atmosfera wielkiego napięcia jakby miała zaraz wybuchnąć. Jedi stanął w pozycji
bojowej i wysunął oręż do przodu. Jego przeciwnik w czerwono-białej zbroi spokojnym
krokiem podszedł do chłopaka. Ich miecze skrzyżowały się tak samo jak ich spojrzenia.
W wzroku jedi można było dostrzec determinację i chęć krwi. Pragnął on tylko zemsty.
Pragnął on jego śmierci.
Jesteś gotów na pojedynek? zapytał.
Tak jestem! Będzie to twój koniec!
Zmiech we mnie wzmaga jak słyszę twe słowa. Pycha przez ciebie przemawia. Czy
to jest cecha Jedi? Zbyt wielka ufność w swoje umiejętności to przyczyna zguby wielu
wielkich mistrzów.
Ciekawe jestem czy jesteś w walce na miecze tak dobry jak w szermierce słownej.
Wyczuwam w tobie niepewność. zaczął Anit No i co z tego? Co wyczuwasz nie
jest istotne. Walcz!!
Mężczyzna w zbroi zadał kilka ciosów z lewej strony, które jedi skutecznie
zblokował.
Odpowiedział mu cięciem z prawej, pchnięciem i mocny ciosem z góry, który także
był sparowane. Z pół obrotu Arnit zaatakował go pragnąć oderwać mu głowę od tułowia.
Jednak jego ostrze trafiło na miecz przeciwnika. Rozległ się syk stykających się mieczy
świetlnych.
Jedi, nie masz szans! Zginiesz! Dołączysz do swojej rodziny zaśmiał się.
Zabije Cię!!! krzyknął.
Gniew wezbrał w nim dodając mu sił. Ciosy jednak pod wpływem kompletnie nie
kontrolowanego gniewu były chaotyczne i bez trudu parowane. Uśmiech zagościł na
twarzy Ciemnego Jedi. Wyszedł teraz z kontrą cięciami z góry i z dołu, lecz zostały
zatrzymane przez oręż Arnita. Walka wyglądała jak pewien rodzaj tańca. Wszystkie
ciosy mierzone natrafiały na broń wroga. Każdy krok dokładnie wymierzony. Wszystkie
synchronicznie zgrane. Jednak nie był to taniec, lecz walka na śmierć i życie. Była to
jakby odwieczna walka dobra ze złem, jasnej strony z ciemnej stroną, lecz pytanie
brzmiało który z tych wojowników był po której stronie. Jedi cofał się w stronę
korytarza, który przed paroma chwila otworzył. Atak Ciemnego Jedi był skuteczny,
widać było, że znał się na szermierce. Nagle ku wielkiemu zdziwieniu Arnita postać jego
wroga rozpłynęła się w powietrzu. Jedi rozglądnął się wokoło, lecz postaci nie widział.
W końcu dostrzegł uciekającego mężczyznę, który biegł w głębi korytarza. Ruszył od
razu za nim w pogoń. Dziwił się, że nie dostrzegł nigdzie Anelim.
Pewnie gdzieś się schowała pomyślał. Biegł korytarze w różne strony chyba
z dwadzieścia minut i w końcu zobaczył koniec podróży. Korytarz wychodził na wielki
wewnętrzny plac. Można było zauważyć wielkie posągi pięknej roboty. Wyszedł i ujrzał
mężczyznę w czerwono-białej zbroi trzymającego Anelim.
No choć Jedi... Jak ci zależy na twoje towarzyszce... syknął.
Nie jej nie rób!!
Ona pierwsza spotka się z twoja rodziną...
Uderzył ją i rzucił na ziemię. Kobieta legła nie przytomna. Arnit spojrzał na niego
z szczerym czystym gniewem Zginiesz wycedził.
Rzucił się na niego zadając serie ciosów. Znów doszło do zwarcia co zaowocowało
gradem iskier z stykających się ostrzy.
Teraz powalczmy na poważnie...
Nie ma śmierci... Jest Moc... wyszeptał Arnit.
Tymczasem na Coruscant Rex wraz z jego mistrzem Oruunem kierowali się do
wyjścia z ambulatorium. Jednak zostali szybko zatrzymani przez Mistrza Jedi Kit a Fisto.
Witajcie! Chodzcie ze mną powiedział Kit 2
Co się stało? wyglądasz na zaniepokojonego rzekł Oruun.
Chodzi o Kretha Malwila. Został on niedawno przywieziony z Revost w dziwnym
stanie śpiączki.
Czy wiadomo co się stało?? zaciekawił się Rex.
Niestety tylko mamy relację osoby, która go przywiozła. Wdał się on w walkę
z jakimś przeciwnikiem dobrze władającym mieczem świetlnym. Potem coś wymówił
i Kretha prawie zginął. Jednak został uratowany.
Dziwne rzeczy. Czy ktoś został już wysłany, żeby wyjaśnić tą sprawę? spytał
Oruun.
Dobrze, że o to pytasz uśmiechnął się Fisto Chciałbym, żebyś wraz z Rexem
tam poleciał i dowiedział się wszystkiego co tylko możliwe. Co ty na to?
Jasne, polecimy. Czy odkryliście jak pomóc Krethowi??
Niestety nie... Mamy nadzieję, że coś znajdziecie na Revost. Jak spotkacie tego
napastnika najlepiej przywiezcie go żywego. Musi odpowiedzieć na kilka pytań.
Niech Moc będzie z Tobą wyrecytował Oruun.
Pożegnali się i Oruun wraz Rexem udali się od razu do portu, żeby wyruszyć na
Revost. Kim był ten tajemniczy napastnik? zastanawiał się Mistrz Jedi.
Orbita Kashyyk planety Wookiech. Z nadprzestrzeni wyłaniają się dwa statki
i powoli sunął przez czerń kosmosu w stronę planety. Byli to Risk i Akinoma Ikiv
podążający na pogrzeb Lelobacca. Udali się do Rwookrrorro miasta znajdującego się na
szczycie grupy ciasno rosnących wroshyrów i uznane za jedną z najpiękniejszych
metropolii planety.
Zajmowała obszar ponad kilometra kwadratowego, miała szerokie ulice
i wielopoziomowe budowle. Osadzone było na splątanych gałęziach drzew, a niektóre
budynki wbudowane były miejscami w pnie. Część otworów drzwiowych dostępna była
wyłącznie za pomocą wspinaczki, co Wookieemu nie sprawiała żadnej trudności.
Wylądowali i już na nich czekał Talon Karrde wraz z kompanią. Dostrzec można było
także bardzo liczna grupę Wookich wchodzących w skład komitetu powitalnego.
Akinoma podeszła do Talona i czule go uścisnęła z trudem powstrzymując łzy. Jeden
z Wookiech podszedł do nich i ku ich zdziwieniu zaczął mówił w łamanym wspólnym.
Witajcie! Ceremonia zacznie się za trzy standardowe godziny. Teraz czas nadszedł
odpoczynku i posilenia się.
Kim jesteś? zaciekawiła się Akinoma.
Moje imię brzmi Loop. Jestem mistrzem Jedi i zarazem dalekim krewnym
Lelobacca.
Jak to się dzieje, że mówisz we wspólnym?? zdziwił się Risk.
To bardzo proste. Mam bardzo rzadką wadę strun głosowych występującą
u Wookiech raz na wiele pokoleń. Temu też mogę prawie normalnie z wami
porozumiewać się we wspólnym. Na rozmowę przyjdzie jeszcze czas. Chodzcie.
Udali się do miejsc, gdzie odpoczną i najedzą się do syta. Pogrzeb Lelobacca miał
odbyć się za kilka godzin. Oprócz wielu istot spoza Kashyyku na ucztę przybyło wielu [ Pobierz całość w formacie PDF ]