oka. Złodzieje chcieli nam wykraść zdobycz i wywabiali nas z obozu.
Paweł posmutniał. Wyjąłem ze skrzyni złote wazy i począłem je polerować rękawem
marynarki. Złoto błyszczało, mieniło się jak lustro.
Andrzej poprosił panienkę z motocyklem, \eby podwiozła go na posterunek milicji.
Nale\ało zło\yć tam wyjaśnienie w sprawie figusowych kradzie\y. Złodzieje sprzątnęli nam
sprzed nosa jedną wazę. Mo\e była jeszcze piękniejsza od tych, które dostały się w nasze ręce?
Mogłem zapewnić Pawła, \e czekają nas jeszcze równie piękne przygody. Lecz miałem do
niego wiele \alu. Oszukał mnie. Nie zerwał kontaktu ze swoimi kumplami. Zapewne
korespondowali ze sobą i jedna z owych babek przyjechała do nas po Pawła. Umówili się w
Martwym Domu, gdzie znowu zostałem oszukany.
To oczywiście ja pierwszy trochę oszukałem Pawła, opowiadając mu zmyślone historyjki.
Ale czy nie robiłem tego w imię dobrej sprawy? Czy nie chciałem przez to rozbudzić w nim
zainteresowania dla pięknej i mądrej nauki?
Jakby zupełnie nowymi oczami rozglądałem się teraz po rozło\onym na wzgórzu, starym
cmentarzysku. Z zupełnie nowymi uczuciami pomagałem Agnieszce w eksplorowaniu
trzeciego grobu w trzynastym kurhanie. Wszystko tu było takie same jak dawniej, jak przed
tygodniem a jednocześnie wydawało mi się zupełnie inne, nowe. Ka\dy szczegół na
cmentarzysku był mi zrozumiały; ów cmentarz i rozrzucone na nim mogiły stanowiły ogniwo
w długim łańcuchu historii Gotów. Mogłem wskazać palcem: oto tu jest najstarszy grób, z
połowy II wieku. Właśnie w tym czasie druga fala Gotów przypłynęła na Pomorze Wschodnie.
A tam, ten kurhan na samym dole, jest najmłodszym grobem, z początku III wieku. Właśnie
wtedy Goci wyruszyli nad Morze Czarne.
Czy zastanawiałeś się, \e wszystkie szkielety le\ą głowami na północ? zapytała mnie
Agnieszka.
Mo\e w tym uło\eniu szkieletów wyra\a się jakiś hołd dla północnej ojczyzny Gotów?
Mo\e...
Nasze łopatki zgarniały \ółtą, \wirowatą ziemię, w której gdzieniegdzie, jak rodzynek,
tkwił czarny węgielek spalonego lub zbutwiałego drewna. Najlepiej i najsprawniej poruszał
łopatką doktor Strom. Powiedziałem mu:
Wydaje mi się, Herr Doktor, \e sprawę gocką winniśmy załatwić polubownie. O ile
wiem, niektórzy królowie szwedzcy byli jednocześnie królami polskimi i na odwrót. Niektórzy
królowie polscy byli tak\e dziedzicznymi królami Gotów. Nie kto inny, jak nasz prześwietny
Jan Kazimierz, tytułował się: Ja z Bo\ej łaski Król Polski, Ksią\ę Litewski, Ruski,
Mazowiecki, Czernihowski, Smoleński, dziedziczny król Szwedzki, Gotski i Wandalski .
Ech, to zupełnie inna historia rzekł Strom.
No tak, ale czy nie warto o tym pamiętać, gdy nawiązujemy tu nasze przyjaznie? Zresztą
machnąłem ręką i spojrzałem znacząco w stronę Agnieszki pan daje sobie radę bez
powoływania się na historię.
Co ciebie dziś ukąsiło? zainteresowała się Agnieszka.
Herr Thomas nie mo\e się zdecydować stwierdził Strom kogo ma obdarzyć
uczuciem: romantyczną wyspiarkę, czy młodą panienkę uzbrojoną w nowoczesną technikę.
Odło\yłem łopatkę.
Herr Doktor. Gdyby w panu płynęła krew Gotów i Wandalów, moglibyśmy się
spróbować na miecze.
Gockie? zapytał Strom.
Porzuciłem pracę przy kurhanie i powlokłem się na brzeg jeziora. Byłem zły na siebie.
Dlaczego nie potrafiłem wykazać się choćby połową tego sprytu i inteligencji, co bohaterowie
najmniej zawikłanej powieści kryminalnej? Trzymałem przecie\ w rękach wszystkie klocki
łamigłówki, która nosiła nazwę tajemnica figusów , a jednak nie zdobyłem się na to, aby
uło\yć ją w jedną całość.
Opowiadała nam Rzyndowa, \e Alfred z Doliny okazał swe zainteresowanie dla figusów w
chwili, gdy przesadził je do nowych doniczek. Strzegł tych figusów jak zrenicy oka, opiekował
się nimi, doglądał ich. Dlaczego\ nie wydało mi się to podejrzane? Zwierzał mi się przyjaciel
Rzyndy, Pobłocki, \e Alfred zaniedbał swoje piękne gospodarstwo, łódką jezdził po jeziorze,
skarbów w wodzie szukał, a gdy wracał do domu, to zamiast jąć się jakiejś prawdziwej pracy,
swoje figusy podlewał i chodził koło nich jak kura koło piskląt. Czemu po słowach
Pobłockiego nie zainteresowałem się figusami? Czy nie był zastanawiający ten upór, z jakim [ Pobierz całość w formacie PDF ]