nie, po czym zajrzał pytająco do znajdującego się za nimi pokoju. Gestem wezwał
Kate, by ruszyła za nim.
Ten pokój różnił się zasadniczo od pozostałych. Zaraz za drzwiami znajdował
się obszerny przedpokój z dużą szybą, za którą widać było główne pomieszczenie.
Oba pomieszczenia odseparowane były widocznie dzwiękoszczelną przegrodą,
ponieważ przedpokój zastawiony był komputerami i monitorami, z których każdy
pomrukiwał głośno do siebie, w głównym zaś pomieszczeniu leżała na łóżku jakaś
kobieta, pogrążona w głębokim śnie.
Pani Elspeth May powiedział Standish, a w jego głosie czuło się wielki
respekt. Jej pokój z pewnością należał do najlepszych: przestronny, umeblowany
kosztownie i wygodnie. Na każdym blacie stał wazon z kwiatami, a na wykonanej
z mahoniu szafce nocnej leżała robótka pani May.
Ona sama była wygodnie ułożoną, srebrnowłosą panią w zaawansowanym
wieku średnim. Spała wspierając się na stercie poduszek, odziana w różowy, roz-
pinany wełniany sweter. Po chwili Kate zorientowała się, że choć kobieta śpi, nie
straciła wcale na aktywności. Głowa leżała sobie wygodnie z zamkniętymi oczy-
ma, ale prawa ręka ściskała długopis i bazgrała nim zaciekle po wielkim bloku
papieru. Ręka ta, podobnie jak usta dziewczynki na wózku, zdawała się wieść nie-
zależny i gorączkowo pracowity żywot. Do czoła pani May, tuż pod linią włosów,
przytwierdzono jakieś małe, różowawe elektrody, które, jak zakładała Kate, do-
starczały materiału do odczytów tańczących na ekranach monitorów w przedpo-
koju, gdzie ona i Standish obecnie się znajdowali. Nad sprzętem czuwało dwóch
biało odzianych mężczyzn i jedna kobieta, przy szybie zaś stała dyżurująca pielę-
gniarka. Standish wymienił z nimi kilka uwag na temat aktualnego stanu pacjent-
ki, który jak ogólnie się zgodzono był wyśmienity.
Kate nie mogła oprzeć się wrażeniu, że sama powinna wiedzieć, kim jest pani
Elspeth May, ale że nie wiedziała, zmuszona była zapytać.
Jest medium wyjaśnił pan Standish z niejakim poirytowaniem jak,
sądziłem, doskonale pani wiadomo. Medium o kolosalnej mocy. Właśnie znajduje
się w transie, pochłonięta pisaniem automatycznym. Stenografuje. Każdy zapisa-
ny tu przekaz posiada niewymierną wprost wartość. Nie słyszała pani o niej?
Kate przyznała, że nie.
Ale słyszała pani niewątpliwie o kobiecie, która utrzymywała, że Mozart,
Schubert i Beethoven dyktują jej muzykę?
81
Tak, o tej słyszałam. Dużo się o niej pisało w kolorowych dodatkach parę
lat temu.
Jej supozycje były, hm, bardzo interesujące, jeśli ktoś się tym akurat inte-
resuje. Muzyka z całą pewnością bardziej pasowała do tego, co każdy z tych pa-
nów mógłby skomponować raz-dwa przed śniadaniem, niż do tego, czego można
by się spodziewać po czterdziestoletniej gospodyni domowej bez krzty uzdolnień
muzycznych.
Takiego zadęcia Kate nie mogła przepuścić.
To dość seksistowski punkt widzenia oświadczyła. George Eliot też
była czterdziestoletnią gospodynią domową.
Tak, tak rzucił cierpko Standish lecz nie stenografowała na pole-
cenie świętej pamięci Wolfganga Amadeusza. O to właśnie mi chodzi. Proszę
spróbować prześledzić logikę moich argumentów i nie wprowadzać nieistotnych
komentarzy. Gdybym uznał, że przykład George Eliot może rzucić jakieś światło
na zajmujący nas problem, to może pani być pewna sam bym go wymienił.
Na czym to stanąłem?
Nie wiem.
Mabel. A może Doris? Jakże to ona miała na imię? Załóżmy, że Mabel.
Chodzi o to, że najprościej było problem Mabel zignorować. Nie kryło się tam
naprawdę nic poważnego, co najwyżej kilka koncertów. Materiał raczej pośled-
niego gatunku. Ale tutaj, tutaj mamy coś o zgoła odmiennej naturze.
Ostatnie słowa wyrzekł ściszonym tonem i odwrócił głowę, żeby przyjrzeć
się ekranowi stojącemu wśród rzędów komputerów. Ekran ukazywał zbliżenie
dłoni pani May, pomykającej spiesznie przez blok papieru. Dłoń ta w znacznej
mierze zasłaniała napisy, lecz można było dostrzec coś na kształt matematycznych
wzorów.
Pani May utrzymuje, iż zapisuje myśli dyktowane jej przez największych
fizyków, przez Einsteina, Heisenberga i Plancka. A bardzo trudno jest podważyć
prawdziwość jej twierdzenia, ponieważ wzory zapisywane tutaj przez tę. . . nie-
wykształconą panią pochodzą z najbardziej skomplikowanych obszarów fizyki.
Dzięki świętej pamięci Einsteinowi coraz bardziej udoskonalamy istniejący ob-
raz współdziałania czasu i przestrzeni na poziomie makroskopowym, zaś dzięki
świętej pamięci Heisenbergowi i Planckowi pogłębia się zrozumienie fundamen-
talnych struktur materii na poziomie kwantowym. I nie ma nawet cienia wątpliwo-
ści, że owe informacje przybliżają nas coraz bardziej ku nieuchwytnemu celowi,
jakim jest Wielka Zjednoczona Terenowa Teoria Wszystkiego. Co z kolei stwarza
naukowcom bardzo interesującą, żeby nie powiedzieć: kłopotliwą sytuację, ponie-
waż sposób, w jaki uzyskują te informacje, stoi w zasadniczej sprzeczności z ich
treścią.
To tak jak z wujkiem Henrym wtrąciła znienacka Kate.
Standish obrzucił ją kolejnym pozbawionym wyrazu spojrzeniem.
82
Musiał pan to słyszeć mówiła dalej Kate. Bardzo martwimy się
o wujka Henry ego. Myśli, że jest kurą . To dlaczego nie wyślecie go do
lekarza? Wysłalibyśmy, tylko że potrzebujemy tych jajek .
Standish gapił się na nią, jakby z czubka jej nosa wystrzeliło małe, lecz dobrze
ukształtowane drzewko czarnego bzu.
Proszę to powtórzyć zażądał cichym, wstrząśniętym głosem.
Co? Od początku?
Od początku.
Kate oparła ręce na biodrach i opowiedziała od początku, tym razem nadając
dialogowi więcej werwy i południowego akcentu. To znakomite wyszeptał
Standish, kiedy skończyła.
Z pewnością musiał pan to już kiedyś słyszeć powiedziała, trochę zbita
z tropu jego reakcją. To stary żart.
Nie odrzekł nie słyszałem. Jajka są nam potrzebne . Jajka są nam
potrzebne . Jajka są nam potrzebne . Nie możemy posłać go do lekarza, bo
jajka są nam potrzebne . Zaskakująco świeże wejrzenie w podstawowe paradoksy
kondycji ludzkiej i w naszą niewyczerpaną zdolność konstruowania elastycznych
racji, które mają ją tłumaczyć. Dobry Boże.
Kate wzruszyła ramionami.
A pani mi mówi, że to jest żart?! dopytywał się Standish z niedowierza-
niem.
Tak. I to z długą brodą.
Czy wszystkie żarty są takie? Nie zdawałem sobie sprawy.
No cóż. . .
Jestem oszołomiony mówił dalej Standish doszczętnie oszołomiony.
Myślałem, że żarty to coś, co wygłaszają w telewizji różne grubasy, więc nigdy ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]