[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmusił, aby klęknął i wepchnął mu głowę do wiadra.
%7łyczliwe ręce przytrzymały ofiarę przy ziemi, aby nie rozlewała wody. Stopniowo topielec stawiał
coraz mniejszy opór.
Po paru chwilach Mały wyciągnął z wody głowę ofiary i przypatrywał się, jak powraca do
świadomości. Gestapowiec zaczął wymiotować i przewracać przekrwionymi oczami. Francuz
pochylił się nad nim i zaczął przesłuchanie.
* Kto ci powiedział, jak nas tu znalezć?
Nie było odpowiedzi. Ponowne pytanie. Facet zamknął tylko oczy i nic nie powiedział.
Francuz wymierzył mu silnego kopniaka. Nie wyczuł jednak dystansu i kopnięcie było zbyt silne.
Ponownie pozbawiło ofiarę świadomości.
* Brak ci techniki * powiedział Legionista zdenerwowany. * Jeszcze trochę i będziesz miał trupa
zamiast informacji.
Z nieodzownym papierosem w kąciku ust, Legionista podniósł gestapowca i skropił mu twarz
wodą. Przekrwione oczy w końcu błysnęły świadomością.
* Zwietnie * powiedział Legionista. * Teraz lepiej. Czy mnie słyszysz?
Słabe kiwnięcie głową.
* Kto dał ci ten adres? * nalegał Legionista. * Radzę ci mówić. Nie lubię przemocy, nie mam też
cierpliwości, aby się z tobą męczyć. Już cztery razy zadaliśmy ci to samo pytanie. Jeśli nie udzielisz
mi szybko i jasno odpowiedzi, będę zmuszony zastosować swoją terapię, aby ci pomóc.
Nadal brak było jakiejś odpowiedzi. Staliśmy wokół ofiary gniewni i w końcu Legionista
westchnął.
* Dobrze, myślę, że będzie to dla ciebie pouczające doświadczenie, jak się czuje ofiara... Mały
przytrzymaj mu mocno głowę.
Powolutku Legionista wyjął niedopałek papierosa z ust i przyłożył żarzącą się końcówkę do
nozdrza Breuera. Rozległ się przerazliwy krzyk i rozniósł się nieprzyjemny swąd palonego ciała.
* Dobrze, teraz zmiana... Przypalimy cię za chwilę z drugiej strony.
* Czy on ma jakieś złote zęby? * dopytywał się Porta.
* A co, jeśli ma? * spytał Mały zaczepnie. * Mam do nich takie samo prawo, jak ty!
* Cicho bądzcie! Załatwicie to pózniej! Legionista odepchnął obydwóch na bok i zręcznie
chwycił prawą rękę gestapowca. Z uwagą wybrał jeden z palców i zaczął go wyłamywać.
Zadrżałem słysząc piekielny wrzask, dręczony człowiek skręcił się z bólu na podłodze.
* No jak? * spytał Legionista ciepło.
Brak odpowiedzi. Mały zrobił krok naprzód i przycisnął obcasem zranioną dłoń do podłogi. Powoli
zwiększał nacisk, aż wycie ofiary wypełniło pokój.
* No jak, panie Breuer?
W końcu dręczony człowiek miał dość. Nieśmiało wymruczał imię i adres dziewczyny.
* Czy coś ci to mówi? * zwrócił się Legionista do Francuza.
Trzech z nich otworzyło szeroko oczy, patrząc oskarżycielsko na czwartego z nich.
* Oczywiście, że ją znamy. To jest ta dziewczyna,
którą przyprowadziłeś, Jacques! Mówiliśmy, abyś jej nie ufał. Teraz masz dowód i to wyjaśnia ten
wielki interes!
Jeden z żandarmów zaczął się śmiać. Klnąc na cały głos, Mały rzucił się na niego i zaczął tłuc jego
głową o ścianę. Stary, który do tej pory siedział w całkowitym milczeniu, zerwał się i chwycił
Małego za koszulę.
* Na miłość boską, zostaw go! Skończmy już z tą przemocą!
* Dobrze, dobrze * zaprotestował Porta. * Ale nie możemy sobie pozwolić na ich ucieczkę do
dowództwa. Prawda?
* Do diabła! * krzyknął Stary. * A czy my jesteśmy zwykłymi parkowymi mordercami?
* Nie, ale nie jesteśmy też jakimiś świętymi * podchwycił Porta. * Nie jest też moim celem
wpychanie karku w pętlę zastawioną przez tych żałosnych zboczeńców.
Stary gwałtownie odwrócił się i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi
i kroki Starego, zbiegającego po schodach. Przez chwilę staliśmy niepewnie, po czym na znak
Legionisty zaczęliśmy opuszczać mieszkanie. Ledwie postawiliśmy nogi na ulicy, rozległy się
strzały. Poczułem się lepiej, gdy pomyślałem, że to nie ja, a Gunther został z ofiarami na górze.
Spotkaliśmy się wszyscy razem parę chwil pózniej w knajpie przy bulwarze Saint*Michel, aby
podsumować drugi interes tego dnia. Porta, nie kryjąc satysfakcji, schował do wewnętrznej kieszeni
paczkę banknotów.
* Co się w końcu stało z jeńcami? Gunther wzruszył ramionami.
* Wcisnęliśmy ich do kredensu i zamknęliśmy drzwi. Będą tam całkiem bezpieczni do końca
wojny. Chyba że ktoś ciekawski zdecyduje się tam pomyszkować.
* Dla mnie * powiedział Stary * jest już dosyć tego wszystkiego. Od tej chwili na mnie nie liczcie.
* Na mnie też * dodał Heide.
Stary miał problemy natury moralnej. Natomiast Heide po prostu obawiał się wystawić swoją
karierę na niebezpieczeństwo. Porta na to wszystko lekceważąco wzruszył ramionami.
*Jak sobie życzycie. Nikt was nie będzie zmuszał. Jest nas teraz mniej do podziału zysków, czyli
więcej zostanie na głowę. Przynajmniej ja tak to widzę... A czy ktoś jeszcze chce się do nich
przyłączyć? To wszystko z mojej strony.
Ruszyliśmy razem z Francuzami, natomiast reszta sekcji wróciła do baraków. Pózniej poszedłem
swoją drogą, gdyż miałem umówione spotkanie z Jeanette w jej mieszkaniu na Avenue Kleber. Już
na mnie czekała. Była raczej w posępnym nastroju.
* Całe to szaleństwo i zabijanie * powiedziała * staje się coraz trudniejsze do zniesienia. Nikt
nikomu nie ufa. Gdziekolwiek pójdziesz, słyszysz opowieści o ludziach zastrzelonych, zadzganych
lub uduszonych bez jakiegoś sensownego powodu.
* To już długo nie potrwa * powiedziałem uspokajająco. * Nasze oddziały wypychane są z całej
Europy. Nawet tutaj, w Paryżu, nasza dyrekcja zaczęła pakować manatki.
Opowiedziałem jej nasze przygody z poprzedniej nocy, o czarnym rynku i zastrzeleniu więzniów.
Wzdrygnęła się i potrząsnęła głową w desperacji.
* Widzisz, o co mi chodzi. Cały świat chyba oszalał, nawet ty. Sprzedajecie broń, która może być
użyta przeciwko wam samym! Nawet przeciwko tobie! Gdzie jest w tym sens? Zabijanie ludzi dla
pieniędzy, rozstrzeliwania, duszenie. Zabijanie przez cały czas, tylko dlatego, że życie ludzkie
straciło jakąkolwiek wartość!
Nalała mi whisky do szklanki, po czym znikła na chwilę w łazience. Wróciła ubrana w japońskie
kimono i usiadła obok mnie na sofie.
* Wiesz, co wczoraj widziałam? Niektóre wasze oddziały strzelały do kalek na ulicach.
Zgarbiłem ramiona. Jaką sensowną odpowiedz mogłem jej dać? Albo jakie pytanie zadać? Kto się
teraz troszczył o to, dlaczego jedni ludzie zabijają drugich?
* Twoi przyjaciele nie lubią mnie * kontynuowała.
* Myślisz, że chcieliby mnie zabić?
* Na Boga jedynego * powiedziałem osłupiały.
* Dlaczego mieliby to zrobić?
Uśmiechnęła się smutno.
* To głupie pytanie! Ludzie nie potrzebują powodów, aby dalej zabijać. Zabijają po prostu, kiedy
mają na to ochotę. Może twoi koledzy mają powód, może jesteś zakochany i ja jestem zakochana, a
wiesz, że zakochani bywają niebezpieczni.
Popatrzyłem zadumany na jej smukłe ciało okryte jedwabiem kimona. Oczy miała jakby zamglone
i lekko przymknięte, wiedziałem, że jest lekko pijana. Uśmiechnęła się i przełożyła nogi na sofę za
moimi plecami, ukazując ich imponującą długość.
* Nie ruszajmy się * powiedziała. * Czujesz, wszystko śmierdzi? A poza tym, czy coś jeszcze
zostało do zrobienia?
Nagle poderwała się i objęła mnie ramionami. A ja gładziłem ją po policzku.
* Kocham cię, Sven. Wiesz o tym? Kocham cię! * i dodała niespodziewanie. * Grozili mi, bo
zadaję się z tobą.
* Kto ci groził? * spytałem. * Porta, czy inni?
* Oczywiście, że nie! *No to kto!
* Och! * przycisnęła palec do moich ust. * Nikt. To był tylko głupi żart. Zapomnij o tym
przynajmniej na tę noc.
* Ale chcę wiedzieć!
* Zapomnij o tym, Sven! Byłam głupia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl