Różniła się od tamtej Haley zarówno pod względem fizycznym, jak i
psychicznym. Kiedy patrzyła w lustro, sama się z trudem rozpoznawała.
A jednak, gdy weszła do środka, spodziewała się, że zaraz któraś z osób
siedzących przy długim, lekko zaokrąglonym barze wstanie i zawoła do
niej po imieniu.
Nikt jej nie zawołał, a ona nie zauważyła nikogo znajomego. Dwie
obecne w barze kobiety przyjrzały się jej z zaciekawieniem, po czym
ponownie przeniosły wzrok na towarzyszących im mężczyzn. Kowboje
grający w bilard wykazali znacznie więcej zainteresowania nowo
przybyłą, ale nie doczekali się z jej strony najmniejszej choćby zachęty.
Obeszła parkiet, na którym samotna para kołysała się leniwie w rytm
ballady Trishy Yearwood, i zajęła miejsce przy stoliku w
najciemniejszym kącie.
- Poproszę hamburgera - powiedziała, kiedy chwilę pózniej pojawił
się kelner. - I piwo. Z beczki.
- Z beczki? - Kelner zerknął na nią spod daszka wysłużonej czarnej
czapki. - Na ogół wszyscy zamawiają puszkowe. Pani pewnie nie
pochodzi z tych stron?
Nagle Haley uświadomiła sobie, że to Anglicy uwielbiają piwo z
beczki, a ona, mieszkając w Londynie od tylu lat, nauczyła się od nich, że
puszki kupuje się w sklepie, nie w barze.
- Nie - odparła z uśmiechem.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Tak myślałem. No to idę po to piwo.
Minutę pózniej ujrzała przed sobą kufel złocistego płynu
zwieńczonego pianą. Ale przyniósł go nie kelner, z którym rozmawiała,
lecz wysoki, barczysty kowboj z wielką srebrną klamrą w pasie i
roześmianych niebieskich oczach.
- Ja stawiam, ślicznotko.
Serce jej zamarło. Dosłownie. Najpierw zabiło mocniej, potem
raptownie ucichło. Haley siedziała bez ruchu, ogarnięta paraliżem, i
wpatrywała się w białą, rozpiętą pod szyją koszulę oraz widoczną nad nią
opaloną twarz o regularnych, zdecydowanie męskich rysach.
Kogoś innego jej reakcja, czy raczej całkowity brak reakcji, mógłby
wprawić w zakłopotanie lub zniechęcić. Ale niebieskooki kowboj nie
zniechęcił się. Szczerząc w uśmiechu zęby, postawił na stole nie jeden,
lecz dwa kufle.
- Pomyślałem sobie, że jak przyniosę dwa piwa, to może zaprosisz
mnie do swojego stolika.
Nie była w stanie wydobyć słowa. A może nie miała odwagi?
Błagała go w myślach, aby potraktował jej milczenie jako dowód
obojętności czy lekceważenia i zostawił ją samą. On zaś potraktował je
jako wyzwanie. Nie czekając na jej zgodę, wysunął krzesło i usiadł na-
przeciwko.
- Kelner mówi, że nie pochodzisz z tych stron. Dziwne, bo kiedy
weszłaś, gotów byłem przysiąc, że skądś cię znam.
Serce zaczęło jej walić jak opętane. Mężczyzna wodził wzrokiem po
jej twarzy - po nosie, czole, nowo wyrzezbionych kościach policzkowych.
Czując, jak ogarnia ją coraz większa panika, miała ochotę poderwać się
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
od stołu i rzucić do ucieczki.
- Czy myśmy się gdzieś nie spotkali? - Siedział wygodnie rozparty. -
Może w Dallas? Albo w Nowym Jorku?
Wiedziała, że musi przemówić. %7łe nie może dłużej udawać
niemowy. Z najwyższym trudem nadała swemu głosowi obojętne
brzmienie.
- Nie sądzę. Ale jeśli tak, to przykro mi, ale zupełnie cię nie kojarzę.
Uśmiechnął się szerzej, nie przejmując się docinkiem.- Hm, wobec
tego postaram się nieco bardziej trwale zapisać w twojej pamięci. - Oczy
lśniły mu wesoło. - Nazywam się Luke. Luke Callaghan - dodał,
przykładając dwa palce do ronda słomkowego stetsona.
ROZDZIAA PITY
Siedział przy barze, kiedy nieznajoma blondynka weszła do lokalu.
Obejrzał się przez ramię, a potem już nie mógł oderwać od niej oczu.
Była piękna, w dodatku pojawiła się w idealnym momencie jego życia.
Niemal trzy tygodnie temu wrócił z wyjątkowo niebezpiecznej misji
do jednej z dawnych republik Związku Radzieckiego. Znudziło mu się już
beztroskie życie playboya, jakie wiódł pomiędzy kolejnymi zleceniami.
Tajna agencja rządowa, do której przystąpił po odejściu z piechoty
morskiej, stale wysyłała go w odległe zakątki świata. Ale potem wracał
do Mission Creek i nie mógł sobie znalezć miejsca. Potrzebował jakiejś
rozrywki, choćby najbardziej niewinnej. Zliczna, zmysłowa blondynka
może mu jej dostarczyć.
Spodobała mu się od pierwszej chwili, gdy weszła. Z odległości
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
kilku metrów wydawała się wprost olśniewająca. Z bliska jeszcze
piękniejsza. Intrygowała go. Na przykład sposób, w jaki na niego
patrzyła. Jej duże piwne oczy niemal przenikały go na wylot. Kiedy do
niej podszedł, na jej twarzy odmalowało się... hm, zaskoczenie?
Niepokój? Lekko zmarszczyła mały prosty nosek, a ręce schowała pod
stół, jakby chcąc ukryć ich drżenie.
Jeżeli istotnie jego widok wprawił ją w zakłopotanie, szybko wzięła
się w garść.
- Miło mi - powiedziała, skinąwszy głową. - Callaghan, tak?
Zarówno gdy służył w piechocie morskiej, jak i teraz, gdy pracował
w tajnej agencji rządowej, Luke wiele podróżował po świecie, dlatego bez
trudu rozpoznał akcent dziewczyny. Była Angielką, najprawdopodobniej
mieszkała w Londynie. Musiała jednak spędzić dobrych kilka lat za
granicą...
- Zgadza się, Luke Callaghan.
Czekał, aby nieznajoma mu się przedstawiła. Nie zrobiła tego, tym
samym jeszcze bardziej wzbudzając jego zainteresowanie. Jako
mężczyzna uwielbiał zagadki, jako członek tajnej agencji potrafił je
rozszyfrowywać.
Tylko garstka osób wiedziała o jego wyjątkowych zdolnościach, i
tych wrodzonych, i tych nabytych w ciągu ostatnich paru lat. A także o
tym, że pracuje dla agencji tak tajnej, że jej nazwa nie figuruje w
najbardziej poufnych rządowych wykazach. Nikomu w Mission Creek nie
mówił, że zwerbowano go do OP-12, nawet swoim czterem najlepszym
przyjaciołom.
Skrzywił się w duchu. Trzem najlepszym przyjaciołom.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Na myśl o czwartym, o Rickym Mercado, który kiedyś był mu
bliższy niż brat, poczuł bolesne ukłucie w sercu. To było jak niegojąca się
rana. Psiakrew! Brakowało mu Ricky'ego, ich rozmów i żartów. Tyle lat
spędzili razem, w szkole, na studiach, w piechocie morskiej. Psiakrew!
Piechoty też mu brakowało. W starym porzekadle najwyrazniej tkwi
ziarno prawdy. Wilka ciągnie do lasu, a wojaka do woja.
Ale jak wojak ma na sumieniu śmierć niewinnej dziewczyny,
wtedy...
Wtedy powinien wystąpić z wojska. Zdjąć mundur. Tak, wtedy nie
ma prawa nosić munduru. Mundur symbolizuje czystość, szlachetność,
praworządność. Sędzia Carl Bridges uzyskał dla czwórki bohaterów
wojennych wyrok uniewinniający, mimo to Luke poczuwał się do
odpowiedzialności i winy za tamten tragiczny wypadek na jeziorze. Nie
powinien był nalegać, aby Haley kierowała łodzią. Motorówka miała zbyt
potężny silnik, aby mogła ją prowadzić osoba bez doświadczenia.
Mimo że Bridges ostrzegał go, aby podczas rozprawy nie zabierał
głosu, Luke otwarcie przyznał się do winy. Po dziś dzień gnębiły go
wyrzuty sumienia. Wiedział, że nigdy się ich nie pozbędzie. Teraz,
wpatrując się w oblicze nieznajomej, też je czuł. Blondynka w niczym nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]