[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednej całości, próbujemy się dopasować. Nawet jeśli czasem brzegi ściśle do siebie
nie przylegają, staramy się nie zostawiać szczelin, przez które - jak komary w ciepły
wieczór -mogłyby dostać się do środka niepotrzebne dysonanse. Dla dwojga ludzi,
którzy ledwie się znają, wszystko jest nowe, a przy tym zakładamy dom w zupełnie
obcym miejscu. Kupujemy sprzęty, naczynia, podstawowe potrzebne w domu
rzeczy, urządzamy mieszkanie, potem zmęczeni siadamy na nowych meblach i
rozglądamy się wokół. Wszystko sami wybraliśmy, jest ładnie, tylko brak rodziny, z
którą moglibyśmy dzielić się radością. Naszym pierwszym domem cieszymy się
tylko we dwoje. Tańczymy jak pawie w lesie w monsunowym deszczu, z
rozłożonymi wachlarzowo ogonami, i nie ma nikogo, kto mógłby taniec podziwiać.
Bogom dzięki, nie jesteśmy długo sami. Rodzina powiększa się, rodzą się dzieci.
Najpierw jestem w ciąży z córką. Pięć lat pózniej rodzę drugą córkę. Ja też, jak
babka i mama, doskonale pamiętam narodziny obojga dzieci. Kiedy urodziła się
pierwsza córeczka, z wysiłkiem uniosłam się, żeby spojrzeć na nią. Leżała
nagusieńka w metalowym łóżeczku obok stołu operacyjnego, zawzięcie machając
nóżkami. Nie mogłam uwierzyć, że ta maleńka, wrzeszcząca istotka jest tak bardzo i
tak długo przeze mnie oczekiwanym dzieckiem. Potem poczułam pustkę w brzuchu,
wielką pustkę w miejscu, gdzie nosiłam dziecko. Byłam przerażona, że coś mi
odebrano, że coś straciłam, a jednocześnie szczęśliwa i bardzo zmęczona.
Mąż był również bardzo poruszony narodzinami córki, zachowywał się jak w
transie i jak na ojca przystało, złożył na mym policzku pocałunek. Potem poszedł do
domu się przebrać i zająć pilnymi sprawami. Dwie młode pielęgniarki, którym usta
ani na chwilę się nie zamykały, dokładnie mnie umyły. Zaraz potem wyszły, nawet
na mnie nie spojrzawszy. Wilgotna i zimna leżałam na wąskim, długim stole.
Zaczynało mi być coraz bardziej zimno. Słabym głosem próbowałam poprosić je o
koc. Były tak zajęte sobą, że mnie nie usłyszały.
Drżałam z zimna, wszystko dałabym za coś, czym mogłabym
przykryć/żmarznięte ciało. Byłam jednak zbyt słaba i oszołomiona, by wydobyć z
siebie głos. Spoglądałam na maleńką córeczkę i uśmiechałam się radośnie. Głosem,
rączkami i nóżkami zawzięcie walczyła z nieznanymi siłami natury. Zrodek
uspokajający zaczynał działać, zapadałam w głęboki, zimny sen. Znacznie pózniej
obudziłam się już w normalnej sali szpitalnej. Pod przepisowym bawełnianym
kocem było mi nieco cieplej.
Przez okno widziałam skrawek nieba. Wieczór przeszedł w noc, niebo stało się
ciemnopurpurowe, przybrało kolor tęsknoty. Rozmyślałam o porodach w naszej
rodzinie, o krzątaninie w pokoju rodzącej. Kiedy rodziła ciotka, w rogu pokoju
zawsze stał samowar z parującą herbatą, kuzynki przynosiły słodkie, twarde
bułeczki posypane migdałami i makiem, i przyciszonym głosem gawędziły w
odległym rogu pokoju. Wspomnieniami wracam do gorących kąpieli i pikantnych
posiłków. Astrolog miał rację: byłam skazana na życie z dala od bliskich. Fakt, że
urodziłam się kilka godzin pózniej, nie zmienił pisanego mi w gwiazdach losu.
Zabieramy córeczkę do domu. Przybył nowy członek rodziny. Ma bezzębne,
nieszkodliwe, pachnące mlekiem usta. Tulę ją do siebie i wdycham jej zapach, czuję
się jak w niebie. %7łyczliwi mówią, że jest osóbką z charakterem, wcale tego nie
widzę. Jest najsłodszą istotą na świecie.
Członkowie rodziny zaczynają nas odwiedzać. Chętnie decydują się na
niezwykle długi lot przez oceany. Przylatują z Indii obejrzeć moją latorośl.
Rozmowy telefoniczne i grube listy z fotografiami nie wystarczają. Na własne oczy
muszą zobaczyć dziecko. Z odległości trzynastu tysięcy kilometrów nie można
przecież poczuć zapachu, pogłaskać, dokładnie się przyjrzeć. A przecież w
przypadku dzieci trzeba poszukać jakiś znaków i przepowiedni. Przy tej okazji po
raz kolejny opowiadamy sobie historie o narodzinach, a czasem o odrodzeniu
naszych bliskich. Nowa krew zasiliła nieśmiertelną, rodzinną mitologię.
* * *
Teściowa przenosi się na pewien czas do nas. Doskonale i z wielkim oddaniem
opiekuje się nowo narodzoną wnuczką. Zimnym popiołem robi jej na czole mały
szary znak. Z urokami nie ma żartów - wszędzie na świecie są zli ludzie i dzieci
trzeba chronić. Opowiadam jej o pielęgniarkach i zimnej kąpieli.
- Ten poporodowy chłód może już na zawsze w tobie zostać -mówi, potrząsając
głową z niedowierzaniem. Uważa, że błędów pielęgniarek nie naprawią żadne
pikantnie przyprawione gorące potrawy ani imbirowa herbata. - Dlaczego
niezamężne dziewczęta wpuszcza się do sali porodowej? - pyta zdumiona.
Młode matki w kompleksie apartamentowców stworzyły dzieciom grupę do
wspólnej zabawy. Regularnie spotykamy się przy basenie w oparach masła
orzechowego, rosołu, zupek selerowych i marchewkowych oraz maści przeciw
odparzeniom od pieluch. Przy złej pogodzie umawiamy się kolejno w mieszkaniu
jednej z nas. Doskonale wiemy, o co nam chodzi: dzieci muszą bawić się z
rówieśnikami, my natomiast potrzebujemy porozmawiać z kimś dorosłym. Poza
grupą nie utrzymujemy ze sobą kontaktu.
Pewnego dnia do drzwi naszego mieszkania na pierwszym piętrze puka jedna z
matek. Zachwycona wizytą, zapraszam ją do środka.
Jestem mile zaskoczona. Nikt nigdy nie odwiedza mnie bez zapowiedzi, a
przecież dorastałam wśród niespodziewanych gości. Pijemy kawę, pani nie lubi
herbaty.
- Mam dla ciebie prezent - mówi w pewnej chwili, wyciągając coś z torebki.
Jest to egzemplarz Biblii. Dziękuję i odkładam książkę na bok. Już mam Biblię.
- Przeczytaj, proszę, potem porozmawiamy - zachęca.
- A o czym chciałabyś porozmawiać? - jestem bardzo zaintrygowana, chociaż
już przywykłam do przedziwnych pytań. Wielokrotnie próbowano dopytywać się,
jak hindusi mogą brać ślub z kimś, kogo nigdy wcześniej nie widzieli na oczy, albo
malować sobie znaki na czole. Chciano nawet wiedzieć, czy z mężem uprawiamy
seks w sposób opisany w literaturze tantrycznej.
- Wiesz, pomyślałam, że skoro spędziłaś już z nami tak wiele czasu, może [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl