Odnalezienie rannego zwierzęcia trwało dość długo, ale
szukał jej wytrwale, bo nie mógł znieść myśli, że wiel
kooka łania musiałaby znosić ból jeszcze przez wiele go
dzin, zanim nieuchronnie padłaby ofiarą jakiegoś drapież
nika. Grant rzadko ingerował w naturalny bieg zdarzeń,
ale w spojrzeniu cierpiącego zwierzęcia dostrzegł prośbę
o pomoc i nie mógł pozostać na nią obojętny.
Zatrzymał się w drzwiach i patrzył, jak Mercy wpraw
nie czyści broń. Od razu było widać, że ta kobieta umie
obchodzić się z bronią, chociaż pewnie częściej miała
do czynienia z innym kalibrem, używanym do poskra
miania najgrozniejszych drapieżników świata, tych dwu
nożnych.
Znów uderzyła go dysproporcja między drobną bu
dową Mercy i wykonywanym przez nią zawodem. Spró
bował ją sobie wyobrazić, jak obezwładnia jakiegoś sil
nego, agresywnego pijaka albo opornego rabusia czy wła
mywacza. Przypomniał sobie, jak zauroczyła Jokera i do
szedł do wniosku, że w pracy zapewne również posługuje
siÄ™ raczej urokiem osobistym i inteligencjÄ…, a nie brutalnÄ…
siłą i przemocą.
Mercy tymczasem zakończyła pracę i odłożyła przy
bory. Grant wszedł do gabinetu.
- Chcesz sprawdzić efekt? - zapytała, nie oglądając
się. Zrozumiał, że od samego początku zdawała sobie
sprawę z jego obecności.
- Nie. To jasne, że znasz się na broni.
- Dziękuję. - Wskazała na uchwyt na ścianie obok
gabloty. - Tam jest miejsce tego remingtona?
- Owszem.
Mercy nie ruszyła się.
- W takim razie ty musisz go tam położyć. %7łeby do
sięgnąć tej półki, musiałabym stanąć na kanapie.
Przedtem nigdy nie przyszło mu do głowy, że uchwyt
może być dla kogoś zawieszony zbyt wysoko. Jego ojciec
był wyższy od niego, matka miała metr siedemdziesiąt
wzrostu. Znów z podziwem pomyślał o tym, że Mercy
osiągnęła tak wiele, będąc tak drobnej budowy. Właśnie
kładł broń na miejsce, kiedy żołądek głośno przypomniał
mu o drugim zapachu. TrochÄ™ zawstydzony zerknÄ…Å‚ na
Mercy. Uśmiechała się od ucha do ucha.
- Aż cieknie ślinka, co?
- Myślałem, że nie umiesz gotować.
- Bo nie umiem. Ale piekÄ™ doskonale. Nie masz nic
przeciwko temu, że wtargnęłam do twojej kuchni?
- Ależ skąd - zapewnił. - Zwłaszcza kiedy rezultat
twojej działalności tak wspaniale pachnie. Kiedy ten aro
mat się rozejdzie, na ranczu mogą wybuchnąć zamieszki.
- Upiekłam trzy bochenki. Powinno starczyć dla
wszystkich.
- Zrobiłaś tyle innych rzeczy. Kiedy znalazłaś na
wszystko czas?
Niczego się nie wyparła, tylko lekko wzruszyła ra
mionami.
- Miałam na to cały dzień.
- Zdawało mi się, że przyjechałaś tutaj... odzyskać
formÄ™.
Przez jej twarz przebiegł znajomy cień.
- Nie potrafię siedzieć bezczynnie - oznajmiła. - Le
piej siÄ™ czujÄ™, kiedy coÅ› robiÄ™.
Trudno mu było się z nią spierać. Po śmierci ojca tyl
ko wytężona praca pozwalała mu jakoś przetrwać. Całymi
dniami pracował ze wszystkich sił, a wieczorem padał
wyczerpany na łóżko i zasypiał jak kamień. Niestety, mi
mo zmęczenia dręczyły go sny, ale przy odrobinie szczę
ścia rano już o nich nie pamiętał. W końcu zbladły, zo
stawiajÄ…c po sobie tylko powracajÄ…cy od czasu do czasu
smutek. Ich miejsce stopniowo zajęły pogodne wspo
mnienia.
Ciekawe, kiedy Mercy będzie mogła myśleć o zabi
tym przyjacielu bez cienia rozpaczy w oczach.
Kilka dni pózniej zdarzyło się Grantowi coś, co nie
przytrafiało mu się często. Miał wolny wieczór i posta-
nowił wykorzystać go na lekturę. Musiał przyznać, że
mógł sobie pozwolić na ten luksus dzięki Mercy. Z włas
nej nieprzymuszonej woli wykonała na ranczu niezliczo
ną liczbę małych napraw, które on zwykle odkładał na
pózniej i musiał się nimi zajmować wieczorami, po całym
dniu wytężonej pracy przy zwierzętach i na pastwiskach.
Przez to nigdy nie miał czasu na nieliczne w swoim życiu
przyjemności.
Westchnął z satysfakcją i zagłębił się w wygodnym,
skórzanym fotelu ojca, opierając stopy na podnóżku.
Przez kilka minut po prostu siedział z książką w ręku
i cieszył się perspektywą dwugodzinnej spokojnej lektu
ry. Oczy same mu się zamknęły, gdy leniwie się zasta
nawiał, co też porabia Mercy. Kiedy przyjechał do domu,
flirtowała z Jokerem, ale potem już jej nie widział. Wziął
prysznic, wyjątkowo długi, ponieważ przyszło mu dziś
ratować cielę, które ugrzęzło w błotnistym bajorze na po
łudniowej równinie. Pod koniec całej operacji był bar
dziej ubłocony niż żałośnie ryczące zwierzę. Gdy dotarł
do domu, warstwa błota na skórze zmieniła się w twardą
skorupÄ™.
Gwałtownie otworzył oczy, ze świadomością, że coś
się zmieniło. W gabinecie panowały ciemności. Półprzy
tomnie pomyślał, że żarówka się przepaliła. Nagle zdał
sobie sprawę, że jest czymś przykryty i dopiero po chwili
rozpoznał pled zdjęty z oparcia kanapy. Wysunął spod
niego rękę i zapalił lampę. W jej świetle zobaczył swoją
książkę, starannie odłożoną na podręczny stolik. Zegar [ Pobierz całość w formacie PDF ]