była z tej branży.
Pani Pengalley podeszła do okna, by poprawić fałdki na zasłonie. Stąd
doskonale widziała Raven i Branda spacerujących wzdłuż klifu. Jak zwykle
razem, papużki nierozłączki, pomyślała. Prychnęła, by się nie uśmiechnąć.
Poprawiła zasłonę i zaczęła odkurzać meble.
149
R
L
T
Co oni sobie myślą? Jak można porządnie odkurzyć, skoro wszędzie
rozkładają kartki z zapiskami? I tak jest ciągle! Podniosła jedną z kartek,
przebiegła ją wzrokiem. Nie znała się na nutach, więc skoncentrowała się na
tekście.
Kochać cię to nie sen /Tak pragnę, byś był przy mnie /Chcę ciebie i
niczego więcej /Wróć do mnie.
Gospodyni cmoknęła i odłożyła kartkę. Piękna piosenka, nie ma co,
podsumowała w duchu, wracając do odkurzania. Nawet się nie rymuje.
Silny i porywisty wiatr wiał od morza. Brand otoczył Raven ramieniem,
obrócił ją ku sobie i pocałował przeciągle. Uchwyciła się jego barków, by
utrzymać równowagę. Wlepiła w niego wzrok.
Co to było? zapytała bez tchu.
To dla pani Pengalley wyjaśnił. Obserwuje nas przez okno.
Brandon, jesteś niemożliwy!
Znowu nakrył ustami jej usta. Nie mogła mu się oprzeć. Czuła na skórze
ciepły dotyk słońca i chłodny powiew wiatru. W powietrzu niósł się aromat
wiciokrzewu i róż.
A to wyszeptał, przesuwając ustami po jej policzkach było dla
mnie.
Masz więcej znajomych?
Roześmiał się i wypuścił ją z objęć.
Myślę, że już do końca dnia będzie miała nad czym kiwać głową.
Aha, czyli po to ci jestem potrzebna. %7łeby szokować.
Między innymi.
Podeszli do kamiennego muru na krawędzi klifu i zapatrzyli się w morze
na dole. Raven lubiła patrzeć na ten surowy, pierwotny widok, wsłuchiwać się
w nieustający huk rozbijających się fal, krzyk mew.
150
R
L
T
Praca nad muzyką do filmu już prawie się zakończyła, pozostało im
tylko kilka fragmentów i trochę poprawek. Kopie gotowych utworów wysłali
do Kalifornii. Trochę przeciągali końcowy etap, mogliby zrobić to szybciej.
Raven miała swoje powody, by się nie śpieszyć. Ciekawe, jakie powody miał
Brand. Tego nie była do końca pewna.
Nie wiedziała, czego się po niej spodziewał, zresztą niejako na własne
życzenie, bo zawsze ucinała ten temat. Wiedziała, że to działanie na krótką
metę, lecz jeszcze nie chciała tej rozmowy, postawienia wszystkiego jasno. I
tak przyjdzie pora, gdy nie będzie już można dłużej tego odwlekać.
Czy wypracują jakieś rozwiązanie? Czy przy ich pracy da się sensownie
ułożyć wspólne życie? Uciekała przed tymi pytaniami, wolała na nie nie
odpowiadać. %7łycie w biegu, na walizkach, w dodatku tak mało prywatności.
Przed prasą nic się nie ukryje, zaczną się spekulacje, zdjęcia, informacje
wyssane z palca. Z tym sobie poradzą, jeśli uczucie okaże się wystarczająco
mocne. W to akurat nie wątpiła, lecz są jeszcze inne sprawy.
Czy zdoła uwolnić się od lęku przed kolejnym ciosem? Wyzbyć obaw,
że Brand może znowu od niej odejść? To, co wtedy przeżyła, nadal w niej
tkwiło jak bolesny cierń.
Do tego dołączał się strach o mamę, poczucie odpowiedzialności za jej
los. O tym nigdy nikomu nie mówiła, nie czuła się na siłach, by podzielić się
tym nawet z Brandonem, na którym najbardziej ze wszystkich ludzi jej
zależało. Już dawno poprzysięgła sobie, że będzie liczyć tylko na siebie i na
zawsze pozostanie panią własnego losu. Bo wystarczająco napatrzyła się na
mamę.
Gdyby tak mogła przedłużyć to lato! Niestety, jego koniec zbliżał się
nieubłaganie i coraz częściej zadręczała się tą myślą. Idylla wkrótce się
151
R
L
T
skończy. Preludium do pięknej fantazji. Oby tylko ta fantazja okazała się
rzeczywistością.
Oparła łokcie na murku i patrzyła w dal. Brand w zadumie obserwował
jej niewidzące spojrzenie. Chmura przesłoniła słońce, zrobiło się ciemniej.
Raven westchnęła.
O czym myślisz? zapytał, ujmując w palce pasemko jej włosów
poruszane przez wiatr.
%7łe to najlepsze miejsce ze wszystkich, w jakich byłam. Popatrzyła
na niego z uśmiechem. Kiedyś wybrałyśmy się z Julie do Monako i
uznałam, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi. Teraz wiem, że jest dopiero
drugie.
Byłem pewien, że ci się spodoba, jeśli tylko uda mi się cię tutaj
ściągnąć powiedział Brand, bawiąc się jej włosami. Choć kilka razy
wpadałem w czarną rozpacz, gdy bałem się, że odmówisz. Pewnie już bym nie
wymyślił nowego planu.
Plan? Zmarszczyła czoło. Nie bardzo rozumiem. Jaki plan?
Jak cię tu ściągnąć, żebyśmy mogli być sami. Wyprostowała się, lecz
nadal patrzyła na morze.
Myślałam, że przyjechaliśmy tworzyć muzykę do filmu.
Owszem. Zledził wzrokiem mewę lądującą na falach. Akurat
dobrze się złożyło.
Dobrze się złożyło? Poczuła ucisk w żołądku. Kolejna chmura
przesłoniła słońce.
Mała szansa, byś zgodziła się ze mną pracować, gdyby to nie był taki
fantastyczny projekt. Popatrzył na chmurę. A już na pewno nie
zgodziłabyś się ze mną zamieszkać.
Więc podsunąłeś mi pod nos ten musical, żeby mnie skusić?
152
R
L
T
No skąd. Oczywiście, że nie. Gdy zaproponowano mi tę pracę, od razu [ Pobierz całość w formacie PDF ]