[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cel. Jakby z dawna oczekiwała, że Charlie przyjdzie. Ale skąd mogła o tym wiedzieć?
Gabby wskazała Charliemu miejsce na brzegu łóżka, żeby lepiej go widzieć.
 Mam nadzieję, że pani nie przeszkadzam  powiedział przepraszająco.
 Umieram, Charlie  Gabby poprawiła maskę tlenową.  Co jeszcze może mi
przeszkadzać?
Wzmianka o nadchodzącej śmierci spowodowała chwilę krępującej ciszy.
Jennifer i Charlie wymienili niespokojne spojrzenia. Ale dzwięk zawsze tak miłego sercu
chrapliwego śmiechu rozładował napięcie. Nie sposób było nie dostrzec figlarnych
iskierek w oczach Gabby, a pogoda babki sprawiła, że rozchmurzyła się też Jennifer.
Nawet w obliczu śmierci udawało się babce uczyć wnuczkę życia.
 To dla pani  powiedział Charlie, wręczając różę Gabby, wyraznie wzruszonej
jego uprzejmością.
 Już dawno żaden mężczyzna nie dawał mi kwiatów, Charlie  podziękowała z
uśmiechem, który wygładził jej zaostrzone rysy.  Ale jestem starą kobietą i zdaje mi się,
że my, dwoje, nie mamy przed sobą najlepszych perspektyw, więc może lepiej dałby pan
kwiatek mojej wnuczce, co?  podsunęła, bezceremonialnie wskazując na wnuczkę.
 Babciu  upomniała łagodnie Jennifer.  Odbierasz panu szansę.
 Nie, róża jest dla pani, Gabby  obstawał Charlie.  Dla wnuczki mam coś
innego.
Podszedł do Jennifer i podał jej małe srebrne pudełeczko, obwiązane żółtą
wstążką.
Nie wiedząc, co powiedzieć, Jennifer uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
 Ja... Dlaczego pan to robi?  spytała w końcu, całkiem zbita z tropu.
 %7ładnych pytań, mejdele. Mężczyzna daje ci prezent, to bierz  wtrąciła Gabby i
znów schowała się pod maską tlenową.
Jennifer powoli rozwiązała wstążkę i odwinęła papier. Trzymała w ręku
ciemnoniebieskie pudełko, z wytłoczonym na wieczku znakiem służby konserwatorskiej
Central Parku. Kiedy je otworzyła, wybuchnęła serdecznym śmiechem. Ostrożnie wyjęła
malutki szklany model Zamku Belwederskiego  miejsca, gdzie Charlie i babcia znalezli
ją tamtego ranka. Zerknęła na Gabby, która mrugnęła z aprobatą spod plastikowej maski.
Jennifer odwróciła się i poszukała oczu Charliego.
 Prześliczne  powiedziała.  Nie wiem, czy zasłużyłam. Tamtego dnia to pan i
babcia zapracowaliście na nagrodę.
Dzwięk dochodzący od strony łóżka był nieco za głośnym chrząknięciem.
 Prawda jest taka  zaczął lekko Charlie  że wcale nie jestem błędnym
rycerzem, który pewnego poranka parę tygodni temu uratował piękną królewnę. Laury i
tytuł wybawcy należą się pani babci. Ale tak się zastanawiam, czy i koń nie mógłby
liczyć na pewne względy?
Za maską Gabby otworzyła szeroko oczy. Jennifer zaparło dech. Owszem,
odczuła odrobinę zainteresowania, gdy wtedy w parku ujął jej rękę, ale dziś ta
przemowa? Jak można tak otwarcie wyrażać swoje uczucia, gdy ledwie się kogoś zna?
Patrzyła na prezent i miała wrażenie, że emocje zaraz ją rozsadzą. Wszystko w jej życiu
wydawało się tak nieistotne.
Dopiero odzyskiwała grunt pod nogami. Była o krok od utraty babci. Stojący tuż
przed nią Charlie wywoływał bolesne wspomnienie Filipa i tamtych tragicznych przeżyć.
Czy rzeczywiście była gotowa wrócić do normalnego życia?
 Prezent jest piękny, Charlie, i naprawdę się cieszę. Ale nie ma powodu...
W głębi, na łóżku pod maską tlenową, Gabby po prostu wychodziła z siebie.
Trzymanie języka za zębami było dla niej niewyobrażalną męką. Nie wolno jej
przeszkadzać  nakazywała sobie.
 Moja wnuczka musi sama podjąć decyzję. Zrobi ze swoim życiem i
wymownym prezentem od młodzieńca to, co uzna za stosowne. Jeżeli zechce zamknąć
drzwi, dobrze, niech zamyka. Z drugiej strony  to była następna myśl Gabby  sytuacja
aż się prosi, żeby ją lekko popchnąć.
 Nie chciałabym przerywać  odezwała się, kaszląc dla lepszego efektu.
Jennifer odwróciła się do babki z uśmiechem i potrząsnęła głową.
 O co chodzi, babciu?
 Chciałam tylko powiedzieć, że  przepraszam za wyrażenie  nawet koniowi
daje się od czasu do czasu kostkę cukru.
I unosząc zabawnie brew, Gabby wśliznęła się z powrotem pod maskę.
Charlie postąpił krok do przodu. Jego chłopięca, lecz zdecydowana twarz
wyrażała szczere i żarliwe uczucia człowieka, który zna swoje serce.
 Posłuchaj, Jennifer. Nie wiem, dlaczego się spotkaliśmy i zdaję sobie sprawę, że
mój pośpiech jest okropny, ale bałem się, że wyjedziesz do Los Angeles, a ja stracę
szansę, żeby ci powiedzieć...
 szukał słów tak samo niecierpliwie, jak niecierpliwie Jennifer i Gabby na te
słowa czekały.  Widzisz, nigdy w życiu nie wierzyłem, że niektóre rzeczy są ludziom,
jak się to mówi,  sądzone . Tak zwane szczęśliwe przypadki uważałem zawsze za głupi
wymysł.
Wybacz, Gabby... ale ty, Jennifer i tamten dzień w parku pozostały we mnie 
zawahał się, ważąc słowa.  Gdyby nadarzyła się okazja, a ty nie miałabyś nic przeciw
temu, z radością poznałbym cię bliżej. Może dziwnym trafem ty również zapragnęłabyś
mnie poznać. Myślisz, że to możliwe?
Jennifer spojrzała na Gabby, która mimo ciężkiej choroby sprawiała wrażenie
osoby bardzo zadowolonej. Spoglądając potem na kruchy szklany zamek, Jennifer
wiedziała już, że coś się w niej zmieniło. Mimo wszystkiego, co dotychczas przeżyła i co
jeszcze będzie musiała przeżyć w następnych dniach  pora przyjąć dary zsyłane przez
los. Co więcej, w głębi serca czuła, że gorączkowo wypatrywała okazji do zrobienia
pierwszego kroku.
Podniosła wzrok na Charliego, uśmiechnęła się powolutku, delikatnie i
przytaknęła:  Myślę, że możliwe.
 Mazel tow!  okrzyk zdmuchnął maskę z twarzy Gabby i Jennifer musiała
dobrze się starać, by uspokoić chorą, zanim znowu chwyci ją kaszel.
Kiedy Jennifer i Charlie po raz drugi wymienili numery telefonów, Charlie schylił
się i lekko pocałował Gabby w czoło. Jennifer odprowadziła go do drzwi. I przestrzegła
przed pośpiechem, bo nie wie, co niesie jej przyszłość.
 Nikt z nas nie wie  serdecznie uśmiechnął się Charlie.  Nigdy nie
przypuszczałem, że jakaś starsza pani osiodła mnie i wezmie na przejażdżkę po parku.
%7łycie jest pełne niespodzianek...
Wymógł na Jennifer obietnicę, że zadzwoni, jeśli ona lub Gabby będą czegoś
potrzebowały. Pocałował ją w rękę i wyszedł, a Jennifer dłuższą chwilę roztrząsała, w
jaki przedziwny sposób życie miesza radość i smutek.
Ledwie wróciła do pokoju Gabby, obie zaczęły chichotać jak uczennice. Zmiech
męczył chorą, ale równocześnie działał dobroczynnie. Wesoły nastrój prysł jednak
szybko, bo Gabby osłabła. Po ataku kaszlu i Jennifer, i Gabby, zauważyły krew w masce.
Wymieniły nieme spojrzenia, Jennifer starła krew. Zakładając babci czystą maskę zaczęła
przepraszać, że przez wizytę Charliego naraziła Gabby na nadmierny wysiłek. Ale Gabby
zamknęła jej usta palcem, szepcząc:
 Szejna mejdele, za skarby świata nie oddałabym tych chwil. Potem, gdy Gabby
zapadła w niespokojny sen, Jennifer wzięła dziennik, który dostała od niej w Maine, i
zaczęła zapamiętale pisać. Do póznej nocy siedziała przy łóżku Gabby, przelewając na
papier wszystko, co umiała już odczuwać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl