\adnego gadania. A potem staliśmy przy twoim tronie w
wielkiej sali w tym pałacu, a ty przemawiałaś do tłumów,
które przybywały, \eby walić przed tobą głowami o
podłogę& na Thora! w \yciu jeszcze nie słyszałem takiej
paplaniny i takiego trajkotania. Do tej pory dzwoni mi w
uszach. Czego oni chcieli? I gdzie się podział ten magik
Gothan?
- Jeszcze twój miecz będzie miał okazję zaspokoić swe
pragnienie, Sasie odparła ponuro dziewczyna. Oparła
brodę na dłoni i spoglądała smętnym wzrokiem na obu
mę\czyzn. Gdybyście byli tak jak ja doświadczeni w tej
grze o miasta i trony, wiedzielibyście, \e zdobycie korony
mo\e być łatwiejsze ni\ jej utrzymanie. Nasze
nieoczekiwane przybycie z głową ptasiego boga i to, \e
zabiłeś Skę, sprawiło, \e tym ludziom grunt usunął się
spod nóg. A co do reszty& udzielałam audiencji, jak
zauwa\yłeś, choć nie rozumiałeś, o czym była mowa.
Ludzie przychodzili, by zapewnić mnie o swej
niezachwianej lojalności. Aaskawie wybaczyłam im
wszystko, lecz nie jestem głupia. Gdy tylko da się im trochę
czasu na zastanowienie, znowu zaczną sarkać. Gothan
kryje się gdzieś w cieniu i szykuje zgubę dla wszystkich,
tego mo\esz być pewien. Całe to miasto jest poryte
podziemnymi korytarzami tajemnymi przejściami, o
których tylko kapłani wiedzą. Nawet ja, mimo \e
chodziłam po nich, nie wiem, gdzie szukać ukrytych wejść.
Gothan zawsze mnie tam wprowadzał z zawiązanymi
oczyma. Wydaje się, \e na razie ja jestem górą. A do was
ludzie odnoszą się z większym respektem ni\ do mnie.
Myślą, \e wasze pancerze i hełmy to części waszych ciał i
\e jesteście niewra\liwi na ciosy. Nie zauwa\yliście, jak
nieśmiało dotykali zbroi, kiedy przechodziliśmy wśród
tłumów? I jacy byli zdumieni, kiedy upewnili się, \e to
naprawdę stal?
- Albowiem mądrzy w niektórych dziedzinach są
głupcami w innych stwierdził Turlogh. Kim oni są i
skąd tu przybyli?
- Ten lud jest tak stary odrzekła Brunhilda \e
nawet najstarsze legendy nie dają \adnych wskazówek co
do ich pochodzenia. Przed wiekami byli częścią potę\nego
imperium, władającego na wielu wyspach tego morza.
Część z tych wysp zatonęła, znikła wraz ze wzniesionymi
na nich miastami i ich mieszkańcami. Pózniej nadeszły
czerwonoskóre dzikusy i jedno miasto po drugim wpadało
w ich ręce. Wreszcie tylko ta wyspa pozostała nie zdobyta,
zaś ludzie osłabli i zapomnieli wiele dawnych umiejętności.
Nie było ju\ portów, do których mogliby pływać, a więc ich
statki gniły przy nadbrze\ach, które tak\e zmieniły się w
próchno. Za pamięci \yjących \aden z synów Bal Sagoth
nie \eglował po morzu. Co pewien czas czerwoni ludzie
spadają na Wyspę Bogów, przemierzywszy ocean w swych
długich, wojennych czółnach, którym na dziobach mocują
szczerzące zęby czaszki. Dotąd zawsze udawało się ich
odeprzeć nie potrafią pokonać murów. Mimo to
przybywają nadal i strach przed ich najazdem wiecznie
unosi się nad wyspą.
Nie ich jednak się lękam, ale Gothana, który w tej
chwili albo jak odra\ający wą\ prześlizguje się czarnymi
tunelami, albo w swych podziemnych komorach szykuje
jakieś okropieństwa. W jaskiniach pod wzgórzami, do
których prowadzą podziemne korytarze, odprawia
straszne, piekielne czary. Ich obiektem są zwierzęta
wę\e, pająki i wielkie małpy, a tak\e ludzie,
czerwonoskórzy jeńcy i nieszczęśnicy jego własnej rasy.
Głęboko w swych ciemnych grotach zmienia ludzi w bestie,
a bestie w półludzi, to, co zwierzęce, i to, co człowiecze,
miesza się z sobą w jego przera\ających tworach. Nikt nie
śmie nawet się domyślać, jakie monstra mno\ą się tam w
ciemnościach ani jakie wcielenia grozy i bluznierstwa
pojawiły się na świecie w ciągu wieków, odkąd Gothan
tworzy swe okropieństwa. Nie jest on bowiem taki, jak inni
ludzie, gdy\ odkrył sekret wiecznego \ycia. Raz jednak
przywołał do istnienia stworzenie, którego nawet on się [ Pobierz całość w formacie PDF ]