jeszcze większą śmiałością i często kumę swą nawiedzać, nagabując ją usilnie.
Piękna Agnesa wiedziała o słabości mnicha. Rinaldo wydał się jej znacznie
urodziwszy niż pierwej. Gdy pewnego dnia mocno na nią nalegał, uciekła się do
wybiegu, jaki stosują wszystkie niewiasty chcące uczynić zadość prośbom do nich
zwróconym. Rzekła tedy: - Bracie Rinaldo, zali mnichowi w ten sposób postępować
się godzi? - Gdy zdejmę habit mniszy, o co nietrudno - odparł Rinaldo -
obaczycie, że jestem takim samym człekiem jak i każdy inny. - Jakże mi przykro!
- zawołała białogłowa, składając usta do uśmiechu. - Jestem waszą kumą, miłość
do was byłaby wielkim grzechem! Słyszałam bowiem nieraz, że miłość do kuma jest
rzeczą występną wielce. Gdybym się kary nie obawiała, ochotnie bym waszą prośbę
spełniła. - Nie bądzcie taką prostaczką - odparł Rinaldo. - Oczywista, jest to
grzechem, ale ludziom okazującym skruchę Bóg jeszcze cięższe grzechy odpuszcza.
Rzeknijcie mi, kto jest bliższy waszemu dziecku, zali ja, który je przy chrzcie
na rękach trzymałem, czyli też wasz mąż, który mu dał życie? - Wiem, że mój mąż
- rzekła Agnesa. - Tak, ani chybi - ciągnął dalej Rinaldo - skoro już byliście
nieraz tak łaskawi dla swego męża, który bliższy jest waszemu dziecku nizli ja,
dlaczegóż tedy nie chcecie mojej namiętności podzielić? Agnesa, która logiki nie
znała, pragnęła tylko jednego: aby ją ktoś przekonał. Uwierzyła Rinaldowi albo
też uczyniła pozór, że mu wierzy, i rzekła: - Któż by mógł z waszymi mądrymi
wywodami się nie zgodzić? Z tymi słowy, mimo powinowactwa, przystała na prośbę
swego kuma. Miłośnicy często się spotykali: Kumostwo ochraniało ich od różnych
podejrzeń. Pewnego dnia Rinaldo przyszedł do kumy z swoim towarzyszem. W domu
nie było nikogo krom Agnesy, jej dziecka i służki, wdzięcznej i urodziwej
wielee. Rinaldo wysłał przyjaciela wraz ze służką do gołębnika, prosząc go, aby
dzieweczkę różnych modlitw nauczył, sam zasię z niewiastą, dziecię na ręku
trzymającą do sąsiedniej komnaty przeszedł. Wszedłszy do niej drzwi za sobą
zawarli. Usiadłszy na łożu, które stało w tej izbie, igrać z sobą poczęli. W tym
czasie powrócił kum brata Rinalda. Nikt go nie usłyszał. Gdy do drzwi zapukał,
wołając swej żony, Agnesa krzyknęła: - Zginęłam! To mój mąż! Teraz zrozumie już,
dlaczego w takiej przyjazni z sobą żyjemy. Brat Rinaldo był właśnie bez habitu i
szkaplerza; w spodniej odzieży tylko. - Macie słuszność - rzekł do swej kochanki
- gdybym był ubrany, moglibyśmy znalezć jeszcze jakiś środek ocalenia. Jeżeli
jednak wejdzie teraz i zobaczy mnie, wszelki wybieg niemożebny się okaże. -
Ubierajcie się tylko co prędzej - rzekła pani Agnesa, nagłą myślą oświecona -
wezcie chrześniaka na ręce i zważajcie dobrze na moje słowa, którymi się do męża
obrócę. Resztę mnie już pozostawcie. Mąż tymczasem nieustannie do drzwi kołatał,
gdy nagle głos żony usłyszał: - Idę już, idę! Po chwili pani Agnesa otworzyła
mężowi drzwi, ukazała mu wesołe oblicze i rzekła: - Mój mężu, ach, gdybyś
Strona 183
Dekameron - Giovanni Boccaccio
wiedział, jakie to szczęście, że nasz kum, brat Rinaldo, przyszedł! Sam Bóg
musiał mi go zesłać, bowiem gdyby nie on, z pewnością stracilibyśmy nasze
dziecko! Na te słowa mąż poczciwina o mało nie umarł ze strachu. - Cóż się
dziecku zdarzyło? - zapytał po chwili. - Ach, mój miły! - ciągnęła dalej pani
Agnesa - wystaw sobie, że dziecię nagle zemdlało, tak iż je już za umarłe
miałam. Nie wiedziałam, co robić, i byłabym sobie nigdy nie poradziła, gdyby nie
szczęśliwe przybycie brata Rinalda. Gdy wszedł i zobaczył, co się dzieje, wziął
natychmiast naszego chłopca na ręce i rzekł do mnie: "Nie lękajcie się,
kumoszko, dziecię ma w ciele robaki, które mu już pod serce podpełzły. Mogłyby
go były zadusić, aliści teraz bądzcie spokojni, zamówię je bowiem tak, że
wszystkie pomrą. Zanim wyjdę z domu, oddam wam chłopca tak zdrowego, jakim
jeszcze nigdy nie był." Ciebie, mój mężu, trzeba nam było do odmówienia pewnych
modłów, że zaś służka znalezć cię nigdzie nie mogła, dlatego Rinaldo kazał
towarzyszowi swemu udać się na dach naszego domostwa i tam modły na wysokości
odprawić, a sam pospołu ze mną wszedł do tej komnaty, gdzieśmy się zamknęli,
bowiem przy obrzędzie zamawiania robaków nikt obecny być nie może, krom matki
dziecięcia. Kum Rinaldo jeszcze dotąd trzyma chłopca na ręku, czekając tylko, aż
jego towarzysz modlitwy swoje odmówi. Zdaje mi się jednak, że wszystko już się
szczęśliwie skończyło, bowiem dziecię ocknęło się z omdlenia i jest całkiem
przytomne. Prostak uwierzył twardo w te wszystkie słowa. Miłość jego do dziecka
tak wielka była, że ani na chwilę przez myśl mu nie przeszło, że żona oszukiwać
go może. Westchnąwszy ciężko, rzekł: - Muszę to zobaczyć. - Na miłość boską -
odparła Agnesa - poczekaj jeszcze chwilę, gdyż wszystko swym pośpiechem
zepsujesz. Pozwól, abym ja tam pierwej weszła i zapytała, czy ci już wejść
wolno, po czym cię zawołam. Brat Rinaldo słyszał to wszystko. Przyodziawszy się
bez przeszkód i wziąwszy dziecko na ręce, gdy wszystko już po myśli swej [ Pobierz całość w formacie PDF ]