da na to, że tego wieczoru karta świetnie panu idzie. Nie
wolałby pan zagrać w to samo co przedtem?
Fanhope zdziwił się, ale niczego nie podejrzewał.
- Zna pani french ruff?
- Raz czy dwa grałam w to i mniej więcej pamiętam za
sady. O ile mnie pamięć nie myli, to gra podobna do wi
sta, prawda?
Chytry uśmieszek wykrzywił pulchne wargi Fanhopea.
Popatrzył na nią jak na dojrzały do zerwania smakowity
owoc.
- Właśnie tak, madame. - Uśmiechnął się jeszcze sze
rzej, zaś gdy Annis sięgnęła do ozdobnego woreczka, w jego
oczach pojawiły się chciwe błyski. - Widzę, że jest pani za
można - zauważył, pożerając wzrokiem pokazną sakiewkę.
Liczyła w duchu na to, że Fanhope, zwietrzywszy łatwą
okazję, zapomni o ostrożności i podejrzliwości, tak waż
nych przymiotach w procederze, który sobie obrał jako
zródło dochodów. Zdawała też sobie sprawę, że samo na
piętnowanie go tu i teraz jako chciwego oszusta, który zro
bi wszystko, by napełnić sobie kieszenie, to jeszcze za mało.
Skoro udawało mu się do tej pory ukrywać swoje łajdactwa,
to znaczy że potrafił w razie potrzeby wykręcić się sianem,
mydląc innym oczy. Inaczej mówiąc, musiał mieć przy
gotowane różne sztuczki, w razie gdyby grunt zaczął usu
wać mu się spod nóg. Trzeba więc zdemaskować go głośno,
z hukiem i bez cienia wątpliwości, do tego w obecności jak
największego audytorium, by jego tłumaczenia i odwraca
nie kota ogonem na nic się nie zdały.
181
Niezastąpiony dziadek wprowadził ją w arkana szulerki,
traktujÄ…c to jako zabawÄ™, ale i swoisty posag dla ukocha
nej wnuczki:
- ZnajÄ…c te szalbierstwa, Annis, Å‚atwo je zdemaskujesz
i nigdy nie pozwolisz się oskubać, co przekłada się na cał
kiem ładne sumki zachowane w sakiewce, które możesz so
bie policzyć za zysk - powiedział jej kiedyś.
Ona zaś umiała dopowiedzieć resztę, to znaczy wyob
razić sobie całą tę psychologiczną konstrukcję, którą mu
siał stworzyć oszust, by odnosić długotrwałe sukcesy. Tak
uzbrojona, w głębi ducha wypowiedziała wojnę Charleso-
wi Fanhopeowi. Raz na zawsze ukróci ten jego niecny pro
ceder.
- Nie jestem uboga, więc nie musi się pan obawiać, że
nie będę w stanie spłacić ewentualnych długów - stwier
dziła beztrosko, by go zachęcić, choć przypuszczała, że był
już w wystarczającym stopniu zachęcony. Toż za przeciw
nika, nie, za ofiarę, trafiła mu się kobieta, z samej swej defi
nicji bezbronna i naiwna, więc nic, tylko skubać!
- Nawet by mi to przez myśl nie przeszło, droga panno
Milbank - zapewnił ją z namaszczeniem. - Nie mówiąc
już o tym, że nie zamierzam grać o wysoką stawkę. Co to,
to nie! - zaśmiał się fałszywie. - Greythorpe mógłby mieć
pózniej pretensję, gdyby się okazało, że ograłem jego krew
ną, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
Odpowiedziała słodkim uśmiechem.
- Pozwolę sobie przypomnieć, że pokrewieństwo między
lordem Greythorpe'em a mną jest, mówiąc oględnie, dość
odległe, i z tego też powodu lord nie ma tu nic do powie-
182
dzenia. Gdyby jednak nawet próbował, dostałby solidną re
prymendę. Poza tym - dodała, widząc, że na Fanhopie jej
wyznanie nie zrobiło najmniejszego wrażenia - z począt
kiem przyszłego tygodnia opuszczam te strony, więc przez
ten krótki czas, jaki pozostał do mego wyjazdu, mój sza
nowny kuzyn nie będzie chyba próbował prawić mi kazań.
Radosny błysk w bladoniebieskich oczach Fanhope'a
jednoznacznie świadczył o tym, jak bardzo ucieszyła go
wiadomość o rychłym wyjezdzie panny Milbank. To jed
nak nie było aż tak ważne. Annis przystępowała do wojny,
w której polem bitwy był karciany stolik, orężem - karty,
a sztaby generalne mieściły się w głowach i psychice obu
przeciwników.
Początkowo nie miała podstaw, by przypuszczać, że
Charles zamierza uczynić z niej swoją kolejną ofiarę. Gra
była wyrównana i tak pozostało do momentu, gdy po wy
graniu pięciu rozdań postanowiła zrobić to, co zrobiłby
każdy na jej miejscu, czyli podwyższyła stawkę.
Aż do tej pory wszystko było w najlepszym porządku, Fan-
hope nie oszukiwał. Podwyższenie miało być dla niego osta
tecznym sprawdzianem, pokusą, której ulegnie lub nie.
Uległ, bo nagle wszystko się zmieniło. Przewrócony kie
liszek z winem na pewno nie był dziełem przypadku. Czuj
ności Annis nie uśpiła również nowa, zapieczętowana talia
kart, wyjęta z szuflady stolika, przy którym Fanhope grał
przez cały wieczór.
Z pewnością są znaczone. To dopiero oszust! - pomyśla
Å‚a, patrzÄ…c jak z wprawÄ… tasuje karty.
Niestety, by nie wzbudzać podejrzeń, nie mogła
183
dokładnie sprawdzić talii. W chwilę pózniej nie było to
już zresztą potrzebne, gdyż prawa ręka Fanhope'a sięg
nęła po monokl. Dla kogoś, kto niczego nie podejrze
wał, mogło to wyglądać, jakby miał zwyczaj bezwiednie
bawić się czarną wstążką od monokla, Annis odkry
ła jednak swym przenikliwym wzrokiem, że przy oka
zji wykonał kilka dodatkowych, niemal niewidocznych
ruchów. Niemal, bo ona je wychwyciła. Znała tę sztucz
kę od dziadka, sama dla zabawy ją wykonywała, teraz
jednak miała okazję obserwować mistrza przy robocie.
Po chwili zdemaskowała inne jego triki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]