[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dev, to śmieszne. Najpierw mi mówisz o małżeństwie, a teraz o
kolacji?
- Krok po kroku... Tabi, proszę cię, zgódz się chociaż na kolację.
Właśnie w tym momencie zobaczyła ten błysk desperacji. Jej opór
zaczął słabnąć. Zła na siebie, w końcu zgodziła się pójść z Devlinem do
restauracji. A teraz siedziała za ladą w swojej księgarni, z brodą wspartą
na dłoni, i czyniła sobie wyrzuty.
Kocha tego faceta do szaleństwa!
Zrozumiała to, gdy tylko otworzyła rano drzwi i ujrzała go za
progiem. Nie, poprawiła się w myślach, zrozumiała to wczoraj wieczorem,
kiedy zobaczywszy smoka na dywanie w salonie, uświadomiła sobie, że
nie powinna uwodzić Rona ani zabawiać go opowieściami o zwyczajach
fantastycznych stworzeń. %7łe nie powinna i że nie chce. Bo jedynym
mężczyzną, na którym jej zależy, jest Devlin Colter.
Przysięgał, że pracuje w branży turystycznej, że ma biuro podróży,
sprzedaje bilety, organizuje wycieczki. Może. Kto go tam wie? Ale gdyby
dalej chciał ją okłamywać, czy przyjechałby do Port Townsend? Gdyby
była mu potrzebna na statku jako kamuflaż, czy zadałby sobie tylu trudu,
aby ją odnalezć? I co znaczył ten błysk desperacji, który widziała w jego
oczach?
Może faktycznie teraz mówił prawdę? Tak czy inaczej był tym
samym człowiekiem, którym zaopiekowała się w alejce na St. Regis. W
porządku, wtedy nie wiedziała, dlaczego został pobity, ale... ale to nie
miało znaczenia. Po prostu potrzebował pomocy i ona mu jej udzieliła.
Postąpiłaby identycznie, nawet gdyby wiedziała, że swojego napastnika
wepchnął do pojemnika na śmieci. Nie potrafiłaby odejść, zostawić go
półżywego.
A teraz odnalazł ją w Port Townsend i twierdził, że znów jej
potrzebuje. Nikt go nie pobił, sińce nie pokrywały jego ciała, ale tak jak i
wtedy na St. Regis, widziała w jego oczach ból. I tak jak wtedy, nie zdołała
się od niego odwrócić. Denerwował ją. Był irytującą, kłamliwą bestią, ale
był jej bestią. Jej własnym prywatnym smokiem.
Zadumana westchnęła ciężko. Gdyby nie ona, może by nie przeżył.
Wybawienie kogoś od śmierci, a następnie uwiedzenie go daje dziwne
poczucie siły i władzy. Od tamtego pamiętnego wieczoru na statku miała
wrażenie, że Devlin jest jej mężczyzną. On czuł to samo, to znaczy, że ona
jest jego kobietą. Powiedział o tym Ronowi. Zresztą nawet gdyby nic nie
mówił, wystarczyło spojrzeć w te pałające gniewem srebrzyste oczy, kiedy
wszedł do salonu i zobaczył śpiącego na kanapie brata Sandry.
Na dzwięk otwieranych drzwi podskoczyła. Właściwie to dobrze, że
intuicja Devlina nie zawiodła. Aż strach pomyśleć, jak by zareagował,
gdyby uznał, że między nią a Ronem do czegokolwiek doszło. Biedny Ron
pewnie nie wyszedłby o własnych siłach.
- Dzień dobry, Tab! - zawołała Sandra, zamykając za sobą drzwi. -
Postanowiłam wpaść i podziękować ci za fantastyczne przyjęcie. Bawiłam
się cudownie. A Jim okazał się najbardziej niezwykłym rybakiem, jakiego
w życiu spotkałam. Należy do tych twardych, milczących typów, którym
niestraszne są fale i sztormy - ciągnęła melodramatycznym tonem. - Tacy
jak on szanują i kochają pierwotne siły natury. - Na moment zamilkła. -
No dobra, a teraz przyznaj się: co było po moim wyjściu? Coś zrobiła
mojemu małemu braciszkowi?
Oparłszy się łokciami o ladę, Sandra z rozbawieniem popatrzyła na
przyjaciółkę, która szeroko się uśmiechnęła.
- Nic. Zasnął grzecznie na kanapie.
- A rano obudził go ryk smoka. - Oczy Sandry lśniły wesoło. - Kiedy
mi o tym opowiedział, nie zdołałam powściągnąć ciekawości. Musiałam
tu przybiec i...
Zanim dokończyła, ponownie zabrzęczał dzwonek u drzwi. Sandra
odruchowo obejrzała się przez ramię.
- Niech no zgadnę. Smok we własnej osobie, prawda?
Uniósłszy brwi, Devlin wszedł do środka. W jednej ręce trzymał
dwa styropianowe kubki z kawą, w drugiej hebanową laskę, którą
zamknął za sobą drzwi.
- Widzę, że moja opinia mnie wyprzedza.
- Nic dziwnego, że mój braciszek był przerażony - rzekła ze
śmiechem Sandra. - Jest pan co najmniej piętnaście lat od niego starszy.
- Proszę mi tego nie przypominać - mruknął Devlin. - Czyli ten
pętak, na którego natknąłem się dziś rano, to pani brat?
- Sandra Adams, Devlin Colter. - Tabitha pośpiesznie dokonała
prezentacji.
Widząc błysk zainteresowania w oczach przyjaciółki, poczuła
ukłucie zazdrości, które po chwili znikło, gdyż Devlin zdawał się nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl