Układała właśnie wysoki stos kartonów, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Kartony posypały się na podłogę, a ona, zakląwszy pod nosem, odsunęła je nogą i
poszła do przedpokoju.
- Kto tam? - zapytała, ocierając rękawem bluzki pot z czoła.
- Kurier z przesyłkami - padła lakoniczna odpowiedz. O rany, kolejne paczki, tego
mi tylko brakowało, pomyślała ze złością, chwytając za klamkę.
- Widzę, że pracujecie nawet wieczorem. Nie mogliście z tym poczekać do jutra
rana? Nie mam nawet gdzie... - Urwała w połowie zdania. - O mój Boże!
Ostatnie trzy słowa wymówiła wolno, zdawszy sobie sprawę, kogo ma przed sobą.
- Cześć, Abby. Kopę lat. Flynn Randolph wśliznął się do przedpokoju, nim zdążyła
pomyśleć o zatrzaśnięciu drzwi. Brutalnie oderwał jej rękę od klamki, zamknął nogą
drzwi i uśmiechnął się złośliwie.
Dobrze pamiętała ten uśmiech. Początkowo wydawał się jej zabawny, nawet
atrakcyjny, lecz pózniej miała się przekonać o tym, że zapowiada niekontrolowane
wybuchy.
- Tylko nie próbuj wrzeszczeć - rzekł ostro. - Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu,
a chyba nie muszę ci przypominać, że nie jest bezpiecznie wystawiać ją na próbę. -
Tu wymownym gestem zacisnął palce na jej szyi, tak jak podczas ich ostatniego
spotkania, kiedy to ostatecznie stracił nad sobą kontrolę.
- Flynn, co ty tu robisz? - zapytała, starając się mówić możliwie najspokojniej, a
jednocześnie próbując się wyzwolić i odsunąć jak najdalej od niego.
Wiedziała z doświadczenia, że w takich chwilach tylko spokojem można z nim coś
zdziałać.
- Uznałem, że najwyższa pora odnowić znajomość. Nie udawaj głupiej, dobrze
wiesz, co mnie tu sprowadza.
- To ty podrzuciłeś te zdjęcia? - Starała się mówić możliwie naturalnym tonem.
- Pewnie, że ja. - W oczach Flynna pojawił się wyraz nienaturalnego podniecenia,
usta rozszerzyły się w dziwnym uśmiechu. - Myślałaś, że uda ci się chować w
nieskończoność za plecami najnowszego kochanka? No ale teraz zostałaś sama.
Widziałem, jak odjeżdżał. Zostawił cię na lodzie, co? Przekonał się, ile jesteś warta?
Masz szczęście, że nie załatwił cię tak jak swoją pierwszą żonę. To znana historia,
doskonale ją pamiętam. Przypomniałem sobie, co to za kreatura, jak tylko wywiózł
cię w góry. Wystarczyło pogrzebać w bibliotece. Wystraszyłaś się, kiedy zobaczyłaś
te wycinki, nie? Kiedy się okazało, że twój opiekun jest mordercą.
- Po pierwsze nie jest mordercą, a po drugie, zaraz tu wróci.
- Kłamiesz, suko. Puścił cię w trąbę. Od ładnych paru dni obserwuję twój dom.
Wiedziałem, że prędzej czy pózniej będzie cię miał dosyć, wystarczy tylko
poczekać. Dokąd teraz zamierzałaś zwiać?
Flynn najwidoczniej nie wie o ich wyprawie do Seattle. A skoro tak, to pewnie nie
zdaje sobie sprawy, że jego plan wymuszenia pieniędzy spełzł na niczym.
- Nie boję się twoich grózb, Flynn. Moja kuzynka od dawna wie o tamtym
weekendzie nad morzem.
Na jego twarz znowu wypłynął sarkastyczny uśmiech.
- Oj, Abby, Abby! Twoje kłamstwa na nic się nie zdadzą. Wiem równie dobrze jak
ty, że oddasz wszystko, byle Cynthią nigdy się nie dowiedziała, jaka z ciebie nędzna
dziwka. Więc siedz cicho, bo teraz porozmawiamy o interesach.
Trzymając rękę na jej karku, doprowadził Abby do kanapy i zmusił, by usiadła. Sam
stanął tuż nad nią. Abby bała się poruszyć, żeby nieostrożnym gestem nie
sprowokować nasilenia przemocy. Jeżeli zachowa spokój i pozwoli mu mówić,
może zdoła dotrwać bezpiecznie do powrotu Torra. Widać było, że od czasu ich
rozstania dwa lata temu Flynn stał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny i nie
wiadomo, do czego będzie zdolny, jeśli coś go zdenerwuje.
Nie powinna była otwierać drzwi. Torr nie będzie z niej zadowolony, przemknęło
Abby przez głowę.
- Wciąż nie wiem, czego ode mnie chcesz - zapytała, dziwiąc się własnemu
opanowaniu.
Siedziała wyprostowana na brzeżku kanapy z zadartą do góry głową, patrząc
Flynnowi
w oczy.
- Nie wyobrażaj sobie, że chodzi mi o ciebie - odparł zimno. - Nigdy nie masz dosyć,
co? Mydliłaś mi oczy, opowiadając bajeczki, że nie pójdziesz ze mną do łóżka, bo
nie jesteś gotowa na trwały związek, a przez cały czas puszczałaś się na prawo i na
lewo.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda. Zresztą ani ja, ani ty niczego sobie nie
obiecywaliśmy.
- Byliśmy zaręczeni - rzucił z furią.
- Nigdy nie byliśmy zaręczeni. Nie masz i nigdy nie miałeś do mnie żadnego prawa.
Natychmiast zdała sobie sprawę, że zle zrobiła, zaprzeczając jego słowom.
Flynnowi
niebezpiecznie pociemniały oczy, a jego przystojna twarz zmieniła się w ziejącą
nienawiścią maskę.
- Myślisz, że nie wiem, co wyrabiałaś, kiedy byliśmy zaręczeni? - wysyczał. - %7łe za
moimi plecami spotykałaś się z innymi facetami! Przyznaj się, ty kłamliwa suko! [ Pobierz całość w formacie PDF ]