Cathy, która nigdy nie istniała naprawdę.
- Ile z tego wszystkiego wiedziałeś lub przynajmniej przeczuwałeś? -
zapytałam Stevena.
Pojawiła się jasno oświetlona willa, kiedy pokonywaliśmy ostatnie metry,
jego uścisk stał się mocniejszy.
- Niczego nie wiedziałem. Domyślałem się trochę, ale po wypadku z
bombą moje przypuszczenia wzięły w łeb. Czułem, że to jeszcze nie koniec,
i zależało mi tylko na tym, żeby ochronić ciebie.
Opuściłam Bartessę dopiero w trzy dni pózniej. Ciotka Polly, Miriam i
Barry już wyjechali, lecz gdy zjawił się mój brat, udało mi się go przekonać,
by został nieco dłużej. Miałam nadzieję i pragnęłam usłyszeć od Stevena, że
nie muszę się już z nim rozstawać. Nie dokończył przecież swoich prac,
może więc pozwoli mi, żebym mu pomogła.
Nadszedł dzień naszego wyjazdu. Steven był dla mnie miły i uprzejmy,
lecz nie poprosił mnie, bym została. Kiedy zbliżała się już godzina
pożegnania, z wahaniem weszłam do jego gabinetu.
Stał przy stole i patrzył na leżący na nim mój portret. Odwrócił się, kiedy
mnie usłyszał.
- Naprawdę bardzo udany, Tino. To najlepszy obraz, jaki Herdę"
kiedykolwiek namalował. Wiedziałem, że twoje tycjanovskie włosy będą dla
niego bodzcem do stworzenia arcydzieła. Przeszedł samego siebie. - Wziął
dużą białą chustę i owinął nią płótno oraz lekką drewnianą ramę. - Musisz
wziąć ten obraz do domu i podarować go rodzicom. Będą zachwyceni.
Poczułam łzy w gardle i odwróciłam twarz.
- Od razu powiedziałam Nickowi, że nie będziesz zainteresovany.
- Rzeczywiście, Tino, nie jestem zainteresowany. Nie chcę mieć lego
obrazu.
Milczałam. Nie było sensu się obrażać. Dlaczego Steven Denison miałby
chcieć zatrzymać mój portret, nawet jeśli wspólne niebezpieczeństwa
zbliżyły nas do siebie i zostaliśmy przyjaciółmi? Był to ostatecznie tylko
portret dziewczyny, która na krótko pojawiła się w jego życiu, i którą on, nie
namyślając się długo, na powrót z niego wypędził.
- To bardzo uprzejme z twojej strony, że zaoferowałeś się odwiezć nas na
lotnisko. Barry zaczyna się z wolna niepokoić. Uważa, że pora wyruszyć.
Steven spojrzał na mnie, a ja odwzajemniłam jego spojrzenie. Chciałam
zapamiętać każdy rys jego twarzy, srebrne nitki, które pokazywały się na
skroniach. Szare oczy, które patrzyły na mnie teraz w taki sposób, że
zadrżałam. I jego usta, które zawsze zdradzały drążące go cierpienie. I wargi,
które zbliżały się do moich warg.
- Lotniska to straszne miejsca na pożegnania - rzekł cicho.
To był długi, bardzo długi pocałunek. Wcale nie pożegnalny. Mężczyzna,
który w ten sposób całuje kobietę, nie żegna się z nią. To był pocałunek
oznaczający początek, a nie koniec. Jego wargi dotykały moich włosów,
oczu, szyi. Nagle wypuścił mnie. Otoczył dłońmi moją twarz. Zapłonęłam
rumieńcem odczytawszy to, co mówiły jego oczy.
- Nie chcę twojego obrazu, Tino. Najlepszy obraz jest tylko niedoskonałą
kopią kobiety. A ja nie chcę kopii, chcę samej kobiety. Na pewno czułaś to
już od dawna. Pragnę tylko ciebie.
Opuści! ręce, odwrócił się i zaczął z powrotem pakować portret. Kiedy
mówił dalej, jego głos brzmiał żywo i bezosobowo.
- Przez najbliższy miesiąc, a może nawet trochę dłużej, będę pracował jak
szalony nad swoją książką. Potem cię zabiorę. Z twoim bratem rozumiem się
bardzo dobrze. Mam nadzieję, że podobnie będzie z pozostałymi członkami
rodziny. Czy pastorom wolno dawać ślub własnym córkom?
W oczach miałam łzy, lecz w gardle wzbierał śmiech. Bezradnie patrzyłam
na mężczyznę, którego musiałam kochać, czy tego chciałam, czy nie. Nie
miałam wyboru. Był arogancki, nieznośny i po prostu cudowny.
- Nie spytałeś mnie nawet, czy cię kocham. Wiem, że w oczach większości
kobiet uchodzisz za przystojniaka, któremu nie można się oprzeć, ale czy
nigdy nie przyszło ci na myśl, że mogę być wyjątkiem?
- Owszem, parę razy. W ostatnich tygodniach zachowywałem się
okropnie. Jak mogłem mieć nadzieję, że kiedyś moje marzenia staną się
rzeczywistością? Lecz potem usłyszałem w jaskini słowa, które
wypowiedziałaś do Cathy. Mimo wszystko powiedziałaś jej, że mnie
kochasz! W takiej chwili wdarłbym się nawet do klatki lwa. Gdyby Cathy
celowała lepiej, umarłbym przynajmniej w szczytowym momencie mego
życia, w jego najszczęśliwszej godzinie.
Długo nie mogłam znalezć stosownych słów, a potem, pewnie dlatego, że
byłam tak głęboko wzruszona, spróbowałam zażartować.
- Jakie to piękne być żoną mężczyzny, który składa takie poetyckie
wyznania!
- Obawiam się, kochanie, że nie mogę szafować poetyckimi wyznaniami.
Będziesz żoną pisarza, z którego natchnienia powinny czerpać przede
wszystkim postaci z jego książek.
- Dopóki nie zapomnisz, i to regularnie, mówić kocham cię, będę
zadowolona. W każdym razie do tej pory jeszcze tego nie zrobiłeś - a
uważam, że wypadałoby. Jedynie dla protokołu. Tak to już jest przyjęte.
Steven wziął mnie znowu w rampona, a ja wydałam głębokie westchnienie
szczęścia.
- A więc zrobię to - powiedział. - Naturalnie tylko dlatego, że tak to już
jest przyjęte.
I tak też, skoro tak to już było przyjęte, w końcu uczynił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]