niemal całe nabrzeże. Gdy Amy wyjdzie ze sklepu,
od razu ją zauważy, pomyślał i uśmiechnął się
lekko, po czym z większym niż zwykle zapałem
wziął się za stos rachunków.
W tym samym momencie Amy stała w sklepie
spożywczym, zaglądając do niewielkiej lady chłod
niczej, i nieufnie przyglądała się dziwacznym wa
rzywom. Wyglądały na świeże, ale większości nie
próbowała, nie wiedziała nawet, jak się nazywają.
Zamyślona, nie usłyszała, że ktoś do niej podchodzi.
- Pomóc ci, złotko? - zagadnęła wesoło kobie
ta o bujnych kształtach, wystrojona w kwiecistą
sukienkę; mówiła ni to z przeciągłym teksańskim
akcentem, ni to z melodyjnym wyspiarskim za
śpiewem.
Jayne Ann Krentz
107
Amy uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Szukam czegoś na surówkę, ale nie znam tych
warzyw.
Maggie odpowiedziała jej sympatycznym u-
śmiechem. Wyglądała na nieco ponad sześćdzie
siąt lat. Czarne, lśniące, obficie przyprószone siwi
zną włosy spięła w ciasny kok; miała złocistą skórę
i duże, inteligentne oczy, w których iskrzyły się
poczucie humoru i dystans do świata. Za młodu
musiała być prawdziwą pięknością. Wciąż była
Å‚adna.
- Na surówkę, powiadasz? No to może to? -
Maggie wyjęła z chłodziarki coś przypominają
cego sałatę. -I trochę tutejszej rzodkwi. Na Saint
Clair mamy najlepszą rzodkiew na świecie, jak
mawiał mój mąż.
- To mają być rzodkiewki? - spytała Amy,
podejrzliwie przyglądając się sporym białym bul
wom.
- Jasne. Zastanówmy się, co jeszcze. Może
wezmiesz trochę papryczek? - Małe zielone pap
ryki powędrowały do koszyka Amy. - Nie martw
się, wszystko jest naprawdę świeże. Kupuję warzy
wa od znajomych, którzy mają ogródki. Kiedy
wyhodują więcej, niż są w stanie zjeść, sprzedają
mi nadwyżkę. Naprawdę, samo zdrowie - mówiła
wesoło. - Co planujesz do tej surówki?
- Ee... Może kupiłabym jakąś rybę? - odparła
niepewnie Amy.
108 RAJSKA WYSPA
- Tego towaru to akurat nigdy u nas nie braku
je. Podejdz do tamtej lady i rozejrzyj siÄ™. Rybki jak
złoto, poranna dostawa. Złowił je mój znajomy.
- Ale one mają łby! - wykrzyknęła Amy, wpat
rując się w ryby leżące na szybko topniejącym
lodzie.
- Naturalnie. Dzięki temu masz pewność, że są
naprawdę świeże. Widzisz, jakie mają piękne błysz
czące oczy? Dobry świeżuchny towar. Wybierz coś.
Dla ilu osób gotujesz?
- Uhm... dla dwóch - odparła z wahaniem
Amy.
- Wiedziałam! - wykrzyknęła Maggie z satys
fakcjÄ…. - JesteÅ› kobietÄ… Jase'a, tak? Wczoraj u nie
go nocowałaś. Naprawdę chcesz mu ugotować
kolacjÄ™?
Amy nie wierzyła własnym uszom; czy tu wszy
scy wszystko wiedzÄ…?
- Nie jestem jego kobietą, skąd pani to przyszło
to głowy? Owszem, chciałam ugotować kolację,
ale powoli zaczynam zmieniać zdanie.
- Ej że, po co te w nerwy, Amy - przemawiała
kojÄ…co Maggie. - Bo tak masz na imiÄ™, prawda?
Amy? Tak myślałam. Rano ktoś o tobie wspomi
nał. Słuchaj, może wrzuć te warzywa do chłodni
i napij siÄ™ ze mnÄ… piwa? Chwila odpoczynku
dobrze by mi zrobiła, a mam wrażenie, że tobie też
by nie zaszkodziła. Wyglądasz na ledwie żywą.
Zabrała Amy koszyk i wstawiła go do chło-
Jayne Ann Krentz
109
dziarki, a potem z triumfalną miną zaprezentowała
sześciopak piwa.
- Prawdę mówiąc - zaczęła Amy, zerkając na
puszki - to chyba nie najgorszy pomysł. Na dworze
taki skwar.
- Na Saint Clair zawsze jest ciepło - odparła
Maggie, otwierajÄ…c dwie puszki i podajÄ…c jednÄ…
Amy, potem pociągnęła łyk i westchnęła z luboś
cią. - Piwko mam z wymiany. Piekielnie dużo ryb
w zamian za raptem dwie skrzyneczki. Kuk chciał
uraczyć oficerów.
- Z tego statku, który teraz stoi w zatoce?
- spytała Amy, sącząc piwo.
- Aha. Dzięki kucharzom z różnych statków
mam regularne dostawy. Mąż mnie nauczył, jak się
załatwia takie sprawy.
- Nie wiedziałam, że tak można. Mąż był
wojskowym?
- Aha. Stacjonował tutaj około roku podczas
drugiej wojny światowej. Po wojnie wrócił tu na
stałe i otworzyliśmy ten sklep. Zmarł dwa lata temu.
Strasznie mi go brakuje - westchnęła Maggie.
- Czyli tutaj się poznaliście?
- Tak. To była miłość od pierwszego wejrze
nia. Rodzice byli pewni, że po wojnie wyjedzie
i więcej nie wróci, że w Teksasie znajdzie sobie
dziewczynę z dobrego domu i się z nią ożeni. Ale
ja ich nie słuchałam. Czułam, że dla niego warto
zaryzykować. Kochałam go.
110 RAJSKA WYSPA
- Mogę zrozumieć, czemu pani rodzice się
niepokoili - wyznała zamyślona Amy. - To wiel
kie ryzyko zakochać się w żołnierzu.
- Kobiety majÄ… to we krwi.
- Ryzykanctwo?
- Jasne. Czasami ze szczęśliwym skutkiem,
a czasami nie. Ale kiedy wszystko kończy się
szczęśliwie, świat staje się lepszy.
- Zwiat...?
- Miłość to wielka siła. Gdyby nie było zako
chanych kobiet, nie byłoby szczęśliwych domów.
Mężczyzni nie mają o tych sprawach pojęcia.
Potrzebują kobiety, która stworzy dla nich dom
i nauczy ich kochać.
- A jeśli trafi się taki... uhm... niewyuczalny?
- spytała gorzko Amy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]