją przez satynowy materiał.
- A teraz?
- Nie ustawaj, doktorze. Doskonale ci to idzie. Za-
częła się wić pod jego ustami, dając mu znać, że jest go-
towa. On też był gotowy.
Pod zamkniętymi powiekami zobaczyła rozbłysk fa-
jerwerków, gdy Jared w końcu dotarł po mistrzowsku
ustami do najwrażliwszego miejsca. Cała oddała się temu
130
S
R
odczuciu, świadoma tylko, że jest prowadzona ku nie-
biańskiej szczęśliwości. Chciała powstrzymać przypływ,
ale nie mogła tego zrobić. Z Jaredem Grangerem jako
przewodnikiem opuściła ją cała siła woli.
Rozkosz uderzyła ją z siłą huraganu, odebrała jej od-
dech, zmusiła serce do szaleńczego galopu, w głowie
czuła radośnie witaną pustkę. Nie miała kontroli nad dy-
goczącym ciałem.
Gdy wreszcie odzyskała świadomość, Jared trzymał
ją w objęciach, mocno przytulając do piersi, a jego serce
tłukło się szaleńczo.
- Och... - Tylko tyle mogła powiedzieć.
- No i jak ci się podobały ćwiczenia? - spytał z usta-
mi przy jej czole.
- Jeszcze nigdy nie bawiłam się na sali gimnastycznej
tak dobrze. - Nagle uświadomiła sobie, że Jared ma na
sobie dżinsy i podkoszulek, a ona jest naga.
Uśmiechnęła się do niego.
- Nie mogę uwierzyć, że to się znów zdarzyło. Ja je-
stem naga, a ty całkowicie ubrany.
- Zaraz temu zaradzimy. Ale najpierw pójdziemy do
sypialni.
Tego się nie spodziewała. Jednym szybkim ruchem
podniósł ją i zarzucił sobie na ramię jak worek mąki.
- Och, coś podobnego! Naprawdę jesteś jaskiniow-
cem! - wykrzyknęła i śmiała się przez całą drogę do jego
pokoju.
- Budzisz we mnie neandertalczyka - oświadczył i
udokumentował to, dając jej klapsa w gołą pupę.
Gdy weszli do sypialni, zapalił małą lampkę, ledwo
131
S
R
rozpraszającą mrok, i delikatnie ułożył Brooke na łóżku.
Potem przez długą chwilę wpatrywał się w jej twarz.
- Nigdy jeszcze - odezwał się w końcu poważnie -
danie kobiecie rozkoszy nie sprawiło mi tyle radości.
- Och, Jared, było mi tak dobrze.
Pocałował ją czule w usta, leciutko, delikatnie, ale tyl-
ko od nowa rozbudził jej pragnienie.
- Wiesz co? Nigdy do tej pory tak naprawdę nie lu-
biłem się kochać.
- Niemożliwe! Dlaczego?
- To zawsze był akt wyłącznie fizyczny. Nigdy w ta-
kich chwilach nie rozmawiałem z kobietą, i z całą pew-
nością nigdy się nie śmiałem razem z nią.
Przeczesała palcami jego gęste, jasne włosy.
- Nie mogę sobie wyobrazić, jak można się nie śmiać
i nie rozmawiać, jeżeli człowiekowi jest dobrze. Wydaje
mi się, że w ten sposób nawiązuje się bliższy kontakt, a
to jest ważne.
- Dla mnie nie było. Aż do teraz.
Serce Brooke nabrzmiało od przepełniających ją
uczuć. Była bliska uwierzenia, że jeszcze raz zazna mi-
łości, nadziei, że Jaredowi zależy na niej tak samo, jak
jej na nim.
Wstał i rozebrał się pod jej zachwyconym wzrokiem.
Wreszcie oglądała jego cudownie wyrzezbione ciało bez
żadnych zasłaniających je ubrań. Na twarzy Jareda ma-
lowały się emocje, których do końca nie mogła odczytać.
Widziała pożądanie i może jeszcze coś więcej. Albo może
tylko tak bardzo chciała to widzieć, że poniosła ją wy-
obraznia.
132
S
R
Jared wrócił do niej, całował i dotykał, a potem do-
prowadził na szczyt rozkoszy płynnymi, mocnymi
pchnięciami, od których zakołysał się świat. Nie istniało
nic poza nimi dwojgiem. Czas się zatrzymał. Przywarła
do niego z całej siły, lękając się, że kiedy otworzy oczy,
jego może tu nie być. %7łe ta jedność - ciał i dusz - jest
tylko snem.
Ale Jared był tu. I był prawdziwy. Wypełniał jej ra-
miona i serce.
Gdy zadygotał i krzyknął jej imię, w naturalny spo-
sób przyszła chwila, by mu powiedzieć. By podjąć osta-
teczne ryzyko.
- Jared, kocham cię - szepnęła.
133
S
R
ROZDZIAA DZIESITY [ Pobierz całość w formacie PDF ]