charakterystyczne w okresie zdrowia, to chęć do jedzenia i do spania. Skoro nie
może ani jeść, ani spać, musi być w złym stanie ducha i zdrowia. Lady Glenmire
(której widocznie Cranford przypadło do serca) wcale nie podobał się pomysł,
żeby pani Jamieson jechała do Cheltenham, i niejeden raz napomykała całkiem
niedwuznacznie, że to wszystko robota pana Mullinera, który bardzo się przeląkł
w czasie napadu na dom i od. tej pory mówi, że ciąży na nim wielka
odpowiedzialność, bo musi bronić tylu kobiet. Jakkolwiek to było, pani Jamieson
udała się do Cheltenham pod strażą pana Mullinera, zaś dom pozostał pod opieką
lady Glenmire, przy czym miała też podobno pilnować, by pokojówki nie
chodziły z chłopakami. Bardzo była miła w roli smoka. Jak tylko zapadła decyzja,
że pozostanie w Cranford, uznała, że wyjazd pani Jamieson do Cheltenham jest
najlepszą rzeczą pod słońcem. Ponieważ poprzednio wynajęła swój dom w
Edynburgu i nie miała gdzie mieszkać, opieka nad wygodnie urządzoną siedzibą
szwagierki bardzo jej odpowiadała.
Panna Pole chciała, żeby uważano ją za bohaterkę, a to z powodu
zdecydowanych kroków, jakie podjęła uciekając od owych dwóch mężczyzn i
kobiety, których nazywała bandą morderców . W jaskrawych barwach
przedstawiała ich pojawienie się, a zauważyłam, że za każdym razem, gdy
opowiadała o nich, dodawała im coraz to nową odstraszającą cechę. Jeden z
napastników był wysoki stał się niemal olbrzymem, nim się z nim
rozstałyśmy; miał oczywiście czarne włosy, które po pewnym czasie zamieniły
się w kołtuny nad czołem i z tyłu głowy. Drugi był krępy i nim usłyszałyśmy o
nim ostatnie słowo, wyskoczył mu garb na plecach; miał rude włosy które
stały się zupełnie marchewkowe, i panna Pole była pewna, że miał zeza potem
mówiła, że był straszliwie zezowaty. Co do kobiety, jej oczy płonęły i wyglądała
na mężczyznę była to istna herod-baba; prawdopodobnie mężczyzna w
przebraniu; pózniej słyszałyśmy, że miała brodę, męski głos i męski krok.
Panna Pole lubowała się w przedstawianiu wypadków tego popołudnia
wszystkim, którzy ją o to zagadnęli, ale inni nie byli tak dumni ze swych przygód
z rabusiami. Doktor, pan Hoggins, został napadnięty u drzwi swego domu przez
dwóch brutali, ukrytych na ganku, i tak skutecznie obezwładniony, że zdążyli go
już obrabować, nim nadeszła służąca wezwana jego dzwonkiem. Panna Pole była
pewna, że sprawcy tego to jej banda i chcąc wypytać pana Hogginsa udała się
do niego w sprawie swoich zębów. Następnie przyszła do nas, tak że
usłyszałyśmy wszystko, co ona słyszała wprost ze zródła, i to nim minęło nasze
podniecenie i niepokój, wywołane pierwszą wiadomością, wypadek bowiem
zdarzył się poprzedniego wieczoru.
Tak! zaczęła panna Pole ze zdecydowaniem osoby, która już
rozstrzygnęła w swym sercu, jaka jest natura świata i ludzi (a takie osoby nigdy
nie chodzą cicho ani nie siadają lekko). Tak, panno Matty, mężczyzna zawsze
pozostanie mężczyzną. Każdy z nich chce, żeby go uważano za Samsona i
Salomona zarazem, każdy jest zbyt silny, by dać się pobić i pokonać, i zbyt
mądry, by miano go wywieść w pole. Pewno panie zauważyły, że mężczyzni
zawsze przewidują, co się zdarzy, ale jakoś nigdy nikogo nie ostrzegą, nim się to
zdarzy. Mój ojciec był mężczyzną, więc znam niezle ten ród.
Szybkość mowy pozbawiła ją tchu, a my chętnie wypełniłybyśmy niezbędną
przerwę, ale nie wiedząc dokładnie, co powiedzieć, ani też, który mężczyzna
wywołał tę diatrybę przeciw płci męskiej, poparłyśmy ją potrząsaniem głowy i
szeptem: Trudno ich zrozumieć, doprawdy!
Proszę tylko pomyśleć rzekła. Nie dość że ja narażam na ryzyko
wyrwania jeszcze jeden ząb (bo jest się zdanym na łaskę dentysty, a co do mnie,
to zawsze mówię z nim grzecznie, póki nie wydostanę się z jego kleszczy), a
potem okazuje się, że pan Hoggins, jak typowy mężczyzna, nie chce się przyznać,
że został obrabowany ubiegłej nocy.
Nie obrabowany! wykrzyknął chór.
No, proszę tak nie mówić! zaperzyła się panna Pole, gniewna, że choć
na chwilę dałyśmy się zwieść. Wierzę, że go obrabowano, zgodnie z tym, co
mówiła Betty, i że wstydzi się przyznać, a prawdę mówiąc bardzo to niemądrze
dać się obrabować przed drzwiami domu. Przypuszczalnie czuje, że prawda nie
podniosłaby go w oczach społeczności kranfordzkiej, i chce ją ukryć, ale
niepotrzebnie się starał mnie oszukać, mówiąc, że słyszałam przesadzone
opowiadanie o kradzieży i że zginął tylko kawał baraniny ze schowka na
podwórzu, i to w zeszłym tygodniu. Był na tyle bezczelny, by twierdzić, że
najpewniej porwał ją kot! A ja nie wątpię, że kiedy sprawę zbadamy do głębi,
okaże się, że to ten Irlandczyk, przebrany za kobietę, który szpiegował u mnie,
opowiadając o zagłodzonych dzieciach.
Kiedy już odpowiednio potępiłyśmy brak szczerości okazany przez pana
Hogginsa i zgromiłyśmy wszystkich mężczyzn w ogóle, biorąc go za ich
reprezentanta, nawiązałyśmy okrężną drogą do tego, o czym była mowa przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]