Srednictwo zaszkodzi³o wiele.
- Precz ode mnie, nikczemny! - zawo³a³ starzec z oburzeniem. - Te pisma nie s¹ mojej rêki! Ja
nie znam ani Miko³aja Wolskiego, ani Mniszcha - ja nikogo nie znam i nie widzia³em! Dlatego
¿e oddany moim badaniom, noc i dzieñ zatopiony w ksiêgach, zapomnia³em o Swiecie, wiêc
rozumiesz, ¿e do tego stopnia zapomnia³em obrotów [Swiatowych, i¿] mnie pod³oSci¹ obarczyæ
potrafisz. Znam ciê - chcesz siê mSciæ nade mn¹! To jest piekielny twój wymys³.
- Wymys³? - zapyta³ Rogosz i dobywszy znowu z kieszeni bitego talara rudolfowskiego po-
kaza³ go Sêdziwojowi.
- A to czyj jest wymys³? Czy wiesz, co znaczy to z³oto, które z powierzchni tego talara star-
³em gdzieniegdzie? Zapewne taka sztuka zowie siê uczciwoSci¹ alchemiczn¹?
- Ten pieni¹dz jest poz³acany - rzek³ Sêdziwoj.
- A tymczasem - doda³ Rogosz - twój Jan takie talary, niby od ciebie zamienione na z³oto,
bardzo drogo sprzedaje. Jego wszyscy znaj¹ w Krakowie, wiedz¹, ¿e on twoim s³u¿¹cym,
dlatego mu wierz¹; ale teraz wydaj¹ siê sprawki. Sam król mia³ taki talar twojej roboty
w swym rêku!1
- Mojej roboty? Jan sprzedawa³? - mówi³ Sêdziwoj ogl¹daj¹c siê i pocieraj¹c czo³a, jakby nie
ufa³ w³asnej pamiêci i jakby teraz jakieS Swiate³ko rozjaSnia³o jego ciemne domys³y.
- Mnie to nie dziwi - rzek³ Rogosz z gorzkim uSmiechem. - Tak to skoñczy³y siê nasze m³o-
dzieñcze urojenia: tyS zosta³ alchemicznym oszustem, a ja pos³ugaczem dworskim! A jakie
piêkne mieliSmy nadzieje, czy pamiêtasz, biedny alchemiku?
Wtem Jan, który dot¹d za drzwiami s³ucha³ z okropn¹ mêk¹ tej ca³ej rozprawy, nie mog¹c
d³u¿ej wytrwaæ, wybieg³ i upad³ na kolana przed Sêdziwojem.
- Panie mój najdro¿szy! - wo³a³ ze ³kaniem Sciskaj¹c jego kolana. - Przebacz, to ja jestem
sprawca tych zbrodni! Ja teraz dopiero widzê, com zdzia³a³! Bóg mnie ukarze, ale ty, panie,
przebacz mi! Ja z mi³oSci dla ciebie moje ¿ycie wieczyste zgubi³em i nie ¿a³owa³bym, gdy-
byS ty by³ szczêSliwym! Zosta³em oszustem, z³odziejem, ja, com tak d³ugo ¿y³ poczciwy,
byleby tobie us³u¿yæ. Duszê bym sprzeda³, abyS ty by³ szczêSliwy, a gdzie¿byS móg³ byæ
szczêSliwy, je¿eli nie w naszej pracowni?
- Panie, ja wierzê, ty jeszcze odkryjesz tajemnicê!
- KiedySmy ju¿ wszystko posprzedawali, kiedy ju¿ nawet ¿adnych d³ugów zaci¹gn¹æ nie
mo¿na by³o, kiedy ja sam ju¿ prawie trzy dni nic nie jad³em i nocy nie spa³em przemySliwa-
j¹c, abyS ty, panie, nie spostrzeg³ siê, ¿e nie ma ju¿ przez dzieñ jeden czym ¿ycia utrzymaæ,
wtedy po wyjSciu do Krakowa spotka³em pana Rogosza, zwierzy³em mu siê z nasz¹ bied¹
i za jego rad¹ sfa³szowa³em pismo twoje, panie!
122
- Dosta³em pieniêdzy. Od tego czasu co dzieñ mySla³em: odkryjemy kamieñ mêdrców i odda-
my, i znów po¿ycza³em, jednemu po³owê oddawa³em, bior¹c od innych, i tak ci¹gle biedn¹
g³ow¹ radzi³em, jak urwaæ, jak sztukowaæ. Ja nie mam ¿ony, nie mam dzieci ani rodziny, tyl-
ko ciebie jednego za wszystko ukocha³em, przecie¿ i pies nie mo¿e byæ wierniejszy! A jed-
nak ja nie mia³em ani chwili bezpiecznej ani spokojnej, bo ci¹gle czeka³em rych³o mnie
schwytaj¹ i strac¹, jako z³odzieja, a przecie Bóg, co mnie os¹dzi, widzi, i¿ ja zawsze brzydzi-
³em siê niecnot¹! Teraz, panie, wydaj mnie na s¹d, ¿e ja oszukiwa³em, niech siê dowiedz¹, ¿e
ty, panie, nie wiedzia³eS o tym - ja b³agam ciê, niech mnie ukarz¹, zamêcz¹, bo zas³u¿y³em
na to, ¿ycie bêdzie mi teraz mêk¹.
- Ja, g³upi, mySla³em, ¿e z³¹ drog¹ dojdzie do dobrego, a to by³a zbrodnia! Chcia³em ciebie,
panie, ratowaæ i zgubi³em ciê, ja, biedny, stary s³u¿¹cy!
I tarza³ siê u nóg swego pana w prochu, a ten zimno niewzruszony patrza³ siê przed siebie.
Rogosz nawet, skostnia³y od m³odoSci samolubstwem, drgn¹³ na chwilê, widz¹c to, czemu
nigdy nie wierzy³: zaparcie siê samego siebie dla drugich.
Sêdziwoj pierwszy przerwa³ milczenie.
- Pozosta³y mi jeszcze moje ksiêgi i pracownia alchemiczna, zbierane z takim trudem przez
lat tyle, to wystarczy na zaspokojenie d³ugów. Panie dworski, czekam ciê jutro dla spe³nienia
rachunków, dziS, za ³askê proszê, pozostaw mnie, chcê sam pozostaæ.
- A ty, wierny s³ugo, nêdzna ofiaro twej czci ba³wochwalczej, ty, któryS mi tyle z³ego twoj¹
mi³oSci¹ wySwiadczy³, jedyna istoto na ziemi do mnie przywi¹zana! Oby Bóg, który wgl¹da
w tajniki ludzkiego serca tak ci przebaczy³, jak ja ci przebaczam w tej chwili! Ale tu musie-
my siê ju¿ roz³¹czyæ. O mnie zapomnij, niech ci siê zdaje, i¿ dla ciebie w tej chwili umar³em. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]