wana ciekawość.
Wcale nie twierdzę, że te dwie sprawy mają z sobą coś wspólnego, jeśli ma pan na
myśli swoje spóznienie i popełnione tu w nocy morderstwo. Zapytałem pana po prostu,
czy to pan jest tym pasażerem, który wczoraj nieomal spóznił się. Interesuje mnie to, bo
gdyby przybył pan na lotnisko o dwie minuty pózniej, odlecielibyśmy bez pana i nasza
obecna rozmowa nie miałaby miejsca.
Młody człowiek skinął głową.
Tak, to byłem ja. Ale chyba i pan, i pozostali tu obecni widzieliście mnie wsiada-
jącego, gdyż pojawiłem się, gdy samolot byt gotów do odlotu, i skupiłem na sobie waszą
uwagę. Dlatego wydaje mi się, że pytanie to było nieco bezprzedmiotowe.
Alex nie odpowiedział. Ponownie zerknął do książeczki.
Bilet dla pana zamówiono i opłacono w Londynie przed tygodniem, z określe-
niem startu na dzień wczorajszy, czy tak?
Tak.
Czy pan sam opłacił koszt przelotu?
Młody człowiek wzruszył ramionami.
A cóż to ma do rzeczy? Nie widzę najmniejszego powodu do odpowiadania na
pańskie pytanie. Nie może to mieć nic wspólnego z tą sprawą i, szczerze mówiąc, jest to
wtrącanie się do prywatnego życia pasażerów tego samolotu, przekraczające, jak mi się
wydaje, pańskie uprawnienia.
Niestety, tam gdzie zostaje popełnione morderstwo, zwykle następuje po nim to,
co nazywa pan wtrącaniem się do prywatnego życia osób mających nieszczęście znajdo-
wania się w pobliżu miejsca wypadku. Obawiam się, że i teraz nie da się tego uniknąć.
Zresztą, jeśli zechce pan odpowiedzieć na moje pytanie, dowie się pan, że nie było ono
spowodowane zbyteczną ciekawością. A jeśli nie zechce pan odpowiedzieć, nie będę
mógł oczywiście pana zmusić.
Umilkł i czekał przez chwilę. Młody człowiek ponownie wzruszył ramionami.
Jeśli aż tak bardzo panu na tym zależy& powiedział z ostentacyjną obojętno-
ścią mogę panu odpowiedzieć. Nie ma w tym zresztą żadnej tajemnicy. Policja do-
51
wiedziałaby się w Londynie tych szczegółów w ciągu pięciu minut. Bilet ten zakupił dla
mnie mój ojciec. Czy i ten fakt może zawierać coś podejrzanego?
Alex westchnął. Denerwowała go zaczepna nutka w głosie rozmówcy.
W samym fakcie nie ma absolutnie niczego podejrzanego. I jeszcze jedno małe
pytanie. Wczoraj byłem świadkiem pańskiego dialogu z tą tu obecną stewardesą, panną
Slope. Staliście tuż obok mnie i trudno było nie słyszeć treści waszej rozmowy. Panna
Slope zapytała, czy cały pański bagaż został przekazany do pomieszczenia bagażowe-
go. Z pana odpowiedzi wynikało wyraznie, że nie ma pan żadnego bagażu. Jeśli odpo-
wie mi pan, że i ten fakt nie może być przedmiotem zainteresowania policji, chciał-
bym dodać w formie wyjaśnienia, łatwo zrozumiałego dla każdego przeciętnie inteli-
gentnego człowieka, że w tych okolicznościach musi budzić zaciekawienie każdy, naj-
drobniejszy nawet, fakt odbiegający od przyjętych ogólnie norm i codziennej praktyki.
Oczywiście wystarczy tu każde pańskie sensowne wyjaśnienie, a ciekawość moja zosta-
nie natychmiast zaspokojona.
Roberts wzruszył ramionami i Joe doszedł do wniosku, że gest ten jest w znacznie
mniejszym stopniu wywołany chęcią okazania obojętności, a w znacznie większym pra-
gnieniem zyskania na czasie.
Pytania pana zadziwiają mnie coraz bardziej. Czy istnieje jakikolwiek zakaz po-
dróżowania bez bagażu?
Zakaz taki nie istnieje, ale&
Joe urwał, gdyż drzwi prowadzące do pomieszczenia załogi otworzyły się i wszedł
radiotelegrafista. Zbliżył się do Alexa i podał mu kartkę gęsto pokrytą linijkami równe-
go, wyraznego pisma.
Jest odpowiedz z Johannesburga& powiedział i zwrócił się do kapitana
Nairobi zawiadomione. Czekają już na nas w pełnej gali& pokiwał głową i do-
dał ciszej o ile dobrze zdołałem poznać kolonialnych urzędników, będą przeciągali
wszystkie formalności w nieskończoność.
Grant nie wstając rozłożył ręce, jak gdyby chciał powiedzieć, że człowiek nie powi-
nien sprzeciwiać się przeznaczeniu, nawet jeśli występuje ono pod postacią kolonialnej
policji.
Czy będzie coś jeszcze do nadania? zapytał radiotelegrafista Alexa.
Na razie, nie. Dziękuję bardzo Joe odczytał kartkę i wsunął ją do kieszeni.
Pózniej, kiedy radiotelegrafista wyszedł, zwrócił się ponownie do Robertsa. O czym
to mówiliśmy? A tak, o pańskim bagażu. Przecież nie uzna pan chyba za niestosowne
pytania o przyczynę tak dziwnego sposobu podróżowania. Nieczęsto zdarza się, żeby
człowiek wybierał się w podróż wzdłuż niemal całej kuli ziemskiej, nie zabierając z sobą
najkonieczniejszych przyborów osobistych, takich jak maszynka do golenia, zapasowa
bielizna czy szczoteczka do zębów. Dlaczego tak się stało?
52
Młody człowiek nie odpowiadał przez chwilę, wpatrując się uważnie w Alexa.
Ten lotnik powiedział panu, że jest odpowiedz z Johannesburga. Czy pytał pan
o mnie?
Tak.
Więc nie muszę chyba niczego dodawać. Wie pan już najprawdopodobniej to
wszystko, co mogło pana zainteresować w mojej, jakże skromnej osobie.
Niezupełnie, bo fakt, że na dwie godziny przed odlotem wypuszczono pana z wię-
zienia, a rodzina uprzedzona przez adwokata o postanowieniu władz i terminie zwol-
nienia zakupiła dla pana bilet w Anglii, nie tłumaczy jeszcze wszystkiego.
Urwał, gdyż w kabinie pociemniało nagle. Spojrzał w okno. Samolot wszedł
w chmury i teraz rwał końcami skrzydeł ich strzępy, kołysząc się nieco bardziej niż po-
przednio. Grant także wyjrzał przez okno. Zapłonęły światła elektryczne pod sufitem.
W tej samej chwili o szyby bluznął deszcz. Nagły blask rozjaśnił kabinę i za oknami na-
stała niemal ciemność.
PROSZ ZAPI PASY! [ Pobierz całość w formacie PDF ]