okna i zobaczyła, jak wysokie i dostojne palmy zginają się wpół. Ich postrzępione
liście rwał wiatr, a deszcz lał się z nieba strumieniami.
- Dziś nie wyjadę - mruknęła pod nosem.
Rozejrzała się po pustym mieszkaniu, zastanawiając się, gdzie Gabe spędził noc.
Wyszedł po ich kłótni i Debbie była pewna, że poszukał sobie damskiego towarzystwa.
- Jakie to typowe - powiedziała do siebie.
Kobieta mówi mu, że go kocha, a on idzie do innej. Nie ma co, wspaniałe
wakacje, a do tego teraz tkwi na wyspie z powodu sztormu. Budynki kurortu Fantazja
zdawały się uginać pod naporem wichury. Debbie znów wyjrzała przerażona przez
okno.
Gdy zadzwonił telefon, niemal natychmiast znalazła się przy aparacie.
- Halo?
- Wszystko w porządku?
- Tak. Gdzie jesteś, Gabe?
- Nocowałem w biurze.
Ze wstydem uświadomiła sobie, że poczuła ulgę.
- Twój lot odwołano.
S
R
- Domyśliłam się - powiedziała.
- Huragan ma nas ominąć, ale przechodzi blisko wyspy.
- Wiedziałeś, że nie polecę, prawda?
- Słucham?
- Dlatego wczoraj pozwoliłeś mi jechać. Dobrze wiedziałeś, że nadchodzi sztorm.
- Myślisz, że jestem chodzącą stacją meteorologiczną? Debbie, opanuj się. Mam
ważniejsze sprawy na głowie.
- Co się dzieje? - spytała, zapominając na chwilę o swojej złości.
- Mam hotel pełen ludzi, którzy tak jak ty chcą jak najszybciej wyjechać, a nie
mają jak.
- Mogę ci pomóc?
W słuchawce zapanowała cisza, jakby Gabe był zdziwiony jej propozycją.
- Personel zbiera ludzi w sali klubu, gdzie jest najbezpieczniej. Mogłabyś pomóc
ich uspokoić.
- Już idę - rzuciła, odrywając wzrok od przerażającego widoku za oknem.
- Dzięki.
Debbie uznała, że po tym wszystkim, co razem przeszli, przynajmniej mogą
sobie pomóc w trudnej sytuacji.
Gabe podniósł rękę, by uspokoić ludzi. Ucichły krzyki, rozmowy i zapanowała
cisza. Trudno się było dziwić, że niektórzy zachowywali się histerycznie, choć nikomu
to nie pomagało. Wodząc wzrokiem po twarzach, zaczął mówić lekko podniesionym
głosem, by wszyscy mogli go usłyszeć.
- Wiem, że są państwo zdenerwowani i chcieliby wyjechać.
- Huragan jeszcze nie nadszedł. Dlaczego samoloty nie mogą nas zabrać? - spytał
mężczyzna z głębi sali.
Kilka osób poparło turystę i Gabe musiał chwilę poczekać, aż głosy ucichną.
- Wczoraj wieczorem zamknięto pas startowy, ponieważ wiatr zaczął przybierać
na sile. Samoloty odleciały, gdy jeszcze było spokojnie.
- Jesteśmy uwięzieni! - krzyknęła jakaś kobieta.
- Nie jesteśmy uwięzieni - sprostował z uśmiechem Gabe. - Musimy przeczekać
burzę. Są państwo w hotelu Fantazja, gdzie wygoda jest priorytetem. Mamy mnóstwo
zapasów. Personel rozłoży w sali łóżka polowe, a szefowie kuchni zadbają o smaczne
jedzenie. Jedyne, co możemy zrobić, to siedzieć tu spokojnie i czekać.
- Jak długo tu będziemy? - zapytał inny mężczyzna.
Gabe wypatrzył go w tłumie i odparł:
S
R
- Tak długo, jak będzie trzeba. Prognoza pogody nie precyzuje, którędy przejdzie
huragan. Może ruszyć prosto na hotel albo go ominąć.
- A jeśli uderzy w hotel? - dał się słyszeć kobiecy głos.
Gabe westchnął. Patrzył na niego tłum przerażonych ludzi. Wszyscy byli jego
gośćmi, przyjechali tu, szukając rozrywki i zabawy, a teraz musieli stawić czoło
sytuacji, w której nigdy nie chcieliby się znalezć. Ich los był w jego rękach. Musiał
zrobić wszystko, by się czuli bezpiecznie i spokojnie.
- Poradzimy sobie - zapewnił Gabe, starając się, by jego głos brzmiał pewnie. -
Hotel jest bezpieczny, a my uczynimy wszystko, by nikomu się nic nie stało.
- W jaki sposób? - krzyknął ktoś z głębi sali.
- Zakryjemy kartonami wszystkie okna - powiedział, wskazując ręką mężczyzn,
którzy już wnosili do sali kartony, dyktę oraz narzędzia.
Ludzie zaczęli szemrać z niezadowoleniem. Nikomu nie uśmiechało się siedzenie
przez dłuższy czas w jednej sali. Trudno było zapanować nad emocjami, a gdy okna
zostaną zabite, ludzie poczują się jak w więzieniu.
Gabe zastanawiał się, co zrobić, by rozładować atmosferę. Nagle na podium
obok niego pojawiła się Debbie. Spojrzał na nią zaskoczony. Była spokojna i
uśmiechnięta.
- Witam - zawołała, a tłum ucichł. - Wiem, że wszyscy są zdenerwowani, ale
jesteśmy pod dobrą opieką. Fantazja to bezpieczny hotel. Pan Vaughn i jego personel
zrobią wszystko, by czuli się tu państwo dobrze.
- Kim pani jest? - spytał ktoś z sali.
- Nazywam się Debbie Harris. Jestem właścicielką biura podróży w Kalifornii.
Kilka razy byłam w podobnej sytuacji i to w zdecydowanie gorszych warunkach.
Chętnie podzielę się z państwem moimi doświadczeniami.
Ktoś zaśmiał się nerwowo, zaś Gabe z rosnącym zaciekawieniem przyglądał się
Debbie.
- Będę pomagać panu Gabrielowi - obiecała, posyłając Gabe'owi promienny
uśmiech.
Był pełen podziwu dla jej umiejętności panowania nad tłumem. Atmosfera się
rozluzniła i ludzie jej uwierzyli. Gabe czuł dokładnie to samo.
- Ja też jestem tu gościem - ciągnęła Debbie. - Wiem, że nikt nie zamierzał
pracować podczas wakacji, ale z doświadczenia wiem, że w trudnych chwilach praca
pozwala rozładować stres. Jeśli będziemy współpracować, ze wszystkim sobie
poradzimy.
S
R
Choć odezwało się kilka głosów niezadowolenia, większość gości uspokoiła się,
niektórzy nawet się uśmiechali i potakiwali.
- Proszę, by część z was pomogła chłopcom pozabijać okna - poprosiła Debbie.
Gdy kilku turystów się podniosło, ciągnęła:
- Proszę też o pomoc przy rozstawianiu łóżek polowych. Potrzebujemy rąk do
pracy przy organizacji prowizorycznej kuchni.
To mówiąc, spojrzała na Gabe'a, który bez słowa wskazał miejsce w rogu sali.
- Potrzebujemy też ochotników do rozdawania jedzenia, noszenia krzeseł i wielu
innych rzeczy - zakończyła, uśmiechając się do ludzi, jakby byli jedną rodziną.
Pozwoliło to zapobiec panice i niepotrzebnym kłótniom. Profesjonalne zachowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]