[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nastrój do żartów. Wade zgodził się na ucieczkę,
chociaż tym razem wszystko zaplanował ktoś
inny. Zdał się na Chloe i inne kobiety, nie
dopytywał o rodzaj transportu, o broń. Bardzo
łatwo to poszło, za łatwo. Coś się za tym kryło,
lecz nie potrafiła odgadnąć, co. Z drugiej strony
jaki podstęp mógł szykować ranny, pozbawiony
możliwości działania człowiek?
Jennifer Blake 145
Niepokoiło ją też, jak uda jej się przekonać
Wade'a do pewnego szczegółu ich ucieczki,
o którym dotąd nie wspomniała, spodziewając
siÄ™ gwaÅ‚townego sprzeciwu. PostanowiÅ‚a po­
czekać z tym do ostatniej chwili, by nie zostawić
mu wyjścia i praktycznie wymusić na nim
zgodÄ™.
- Nie! I to nie jest zwykłe  nie", ale ,,nie, po
moim trupie"!
Zwinął w kłąb podany mu czador i cisnął nim
o Å›cianÄ™. Chloe spiorunowaÅ‚a Wade'a wzro­
kiem, podniosła czador i ponownie wepchnęła
mu go w ręce.
- Musisz to włożyć. Straże graniczne nie
będą przyglądać się zasłoniętej kobiecie, jednej
z wielu. Z pewnoÅ›ciÄ… dostali już rozkaz za­
trzymywania białych mężczyzn.
- Nie będę się ukrywał za babską spódnicą!
- Czador znów poleciał w jej stronę jak piłka.
- ZresztÄ… i tak nikt mnie nie wezmie za kobietÄ™
przy moim wzroście, więc cały ten pomysł to
czysta głupota.
- Dlatego nie będziesz stał, tylko siedział
z tyłu samochodu, udając, że ci niedobrze od
jazdy, albo że jesteś w ciąży, albo co tylko
chcesz. Dzięki temu będziesz mógł się skulić
i udać niższego.
Wade skrzyżował ramiona, wsuwając palce
146 Bramy raju
pod pachy i całą postawą demonstrując swoją
rezerwÄ™.
- Nie włożę tego.
- Musisz! - zawołała z gniewem. - Nie ma
innego sposobu. Dobrze, nie podoba ci siÄ™ idea
chodzenia w czadorze, ale mnie nie podoba siÄ™
ona również, innym kobietom też, a męczymy
się w nich codziennie od lat. My możemy, więc
i ty możesz, przez kilka godzin nic ci się nie
stanie, nie przesadzaj.
Przyjrzał jej się bacznie.
- Czyj to był pomysł?
- Kilku osób.
- Ale twój też, prawda? Taka mała, prywatna
zemsta za to, co powiedziałem wtedy u Ayli?
- Wcale nie. - Nie zamierzaÅ‚a siÄ™ przy­
znawać, że kiedy już wymyśliły, w jaki sposób
niepostrzeżenie wywiezć Amerykanina do Paki­
stanu, faktycznie przeszło jej przez myśl, że
Wade dostanie nauczkę. Według niego nosiła
czador z własnej woli? Niech się więc przekona,
czy można dobrowolnie nosić coś takiego.
Przyglądał jej się przez kilka długich chwil
bardzo intensywnie, potem wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™, wy­
rwał czador z rąk Chloe, strzepnął go, rozpostarł
jak wielki kremowy obrus, przyjrzał mu się
z najgÅ‚Ä™bszym obrzydzeniem, zmiÄ…Å‚ go gwaÅ‚­
townie i rzucił w jej stronę.
- Nie!
Jennifer Blake 147
- Tak! - Cisnęła czadorem z powrotem.
- Jeśli mam cię wydostać z tego kraju, musisz ze
mną współdziałać.
- Hej, to ja miałem cię stąd wydostać!
- Ale sytuacja się zmieniła i nie dasz rady.
Może to moja wina. A może zwykły pech. Albo
przeznaczenie. Albo cokolwiek innego. Ale nie­
zależnie od tego, czemu tak się stało, musisz się
z tym pogodzić. Teraz potrzebujemy jak naj­
szybciej przedostać się za granicę, a przebranie
cię to najlepszy sposób.
Oddychała ciężko, rozgniewana nie na żarty,
a Wade patrzył, jak zakrywająca dolną połowę
jej twarzy chusta unosi się wraz z każdym
oddechem. Nagłe w jego oczach coś błysnęło.
- Zawrzemy umowÄ™.
- Umowę? - spytała podejrzliwie.
- Tak. Wydaje mi siÄ™ caÅ‚kiem uczciwa, zwa­
żywszy, czego ode mnie żądasz. Włożę to
świństwo, jeśli ty zdejmiesz swoje.
- SÅ‚ucham?
- Przestaniesz nosić czador i ten szal czy też
inny welon, którym się zasłaniasz.
Odruchowo uniosła dłoń ku chuście.
- Nie mogę, ja też potrzebuję się ukryć.
- To nie musi być w tej chwili - oznajmił
wspaniałomyślnie. - Ale gdy tylko znajdziemy
siÄ™ bezpiecznie po drugiej stronie granicy, Å›ciÄ…g­
niesz to z siebie.
148 Bramy raju
Odetchnęła z ogromnÄ… ulgÄ…. Przecież zo­
stawiała go w Pakistanie i wracała z kierowcą do
Ajzukabadu.
- W porzÄ…dku.
Na jego twarzy odbiło się zdumienie.
- Zgadzasz siÄ™?
- Tak.
- Naprawdę pokażesz mi swoją twarz bez
żadnych zasłon?
- Przecież powiedziałam! - zirytowała się.
- Nie rozumiem zresztÄ…, czemu to dla ciebie
takie ważne.
- Nie lubiÄ™, kiedy ktoÅ› przede mnÄ… coÅ›
ukrywa.
Zaniepokoiła się. Czy to możliwe, by ją
przejrzał? Nie, na pewno nie.
- Niczego nie ukrywam.
- W takim razie zdejmij chustÄ™.
- Nie ma czasu - oświadczyła, położyła
kremowy czador na materacu Wade'a i ruszyła
ku drzwiom. - Ubieraj się. Za dziesięć minut
wyjeżdżamy.
Przez całą jazdę do granicy myślała o tym, że
Wade za nic nie może się dowiedzieć o jej
planowanym powrocie. I o słowach, jakie mu się
wyrywały przez sen i dzięki którym pojęła, jakie
koszmary go dręczyły. I o tym, że nie chce mu
pokazać swojej twarzy.
Co ją właściwie powstrzymywało? Próżność,
Jennifer Blake 149
nakazujÄ…ca lÄ™kać siÄ™, że jej wyglÄ…d go roz­
czaruje? A może nie chodziło wcale o ukrycie
ciała, tylko myśli i uczuć? Przez te długie lata
czador stał się dla niej maską, mogła pod nią
schować caÅ‚Ä… swojÄ… nienawiść i gniew. W zdo­
minowanym przez mężczyzn świecie Chloe
udawała, że jest nikim i niczym, a po cichu
oddawała się zakazanej działalności, walcząc
z reżimem dostępnymi sobie sposobami. I teraz
nagle miała chodzić z odsłoniętą twarzą, by
każdy mógł zobaczyć, co jest na niej wypisane?
To tak, jakby musiała stanąć przed wszystkimi
zupełnie naga.
Zostawili miasto za sobÄ…, skierowali siÄ™
w stronę gór Hindukusz. Ujrzeli przed sobą
brÄ…zowe wzgórza, poroÅ›niÄ™te z rzadka jaÅ‚ow­
cami i sosnami, za nimi wznosiły się potężne
skalne szczyty, ich wierzchoÅ‚ki tonęły w chmu­
rach. Gdzieś tam wysoko znajdowało się parę
przeÅ‚Ä™czy, które od wieków sÅ‚użyÅ‚y jako przejÅ›­
cia dla kupców, najezdzców i uchodzców.
Jechali starym, czterdziestoletnim kombi,
prowadziÅ‚ je Kemal, rosÅ‚y Tadżyk, który po­
sługiwał się językiem dari, odmianą perskiego.
Obok niego siedziaÅ‚a Freszta, jedna z najodważ­
niejszych czÅ‚onkiÅ„ RAW-y w Hazaristanie. Mia­
ła za zadanie przeszmuglować do Pakistanu
kasetÄ™ wideo z nagranÄ… egzekucjÄ… kobiety oskar­
żonej o cudzołóstwo i wręczyć ją osobom, które
150 Bramy raju
przekażą jÄ… zachodnim dziennikarzom, sympa­
tyzujÄ…cym z walkÄ… prowadzonÄ… przez RAW-Ä™.
Chloe siedziała z tyłu razem z Wade'em,
który rzucał tak wściekłe spojrzenia przez siatkę
w czadorze, jak więzień, którego ukarano za
niepopełnione winy. Byłoby to nawet komiczne,
gdyby nie przypominało jej, jak sama się czuła,
gdy musiała włożyć to okrycie po raz pierwszy.
Ale i bez tego nie okazałaby rozbawienia na
widok cichej furii Wade'a, bo mogłoby go to
rozjuszyć, a wtedy niechybnie zdarłby z siebie
czador i już więcej go nie tknął.
- Dobrze siÄ™ czujesz? - spytaÅ‚a, by wy­
tłumaczyć, czemu tak mu się przygląda.
AypnÄ…Å‚ na niÄ… wymownie.
- Chodzi mi o to, czy nie jest ci słabo albo
czy rana nie zaczęła krwawić - sprecyzowała.
- Nie-warknął, otwarcie demonstrując swój
zły humor.
Nie mogła się na niego gniewać, w końcu to
przez nią znalazł się w takiej sytuacji. Gdyby
odmówiła od razu, zamiast kazać mu czekać, aż
ona się zastanowi, dawno byłby bezpiecznie
w domu, cały i zdrowy. Miała wyrzuty sumienia
również z innego powodu - przecież nie uda mu
się osiągnąć celu swojej wyprawy, gdyż Chloe
nie wróci z nim do Stanów. Ona sama z kolei [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl