mond zauważył to natychmiast, otoczył ją ramieniem
i spytał, jak się czuje.
Chyba się starzeję zażartowała. Dwie minuty
temu minęła północ, a ja skończyłam trzydzieści lat.
Masz dzisiaj urodziny! wykrzyknął. I właś-
nie na ten dzień zaplanowałaś ślub. Niezwykły po-
mysł.
Potraktowałam tę datę jako przełomową, chcia-
łam zrobić decydujący krok w dojrzałe życie. Uzna-
łam, że trzydzieści lat to odpowiedni wiek, żeby się
ustabilizować i założyć rodzinę.
Tylko wybrałaś nieodpowiedniego partnera po-
wiedział Raymond łagodnie.
Nagle poczuła się w jego towarzystwie tak bez-
piecznie, jak rozbitek, którego fale wyrzuciły po
sztormie na brzeg. Nie bardzo rozumiała, skąd wzięła
się ta dziwna refleksja po tylu obawach i wahaniach.
Przyjechała przecież tylko po to, żeby zapomnieć
o odwołanym weselu i przyjemnie spędzić czas. Zaraz
przestała myśleć, ponieważ Raymond przytulił ją i na-
miętnie pocałował w usta. Nie wmawiała już sobie, że
NOCE W PARY%7łU 95
przyjechała do Paryża wyłącznie dla zabawy. Nie
miała odwagi nazwać uczucia, które przepełniało jej
serce, nie liczyła przecież na wzajemność. Chciała
tylko nacieszyć się chwilą bliskości, przyjmowała
i oddawała pieszczotę całą sobą.
Pierwsze krople deszczu przywróciły ich do rzeczy-
wistości. Przerwali pocałunek i ze śmiechem pobiegli
do samochodu, trzymając się za ręce. W chwili kiedy
wsiedli, przestało padać. Jechali szerokim bulwarem,
mijali wspaniałe fontanny i skwery. Auk Triumfalny
odcinał się bielą od rozgwieżdżonego nieba. Caitlin
patrzyła jak urzeczona. Odnosiła wrażenie, że posągi
uskrzydlonych pegazów zaraz wzlecą w powietrze.
Złociste światła wieży Eiffla odbijały się w lustrze
Sekwany.
Co za przepiękne miasto rozmarzyła się.
O tak. Specjalnie wybrałem okrężną drogę, żebyś
zobaczyła najpiękniejsze zakątki. Jutro cię oprowadzę.
Tylko pogody nie mogę zagwarantować, kwiecień
w Paryżu bywa kapryśny.
Cudownie uśmiechnęła się.
Raymond zaparkował samochód przed rzędem ele-
ganckich kamienic z balkonami z kutego żelaza i zawi-
łymi ornamentami wokół okien.
W przyćmionym blasku lamp mogła dostrzec wyra-
finowany wystrój wnętrz.
Zapraszam do siebie. Otworzył drzwi i wysiadł
z samochodu.
Zabrzmiało to tak jakoś intymnie, prawie poufale,
że Caitlin zadrżała na myśl o czekającej ją nocy.
96 KATHRYN ROSS
Wyobrażałam sobie, że mieszkasz w nowoczes-
nej dzielnicy ze szkła i metalu powiedziała, żeby
zatuszować zmieszanie.
Jestem tradycjonalistą odrzekł z uśmiechem
i wyjął jej walizkę z bagażnika. Czerpię inspirację do
moich projektów ze świetności minionych epok. Mam
nadzieję, że cię nie rozczarowałem?
O nie, mamy podobny gust. Ja też szanuję trady-
cję i uwielbiam stare budowle. Może właśnie dlatego
pokochałam dom Murda.
Caitlin miała na myśli nie tylko upodobania es-
tetyczne. Do związków z mężczyznami także pod-
chodziła w sposób nieco staroświecki, a w każdym
razie romantyczny. Oddawała się tylko z miłości i tyl-
ko wtedy, gdy wierzyła, że jest kochana. W takim razie
dlaczego nagle odrzuciła zdrowe zasady i wdała się
w ryzykowną przygodę? Nie znalazła odpowiedzi na
to pytanie.
Weszli po schodach na piętro. Raymond wyjął kilka
listów ze skrzynki, rzucił na nie okiem i zaprowadził ją
do windy. W jasnym świetle dostrzegła krople deszczu
w jego włosach. Z trudem się powstrzymała, żeby nie
wyciągnąć ręki i nie pogładzić go po mokrej głowie.
Głębokie, czarne oczy wpatrywały się w nią intensyw-
nie. Wskazała na listy.
Wygląda na to, że nie miałeś dzisiaj czasu zajrzeć
do domu.
Nie, pojechałem po ciebie prosto z biura.
Obydwoje mieliśmy ciężki dzień odrzekła,
żeby ukryć zakłopotanie, poprawiła spódnicę i wbiła
NOCE W PARY%7łU 97
wzrok w czubki własnych butów. Była onieśmielona
jak nastolatka na pierwszej randce.
Wysiedli na ostatnim piętrze. Weszli do wytwor-
nego, przestronnego apartamentu z podłogą z klono-
wego drewna i sofami, obitymi skórą w kolorze kremu
waniliowego. Caitlin niemalże czuła zapach wielkich
pieniędzy. Podeszła do olbrzymiego okna. Raymond
zapalił światło na tarasie. Pośród doniczek z bujną
roślinnością, tworzących podniebny ogród, ujrzała stół
i krzesła z kutego żelaza, prawdziwe dzieła sztuki
kowalskiej. W dole połyskiwały światła miasta niczym
miliony diamentów.
Masz piękne mieszkanie i wspaniałe widoki
westchnęła z rozmarzeniem.
Brak mi czasu, żeby je podziwiać. Popatrzył jej
w oczy. Umieszczę cię w swoim pokoju. Pewnie po
podróży marzysz o kąpieli. Ja przygotuję przez ten
czas coś do picia.
Odwróciła się i napotkała jego wzrok. Wyobraziła
sobie noc w jednym łóżku z tym fascynującym męż-
czyzną. Nie powinna była przyjmować zaproszenia.
Pragnęła go do szaleństwa i wiedziała, że nie potrafi
mu niczego odmówić. Postanowiła się wycofać, póki
sprawy nie zaszły za daleko.
Mam wyrzuty sumienia, że pozbawiam cię wy-
gód po tak ciężkim dniu powiedziała szybko. Le-
piej zamieszkam w hotelu.
Nie mam ochoty wysłuchiwać głupstw odrzekł
z rozbawioną miną i oparł się o kredens. Obiecałem
ci nocleg i dotrzymam słowa.
98 KATHRYN ROSS
Dziękuję wykrztusiła.
Raymond z pewnością nie zwykł łamać obietnic
i nie to ją niepokoiło. Wcale nie miała ochoty szukać [ Pobierz całość w formacie PDF ]