charakterów i uczuć.
Według niego, idealną parę można było poznać po wyglądzie zewnętrznym.
Uważał, że małżeństwo z piękną kobietą z definicji musi być szczęśliwe.
Sam się jednak przekonywał, wchodząc w związki inspirowane wyłącznie tymi względami,
że rzeczywistość okazywała się zupełnie inna niż jego prognozy.
Pewnego dnia zwróciłam mu uwagę na wzrastającą liczbę rozwodów w szeregach ludzi z
pierwszego partyjnego planu, branych pod obłudnym pretekstem, że żony nie potrafią dostosować
się do nowej pozycji społecznej ich mężów.
Tłumaczyłam mu, że społeczeństwo ostro krytykuje tę prawdziwą plagę rozwodów i że cierpi
na tym autorytet wielkich postaci partii. Hitler żywo odparował: "Moim zdaniem najpiękniejsze
kobiety powinny należeć do najlepszych żołnierzy".
Dowodzi to, że oceniał człowieczeństwo, a w szczególności problem płci, wyłącznie z
zewnętrznego punktu widzenia...
Mówiłam już wcześniej, że sam nie ożenił się, ponieważ rodzina, z całą jej
odpowiedzialnością, której wymaga, stworzyłaby zbyt dużo przeszkód dla jego kariery i dążeń.
Przyznał mi, że małżeństwo oznaczałoby dla niego utratę znacznej części sympatii oraz
prestiżu, jakim cieszył się wśród wyborców płci żeńskiej.
"Przez fakt, że nie stałem się mężczyzną jednej kobiety, mój wpływ na żeńską populację
Rzeszy tylko się zwiększa.
Nigdy nie mógłbym sobie pozwolić na utratę popularności wśród niemieckich kobiet, gdyż
stanowią one zbyt ważny element w kampaniach wyborczych".
Mówiąc to, Hitler po raz kolejny okazał się człowiekiem bezwstydnie wyrachowanym i
gotowym poświęcić wszystko, aby zrealizować swój cel.
Prawdą jest, że wiele kobiet było w nim namiętnie zakochanych.
Inne owładnięte były pragnieniem posiadania dziecka, którego on byłby ojcem.
Pewnego dnia jakiejś dziewczynie udało się dostać do jego mieszkania w Monachium.
Gdy stanęła przed nim, teatralnym, płomiennym gestem zerwała z siebie stanik.
Od tego dnia Hitler nie przyjmował już sam nieznanych kobiet, z którymi miał się spotkać,
gdyż obawiał się, że te mogą narazić go na jakiś skandal.
W ogóle dręczył go niepokój, że kobieta, każda kobieta, może rozsiewać plotki, które naruszą
jego reputację dżentelmena.
Ta obsesja tłumaczy dyskrecję, jaką otaczał swoje miłości.
Wobec nas zachowywał na temat tych związków absolutne milczenie.
Podobnie okazywał się bardzo ostrożny w wyborze swoich gości, nawet na przyjęcia
oficjalne.
Gdy dowiadywał się, na przykład, że jakaś aktorka dla uzyskania osobistych korzyści
wykorzystuje zaszczyt, jaki jej uczynił, zapraszając na bankiet, ogłaszał to publicznie i nakazywał
tę nieostrożną osobę wpisać na czarną listę: nigdy więcej nie pojawiła się już na żadnym jego
przyjęciu.
W ciągu wielu lat miałam okazję obserwować zwyczaje i reakcje Hitlera tak obiektywnie, jak
to tylko możliwe.
I z całą szczerością mogę powiedzieć, że fałszywe są posądzenia, według których miał jakieś
problemy z życiem seksualnym.
Biorąc pod uwagę jego wyłącznie wegetariańskie pożywienie, jego odmowę wspomagania
się alkoholem, jego intensywną pracę umysłową, myślę, że byłoby mu trudno oddawać się jakimś
wynaturzeniom.
Jestem przekonana, że w tych sprawach był całkowicie normalny, a wręcz często miałam
wrażenie, że wiele go kosztowało, aby nie poddać się urokom tej lub innej artystki, z którymi miał
zwyczaj się spotykać.
Przez dwanaście lat był głęboko związany z Evą Braun.
Wspominałam już, jak pozytywne wrażenie, na początku ich znajomości, wywarła na nim
absolutna dyskrecja, jaką potrafiła ona otoczyć ich związek; bo jeśli chodzi o jej raczej drobną
budowę i jej blond włosy, to z całą pewnością nie była jego fizycznym ideałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]