Od tamtej pory minęło już wiele lat i wreszcie chciałbym wiedzieć, dlaczego umarł mój syn.
* * *
Marsha w towarzystwie Victora Juniora i Philipa przejechała przez bramy Chimery.
W drodze Victor Junior paplał o swym nowym Pacmanie na wideo, jak każdy normalny
dziesięciolatek.
Dziękuję za podwiezienie, mamo powiedział, wyskakując z samochodu.
Powiedz Colleen, gdzie będziesz poprosiła.
I trzymajcie się z dala od rzeki.
Widzieliście z mostu, jak ona wygląda.
Philip wygramolił się z tylnego siedzenia.
Nic mu się nie stanie powiedział.
Czy jesteś pewien, że nie wolałbyś odwiedzić Rickiego? zapytała.
Tu jest mi dobrze odrzekł Victor Junior.
Nie martw się o mnie, dobrze?
Patrzyła, jak rusza przed siebie, a Philip usiłuje dotrzymać mu kroku.
Ale para, pomyślała, usiłując nie popadać w panikę z powodu odkryć ostatniego wieczoru.
Zaparkowała samochód i skierowała się do świetlicy.
Wchodząc do budynku, słyszała głuche uderzenia piłki tenisowej.
Na górze, w części gimnastycznej, były korty.
Odnalazła Pauline Spaulding klęczącą na podłodze, nadzorującą grupę dzieci malujących
palcami na brystolu rozłożonym na podłodze.
Na widok Marshy Pauline skoczyła na równe nogi.
Jej figura świadczyła o dobrej pracy wieloletniej instruktorki aerobiku.
Gdy Marsha poprosiła ją o chwilę rozmowy, Pauline poszła szukać zastępczyni.
Wróciła w towarzystwie młodej kobiety, po czym zaprowadziła Marshę do sali pełnej
łóżeczek dziecinnych, także składanych.
Tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał powiedziała.
Jej duże, okrągłe oczy spoglądały na Marshę nerwowo.
Pauline przypuszczała, że Marsha przybyła tu w jakiejś oficjalnej sprawie na zlecenie męża.
Nie przyszłam tu jako żona jednego ze wspólników wyjaśniła Marsha, chcąc uspokoić
Pauline.
Rozumiem.
Pauline odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się.
Sądziłam, że ktoś się na coś skarży.
Wręcz przeciwnie powiedziała Marsha.
Chciałabym porozmawiać o moim synu.
To wspaniały chłopiec rzekła Pauline.
Chyba wie pani o tym, że od czasu do czasu tu zagląda i nam pomaga.
Ostatnio był podczas weekendu.
Nie wiedziałam, że pracujecie w weekendy zdziwiła się Marsha.
Siedem dni w tygodniu rzekła Pauline z dumą.
W Chimerze mnóstwo ludzi pracuje siedem dni w tygodniu.
Nazywa się to chyba zaangażowanym stosunkiem do pracy.
Marsha nie była pewna, czy nazwałaby to zaangażowaniem, i zastanowiła się, jaki wpływ
może mieć takie poświęcenie na życie rodzinne, które i tak ponosi uszczerbek na skutek pracy
dorosłych.
Nie powiedziała jednak na ten temat ani słowa.
Spytała natomiast Pauline, czy przypomina sobie dzień, w którym Victor Junior przeżył ów
pamiętny kryzys.
Ależ tak, oczywiście.
Fakt, że stało się to tutaj, sprawia, iż dalej czuję się w jakiś sposób za to odpowiedzialna.
Przecież to absurdalne odrzekła Marsha z ciepłym uśmiechem.
Chciałabym spytać, jak Victor Junior zachowywał się pózniej.
Pauline patrzyła na swoje stopy i myślała.
Po upływie mniej więcej minuty podniosła głowę.
Najbardziej chyba rzucało się w oczy to, że z przywódcy zmienił się w obserwatora.
Przedtem zawsze rwał się do wszystkiego.
Pózniej natomiast wyglądał na znudzonego i trzeba go było zmuszać do zabawy.
Unikał też współzawodnictwa.
Był jakby kimś zupełnie innym.
Nie zmuszaliśmy go; nie mieliśmy odwagi.
Tak czy owak, po tym wydarzeniu widywaliśmy go rzadziej.
Jak mam to rozumieć? spytała Marsha.
Gdy skończyły się badania, po zajęciach w przedszkolu przychodził tu każdego
popołudnia.
Nie odrzekła Pauline.
Większość czasu spędzał w laboratorium ojca.
Naprawdę?
Sądziłam, że do laboratorium zaczął przychodzić wtedy, gdy poszedł do szkoły.
Ale cóż ja mogę wiedzieć, przecież jestem tylko matką!
Pauline uśmiechnęła się.
A czy przyjaznił się z kimś? zapytała Marsha.
To nigdy nie było jego mocną stroną odpowiedziała Pauline dyplomatycznie.
Zawsze miał lepszy kontakt z nauczycielami niż z dziećmi.
Po tym kryzysie na ogół wolał być sam.
Nie, cofam to.
Chyba odpowiadało mu towarzystwo tego niedorozwiniętego pracownika.
Chce pani powiedzieć: Philipa? spytała Marsha.
Właśnie.
Marsha wstała, podziękowała Pauline i obie ruszyły ku wyjściu.
Victor Junior może nie jest tak inteligentny jak kiedyś powiedziała Pauline już przy
drzwiach ale to dobry chłopiec.
Bardzo go tu cenimy.
Marsha szybko poszła do samochodu.
Nie dowiedziała się wiele, może jedynie tego, że Victor Junior był znacznie większym
samotnikiem, niż przypuszczała.
* * *
Victor wiedział, że po przekroczeniu bramy Chimery powinien natychmiast udać się do
swego biura.
Colleen niewątpliwie tonie w powodzi pilnych spraw.
Mimo to, trzymając próbki ze szpitala dziecięcego, udał się prosto do laboratorium.
Po drodze zajrzał do centrum komputerowego.
Szukał Louisa Kaspwicza w okolicach, gdzie poprzednio znajdował się popsuty komputer,
lecz problem najwyrazniej został rozwiązany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]