wyskoczył, nie jest w stanie jej zdziwić.
- Tak. Racja. - Ben odłożył podręcznik. - Wydaje mi się, że Grace
całkiem niezle sobie dała radę.
- Na to wygląda.
- Daj jej spokój, Ed. Ona ma potrzebę, by to robić. I może nam
pomóc rozwiązać tę sprawę.
- Ale to rozwiązanie może być dla niej bardzo niebezpieczne.
- Jesteśmy tu po to, by jej się nic nie stało. - Umilkł na chwilę.
Znał uczucie, gdy chce się coś kopnąć, ale nie ma w pobliżu nic
wystarczająco dużego. - Pamiętasz, jak ja się czułem, gdy Tess w
zimie była włączona w sprawę?
- Pamiętam.
- Jestem po twojej stronie, kolego. Zawsze jestem.
Ed przestał na chwilę chodzić tam i z powrotem i rozejrzał się po
pokoju.
To zabawne, jak szybko stał się pokojem Grace. Kathleen
odeszła, być może Grace jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, ale
wyparła stąd swoją siostrę pootwieranymi czasopismami i
porozrzucanymi niedbale pantoflami.
W starym słoiku stały przywiędłe kwiaty, a na meblach widoczny
był kurz. W ciągu tych dni, zupełnie nieświadomie, Grace zamieniła
to miejsce w prawdziwy dom.
- Chcę, żeby za mnie wyszła.
Ben wpatrywał się przez chwilę w partnera, potem powoli opadł
na oparcie fotela.
- A niech mnie cholera... Wygląda na to, że pani doktor znowu
trafiła w dziesiątkę. Poprosiłeś ją o to?
-Tak.
205
- I?
- Potrzebuje czasu do namysłu.
Ben pokiwał tylko głową. Rozumiał doskonale. Ona
potrzebowała czasu, Ed natomiast nie.
- Chcesz mojej rady?
- Czemu nie.
- Nie pozwól jej myśleć zbyt długo. Może się zorientować, jaki z
ciebie dupek. - Ed roześmiał się, a Ben wstał i sięgnął po kurtkę. -
Nie zaszkodziłoby ci też przejrzeć ten podręcznik. Strona szósta
mogłaby zagwarantować ci sukces.
- Wychodzisz? - Grace wróciła z tacą ciasteczek i trzema piwami.
- Jackson powinien poradzić sobie na nocnej zmianie. - Ben wziął
ciastko i ugryzł kawałek. - Są okropne.
- Wiem. - Roześmiała się, kiedy sięgnął po następne. - Zdążysz
jeszcze wypić piwo?
- Wezmę je ze sobą. - Ben wsunął butelkę do kieszeni. - Bardzo
dobrze się spisałaś, złotko. - Ponieważ Grace wyglądała tak, jakby
oczekiwała na pochwałę, Ben pochylił się ponad tacką i pocałował ją.
- Do zobaczenia.
- Wielkie dzięki. - Grace zaczekała, aż zamkną się za nim
frontowe drzwi i odstawiła tackę. - To świetny facet.
- Najlepszy.
Dopóki Ben tu był, nie musieli rozmawiać ze sobą bezpośrednio.
Usiadła na skraju sofy i zaczęła jeść od niechcenia ciastka.
- Chyba znacie się dość długo.
- Wystarczająco. Ben ma najlepszy instynkt w całym Wydziale.
- Twój też nie wydaje się kiepski.
Ed spojrzał na nią i wziął do ręki butelkę piwa.
- Mój podpowiada mi, by wepchnąć cię w najbliższy samolot do
Nowego Jorku.
Grace uniosła brwi. Najwyrazniej skończyło się owijanie w
bawełnę.
- Nadal jesteś na mnie wściekły?
- Martwię się o ciebie.
- Nie chcę, żebyś się martwił. - Uśmiechnęła się i wyciągnęła
rękę. - To znaczy chcę. - Gdy jego palce złączyły się z jej, podniosła
je do ust. - Mam wrażenie, że jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się
206
kiedykolwiek przytrafiła. Przykro mi, ale nie mogę nic ci na to
poradzić.
- Pokrzyżowałaś moje plany, Grace.
Z lekkim uśmiechem przechyliła głowę.
- Tak?
- Chodz tutaj.
Skwapliwie posuwała się po sofie, dopóki nie znalazła się w jego
ramionach.
- Gdy kupowałem dom, miałem wszystko dokładnie przemyśla-
ne. Chciałem go wykończyć, żeby był taki, jaki moim zdaniem
zawsze powinien być dom. Gdy go skończę, miałem znalezć
odpowiednią kobietę. Nie wiedziałem, jak ma wyglądać, ale to nie
było ważne. Miała być miła i cierpliwa, i pragnąca, bym się o nią
troszczył. Miała nigdy nie pracować, tak jak musiała moja matka.
Miała być w domu, zajmować się domem, ogrodem, dziećmi.
Chciałem, żeby lubiła gotować, prasować moje koszule.
Grace zmarszczyła nos.
- Musiałaby lubić to robić?
- Uwielbiałaby to robić.
- Wygląda na to, że powinieneś poszukać jakiejś miłej
dziewczyny z farmy w Nebrasce, która nie miała kontaktu ze światem
przez ostatnie dziesięć lat.
- To moje marzenia, pamiętasz?
Uśmiechnęła się znowu.
- Przepraszam. Mów dalej.
- Każdego wieczoru, gdy wracałbym do domu, ona by czekała.
Moglibyśmy siadać sobie wygodnie i rozmawiać. Ale nie o mojej
pracy. Nie chciałbym, żeby ona o tym słuchała. Byłaby zbyt
delikatna. A kiedy nadszedłby czas emerytury, po prostu oboje
kręcilibyśmy się po domu. - Pogłaskał dłonią jej włosy, potem
podłożył pod brodę. Mijały sekundy, a on przyglądał się jej, jej
silnym kościom policzkowym, dużym oczom, potarganym włosom. -
Nie jesteś tą kobietą, Grace.
Przez chwilę poczuła mocne, ostre uczucie żalu.
- Nie, nie jestem.
- Ale nie chcę nikogo innego. - Dotknął jej ust swoimi w
miękkim, delikatnym geście, który sprawił, że jej serce zabiło
207
szybciej. - Widzisz, pokrzyżowałaś moje plany. Muszę ci za to
podziękować.
Objęła go ramionami i przytuliła się do niego całym ciałem.
Grace obudziła się o świcie w ramionach Eda. Była przykryta po
same uszy, a jej głowa spoczywała na jego piersi. Pierwsze, co
usłyszała, to powolne, jednostajne bicie jego serca. Uśmiechnęła się.
Delikatne, zamglone światło wdzierało się przez okno razem z
porannym śpiewem ptaków. Ich nogi były splecione, czuła w całym
ciele ciepło i bezpieczeństwo.
Podniosła głowę i pocałowała go w pierś. Zastanawiała się, czy
jest na świecie kobieta, która nie chciałaby budzić się w ten sposób,
szczęśliwa i spokojna w ramionach kochanka.
Poruszył się i przyciągnął ją mocniej do siebie. Miał takie silne
ciało. Tam, gdzie czuła jego dotyk, jej skóra była gorąca, wilgotna i
wrażliwa. Zanim resztki snu pierzchnęły z powiek Grace, obudziła się
już namiętność.
Westchnęła i z rozkoszą dotykała palcami jego ciało. Po chwili
zaczęła leniwie błądzić po nim ustami. Gdy poczuła, że bicie jego
serca przyspiesza, mruknęła z satysfakcją. Uśmiechnęła się lekko i
spojrzała na niego.
Jego oczy pociemniały, a potem, gdy podniósł ją do góry, by ją
pocałować, wszystko się zamąciło. Teraz nie było w tym
delikatności, tylko żądza i gwałtowność. Siła stała się równie
nieopanowana jak pożądanie. Grace ogarnęła fala nagłego
podniecenia.
Jego samokontrola zniknęła. Zazwyczaj był człowiekiem, który
miał delikatne ruchy, w pełni świadomy własnej siły. Ale nie teraz.
Przewrócili się na łóżku, spleceni razem i osiągnął dokładnie to, o co
mu chodziło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]