[ Pobierz całość w formacie PDF ]

du¿o te¿ jadu i nienawiSci do Swiata, tej ¿Ã³³ci, która tak doskona-
le konserwuje. Ale Swiat sta³ siê naprawdê pusty  i nie trzeba
by³o nauk buddyzmu, by to dostrzec. Rzexba chmur wype³nia³a
przestrzeñ; zanosi³o siê na solidny deszcz.
 Naprawdê, czasem nie wygl¹dasz zdrowo  nalega³a nie
wiadomo na co i po co.
 Ju¿ mówi³em, ¿e nie potrzebujê pomocy  k³ama³ wiedz¹c,
¿e od niej nie mo¿e spodziewaæ siê niczego. Skupia³ siê na pa-
trzeniu, jak palce demiurga przedzieraj¹ siê przez otch³añ b³êki-
tu, dotykaj¹ jej w³osów i ust, rozpinaj¹ guziki jej bluzki. Tomasz
tak w³aSnie to widzia³ i od tego czu³ siê jeszcze gorzej. Istniej¹
152
aspekty tortury polegaj¹cej na obecnoSci niemal¿e piekielnych
piêknoSci, z których ka¿da k³adzie siê neurotycznym cieniem na
¿ywym systemie nerwowym. Dusza? Tak, ale przede wszystkim
widma i pojawiaj¹ce siê w ich obecnoSci s³owa. S³owa powracaj¹-
ce w rozmaitych i nieprzewidywalnych porach, s³owa pustosz¹ce
nawet ten ostatni szlachetny obraz jaxni okaleczonej  duszy 
tej, któr¹ tak ³atwo zrujnowaæ, posuwaj¹c siê drog¹ przymierza
z diab³em i nieskoñczonoSci¹. ¯ywi nie znaj¹ tych odczuæ, dopie-
ro w po³owie martwi poznaj¹ smak tego stanu, jego zwodniczy
urok. A¿ po mySl, ¿e byæ mo¿e rozczarowanie, którym delektuj¹
siê z takim upojeniem na twarzy, jest jeszcze jedn¹ poz¹, fa³-
szyw¹ jak wszystkie poprzednie, równie nêdzn¹.
£apa³ siê na tym, ¿e chcia³ mieæ Dagmarê blisko i nie chcia³
jej jednoczeSnie w ogóle.
 To nie umys³ mnie zwodzi  mówi³ wtedy do samego siebie.
 To ja sam.
Lekki podmuch od okna by³ szybkim potwierdzeniem mySli
i gwa³townym zaprzeczeniem s³owa. Nie widzia³ dobrego wyjScia.
Niebawem spad³y pierwsze zimne krople.
153
ROZDZIA£ XXI
Niezliczona iloSæ anomalii ludzkich...
W ciemnoszklistym, piwnicznym wnêtrzu  Kuchcika Tomasz
powoli wyrównywa³ rozpalony po biegu oddech. Spieszy³ siê na
to spotkanie, a¿ ma³o co zauwa¿a³. Wymija³ ludzi id¹c Rwiêto-
krzysk¹, jakby nie wierzy³, ¿e jego zegarek nie k³amie i ¿e zd¹¿y.
Dagmara prosi³a go o to spotkanie tu¿ po rozmowie ze swoj¹
mêcz¹c¹ matk¹. Zap³akana i wyniszczona bezsensownymi po-
uczeniami stara³a siê nie wygl¹daæ na tak¹. Lecz wygl¹da³a.
Kiedy postawi³ j¹ na nogi, aplikuj¹c seriê skutecznie pocieszaj¹-
cych historii, z wdziêcznoSci powiedzia³a to, co, jak mySla³a, naj-
prêdzej pragn¹³ us³yszeæ:
 Chcia³abym zrobiæ ci teraz laskê.
Nie odpowiedzia³ nic na to wyznanie, które go zaskoczy³o,
choæ nie powinno, poniewa¿ ju¿ wczeSniej zdarza³o siê jej w taki
sposób okazywaæ przywi¹zanie do niego.
Unios³a rêkê, ¿eby przywo³aæ kelnerkê; przez moment mi-
gnê³o Tomaszowi wg³êbienie jej delikatnej pachy, tak bia³ej jak
smakowity brzuch z³owionego pstr¹ga. Bawi³y go te zwierzêce
metamorfozy. J¹ bawi³o bycie jego znajom¹. Nie rozumieli siê,
ale poniewa¿ milczeli, wygl¹da³o, jakby rozumieli siê Swietnie.
 Czego ty chcesz?
 Chcia³bym, ¿eby wiêcej spraw w ¿yciu dzia³o siê ze szczêScia,
a mniej ze zmêczenia. Albo ¿eby by³o tego chocia¿ po równo.
 Nie za du¿o wymagasz?
 Nie umiem przestaæ o tym mySleæ. A kiedy nie umiem tak
przestaæ, pojawia siê inna mo¿liwoSæ... O tym nie mo¿na mówiæ,
wiêc tak¿e pos³uchaæ nie mo¿na. A jednak pojawia siê przekaz,
inna mo¿liwoSæ przekazu...
Demiurg wstrzymuje oddech, a jego cia³o kurczy siê. Demiurg
nabiera powietrza, a jego pustka rozrasta siê na ca³¹ przestrzeñ.
Spojrzeniem o¿ywia ludzi, bezg³osem ocienia miasto. Najpierw
154
ciemniej¹ Sciany, przygasaj¹ ustawione na stolikach Swiece, cieñ
wype³za na salê, gdzie siedz¹, wchodzi na krzes³a, zajmuje miej-
sce na jego kremowej koszuli spodniach, a tak¿e na jej b³êkitnej,
stonowanej sukience; dalej cieñ k³adzie siê obok ich toreb, na
³awach, na sto³ach, na barze. Z tego cienia wychodzi do nich
nieSwiadoma zjawisk psychicznych kelnerka, pyta czy czegoS nie
chc¹, czy wszystko dobrze. P³uca demiurga unosz¹ siê przed
wydechem. P³omyki ruszaj¹ siê niespokojnie przed oczami To-
masza, migocz¹, jak powiedzia³aby o ich wygl¹dzie Dagmara.
Nagle przyjmuje ich Smieræ, chocia¿ nie zdaj¹ sobie z tego spra-
wy; po prostu bierze ich cicho za pulsuj¹ce têtnicami przeguby,
wyprowadza z tych ciemnoszklistych w³oSci. Mo¿e bardziej na-
wet szklisto ciemnych ni¿ ciemnoszklistych... Mo¿e bardziej na-
wet nienawistnych ni¿ dostosowanych do ich przypadkowych
spotkañ.
 I moglibySmy tak zostaæ?  spyta³a Dagmara.
 Gdyby to by³o mo¿liwe...  odpowiedzia³ bez zwyk³ej pewnoSci.
Tomasz otrz¹sn¹³ siê... Toksyczni rodzice, praca, redukcje,
niebezpieczeñstwo utraty...
Patrzy³ na usta przed sob¹ i chcia³ je ca³owaæ lub gryxæ.
***
Spotykali siê teraz dzieñ w dzieñ, umawiaj¹c siê telefonicz-
nie; Tomasz dzwoni³, kiedy mia³ przerwê w pracy, Dagmara, jeSli
akurat mog³a. Rozmowy by³y konkretne i krótkie.
 Pojedziesz dziS ze mn¹ na zakupy?
 JeSli chcesz...
 Chcê.
Tesco. Estetyczny hangar przy trasie wylotowej z Warszawy.
W Srodku jasno, z g³oSników nieistotna muzyka, gwar. Pó³ki 
pomySla³ Tomasz, kiedy przyszed³ tu z Dagmar¹ po raz pierwszy
 zdaj¹ siê p³ywaæ, ludzie unosz¹ siê miêdzy nimi jak duchy, siê-
gaj¹ po rzecz, ogl¹daj¹ i z grymasem szczêScia lub niepewnoSci
umieszczaj¹ w gigantycznym koszyku na kó³kach. Poruszaj¹ siê
niemal bezszelestnie od promocji do promocji, od okazji do na-
stêpnej okazji. Oferta specjalna: przy zakupie lodówki bon poda-
155
runkowy o wartoSci dwustu z³otych, do zrealizowania w dowol-
nym terminie. Byle tutaj. Uwaga: raty. Prawdziwe, bezprocento-
we. Kredyty, fachowa pomoc i mo¿e pan zechce skosztowaæ.
A pani? ¯yczymy smacznego przy zakupie wiêkszym ni¿ kilo-
gram. Prawda, ¿e dobre? A miêdzy wszystkim rozmowa o depre-
sji Adama. O samotnoSci we dwoje, z mê¿czyzn¹ o cechach nad-
wra¿liwego dziecka.
 Nauczy³am siê rozpoznawaæ po drobnych gestach co mu
jest i nie umiem mu pomóc... Jego wszystko dobija... Jest taki
delikatny, bezbronny... O, poczekaj, muszê do niego zadzwoniæ.
 Dagmara wyci¹ga³a z torebki komórkê i dzwoni³a, halo kotku,
dobrze, dobrze, bêdê póxniej, w³aSnie robiê zakupy, tak, sama, co
ci kupiæ, szyneczki? Dobrze, ile? Tak, kocie, tak, no dobrze, nie,
nie czekaj, bêdê póxniej, nie, nie, wszystko dobrze.
Tomasz wtedy oddala³ siê trochê, stawa³ z boku, rozpozna-
wa³ tê SmiesznoSæ, która sta³a siê jego udzia³em, odk¹d bywa³
z ni¹ w takich sytuacjach. Potem zwykle powracali do w¹tku
przerwanego jej atakiem sumienia. Lecz tym razem pojechali do
niej, poniewa¿ okaza³o siê, ¿e Adama mia³o nie byæ. Po drodze
Tomasz próbowa³ wymySliæ antydepresyjn¹ terapiê.
 Dlaczego zale¿y ci, ¿ebym by³a dla niego dobra?  dopyty-
wa³a siê go Dagmara.
 Bo to dla ciebie wa¿ne  nie chcia³ powiedzieæ nic wiêcej.
Kolacja u niej. Przystawka: pomidory z mozarell¹. Danie
g³Ã³wne: makaron z sosem grzybowym. Soki grejpfrutowy i po-
marañczowy. Potem groza, coraz wiêcej grozy. Wsta³ nagle i po-
wiedzia³, ¿e idzie.
 Zostañ. Albo idx. Ja chcê i nie chcê. Denerwuje mnie ten
twój spokój. Kim ty jesteS?  Jest na Swiecie trochê takich ludzi.
Czytasz ich ksi¹¿ki, chodzisz na ich filmy, s³uchasz ich muzyki 
i nic o nich nie wiesz. Ale w istocie ró¿nimy siê niewiele...
KtoS móg³by pomySleæ  zanotowa³ po tej rozmowie  ¿e opo-
wiadam zdarzenia, które dzia³y siê raczej we mnie, w najg³êb-
szych i najbardziej odosobnionych obszarach duszy, a nie, ¿e to
by³a historia kilkudziesiêciu spotkañ, jednej zdrady, jednego
i nieodwracalnego koñca.
156
 Pójdê ju¿. Za du¿o czasu ci zaj¹³em  uci¹³ tamta rozmowê.
Na klatce zapali³ gauloisesa. Spod Cepelii wzi¹³ taxi.
W³o¿yæ rêce w kieszenie  pomySla³ na pustej ulicy  wyko-
naæ choæ taki gest, byle zrobiæ coS na zewn¹trz siebie, kiedy ist-
nieje pewnoSæ, ¿e trzymanie siê wci¹¿ swego wnêtrza prowadzi
do nowych zranieñ i nowych, niechcianych obrazów.
157
III
...i tak nie udawa³o siê mówiæ
o tym, co najwa¿niejsze
zbudzi ciê mi³oSæ,
której ja nie mia³em
Roman Honet
ROZDZIA£ XXII
Ukrywali siê nawet przed sob¹...
Budzi³ siê ze snu o niej, po rozmowie z ni¹, po nierealnej
mi³oSci, wysuwa³ rêkê spod nasyconej sennym ciep³em ko³dry, [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl