lecz samo życie. Powinien to opisać dokładnie, szczerze, uczciwie.
Przypomniał sobie, z jaką ufnością ściskała go maleńka rączka Chrisa. Zaklął pod
nosem i wstał od biurka. Nie może tak postąpić. Nie może zapisać czarno na białym
tego, co wyznała mu Abby. Choćby nie wiem, jak się starał, prawda i tak pozostanie
brzydka i okrutna. A mały jest taki niewinny i ufny.
Wiedział, że nie powinien się tym przejmować. Wszystkie jego artykuły, reportaże i
książki były dlatego takie dobre, że zawierały prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Znów
stanął mu przed oczami Chris, z radością tulący się do niego, wesoły i roześmiany. I Ben,
samotny i smutny na łóżku w otoczeniu plastikowych żołnierzyków. I Abby, kiedy wzięła
go za rękę.
Polubił ich. Obudzili w nim dawno uśpione uczucia. Nie ma sensu udawać, że jest
inaczej. Przy nich zapominał o kardynalnej zasadzie obowiązującej dobrego
dziennikarza: nie angażuj się. Zaangażował się i nie wiedział, jak się wycofać. Wycofać?
Niczym automat wyszedł z pokoju i zapukał do drzwi Abby.
- Proszę.
Siedziała przy sekretarzyku, kończyła pisać list. Spojrzała na niego, jakby się go
spodziewała.
- Musimy porozmawiać.
- Dobrze. Zamknij drzwi.
Zamknął, ale nie od razu zaczął mówić. Nie było między nimi teraz żadnej bariery,
żadnego dyktafonu. To, co zostanie powiedziane, pozostanie między nimi dwojgiem.
Wolno, krokiem niemal lunatyka, Dylan przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku.
- Abby, wiesz, że nie mogę tego napisać. Ogarnęło ją poczucie cudownej, długo
oczekiwanej ulgi.
05
- Dziękuję.
- Nie dziękuj. - Dziwne, ale jakoś lepiej radził sobie z jej niechęcią. - Napiszę wiele
rzeczy, które ci się nie spodobają.
- Zaczynam myśleć, że nie są one już tak ważne, jak mi się kiedyś wydawało. -
Patrzyła na kwiecisty szlak na tapecie nad jego głową. - Wiesz... myślałam zawsze, że
dzieci muszą mieć jakiś wzór do naśladowania, kogoś, o kim z dumą mogą powiedzieć:
to jest mój ojciec. Im więcej się nad tym zastanawiam, tym. bardziej wierzę, że
najważniejsze, żeby mogły być dumne z siebie.
- Dlaczego mi o tamtym powiedziałaś?
Jak mu to wytłumaczyć? Znalazła w nim czułość, której się nie spodziewała.
Pracował z nią ramię w ramię, choć wcale nie musiał. Był ciepły i szczodry wobec
jej dzieci. Opiekował się nią, kiedy chorowała. Pod maską twardziela kryła się czułość i
delikatność i w niej się zakochała. Westchnęła, wzięła do ręki pióro i machinalnie
przekładała je z ręki do ręki.
- Nie potrafię nazwać wszystkich powodów. Jak już zaczęłam mówić, to poszło.
Może musiałam w końcu powiedzieć to na głos. Dopiero teraz, po tylu latach.
Obok niej stał na biurku przycisk do papieru: bladoróżowe kwiatki zamknięte w
szkle. Z pozoru kruchy, w rzeczywistości nie do roztrzaskania. Jak ona?
- Nie mówiłaś o tym rodzinie?
- Nie. A może trzeba było? Przechodziłam przez tyle różnych etapów: wstyd,
wyrzuty sumienia, złość. Musiałam się sama z tym wszystkim uporać.
- Dlaczego, na Boga, z nim zostałaś? - Znów pomyślał o pieniądzach, o kobiecie
w białych norkach i brylantach. Już nie chciał, by to właśnie było przyczyną.
Spojrzała na swoje dłonie. Już od dawna nie było na nich obrączki, a gorycz
zniknęła jeszcze wcześniej.
- Potem... Chuck był zdruzgotany. Naprawdę było mi go żal. Myślałam, że może
uratujemy jeszcze coś po tej strasznej nocy. Przez moment prawie nam się to udało.
Potem urodził się Chris. Patrząc na niego, Chuck za każdym razem przypominał sobie,
co się wydarzyło. Patrzył na to maleństwo, pamiętał, w jaki sposób został poczęty, i czuł
06
do niego złość, bo przypominał mu o jego własnej słabości, może nawet o śmiertelności.
- A ty? Co czułaś, kiedy patrzyłaś na Chrisa? Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Był taki śliczny. Nadal jest śliczny.
- Jesteś niezwykłą kobietą, Abby. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Nie wydaje mi się. Jestem dobrą matką, ale w tym nie ma niczego niezwykłego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]