[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wygodnie o poduszki. Wiedział, \e musi być bardzo ostro\ny, nim zdecyduje się na następny
krok. - Co ci się najbardziej podobało w muzeum?
Nie ufała mu. Była wytrawnym graczem i potrafiła w mgnieniu oka rozpoznać blef.
- Ogólnie podobała mi się atmosfera tego miejsca. Jeśli zaś chodzi o eksponaty, to
zrobiła na mnie wra\enie akwarela twojej prababki.
- To jeden z moich ulubionych obrazów. - Uwa\ał, by jej nawet nie musnąć palcem. -
Kusiło mnie, \eby go zatrzymać i powiesić we własnym salonie, ale... - wzruszył ramionami -
doszedłem do wniosku, \e to by było nie fair.
- A ty jesteś fair... - szepnęła. Nie zdołała w porę odrzucić gorzkiej myśli, \e posłu\yła
się nim jak narzędziem.
- Staram się - odparł. W głębi duszy czuł, \e aby ją zdobyć, gotów był grać nieczysto.
- Hannah, jezdzisz konno?
- Tak.
- Więc wybierz się ze mną na przeja\d\kę jutro rano! Uprzedzam, \e musielibyśmy
wyruszyć bardzo wcześnie. Zgódz się! Tak dawno nie jezdziłem w dobrym towarzystwie.
- Nie wiem, czy mogÄ™. Eve...
- Będzie zajęta z Marissa do dziesiątej - wtrącił szybko.
Och, miała taką ochotę pojezdzić! Wyrwać dla siebie godzinę wolności, poruszać się,
pobyć na powietrzu!
- Obiecałam, \e pojadę z Eve do Centrum Sztuki. O jedenastej ma tam spotkanie.
- Jeśli ruszymy skoro świt, na pewno wrócimy na czas - przekonywał. Nie chciał
stracić okazji, na którą czekał tak długo. Widział, \e Hannah się waha, więc postanowił kuć
\elazo póki gorące: - Daj się namówić! Przysięgam, Cordina jest najpiękniejsza właśnie o
poranku.
- A więc dobrze. - Podjęła tę decyzję pod wpływem impulsu, ale szybko dała sobie
rozgrzeszenie. śyje w ciągłym stresie, więc potrzebuje odpoczynku. Godzina konnej jazdy na
pewno dobrze jej zrobi.
Czuła, \e ju\ za kilka dni stanie twarzą w twarz z Debokiem. Albo zginie.
ROZDZIAA SZÓSTY
Nie okłamał jej. Hannah od dawna uwa\ała, \e Cordina jest wyjątkowo malownicza,
jednak to, co zobaczyła wczesnym rankiem, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. W
ró\owym świetle wschodzącego słońca ta cudowna kraina wyglądała jak młoda dziewczyna
szykująca się na pierwszy bal. Barwy były świe\e i soczyste, powietrze rześkie i wonne, a
niebo lazurowe.
Siedząc na grzbiecie swego konia, popatrywała na Drakulę z mieszaniną zazdrości i
obawy. W stajniach jej ojca hodowano jedne z najlepszych wierzchowców na całych
Wyspach Brytyjskich, jednak \aden z nich nie mógł się równać z karym ogierem Bennetta.
Wspaniałe zwierzę musiało być piekielnie szybkie i narowiste. Tego zaś ranka było wyraznie
nie w humorze.
- Taki koń na pewno ma swój rozum - stwierdziła, kiwając w zamyśleniu głową.
- Oczywiście! - Bennett zwinie wskoczył na siodło i pewną ręką uspokoił
wierzchowca, który nerwowo przestępował z nogi na nogę. Widocznie uznał, \e Hannah nie
czuje się zbyt pewnie na końskim grzbiecie, bo chcąc jej dodać otuchy, zapewnił, \e jej koń to
prawdziwy gentleman. - Gabriella często go dosiada, a moja siostra nie lubi ryzykować.
Hannah nieznacznie uniosła brwi.
- Dziękuję, \e wybrałeś dla mnie damskiego wierzchowca. Od razu mi z tym lepiej.
Zdawało mu się, \e dosłyszał w jej głosie nutkę sarkazmu, gdy jednak na nią spojrzał,
nie zobaczył nic poza zwykłym uprzejmym uśmiechem.
- Pomyślałem, \e moglibyśmy jechać nad morze.
- Bardzo chętnie.
Ruszyli naprzód wolnym kłusem i nim zdą\yli wyjechać poza teren stajni, dwukrotnie
zapytał ją, czy jest jej wygodnie.
- O, tak. Doskonale - skłamała. Przecie\ nie mo\e mu powiedzieć, \e takie tempo ją
nu\y i \e ma ochotę na ostry galop. - Dziękuję, \e mnie ze sobą zabrałeś. Słyszałam, \e
poranna przeja\d\ka to dla ciebie świętość.
Przyjrzał jej się z uśmiechem, zadowolony, \e tak dobrze trzyma się w siodle.
- To prawda - powiedział. - Czasem dopiero po godzinie jazdy konnej nadaję się do
kontaktów ze światem. Ale to nie znaczy, \e od czasu do czasu nie mam ochoty na
towarzystwo.
Te słowa nie do końca były prawdą. Odkąd Deboque wyszedł z więzienia, wolność
Bennetta została powa\nie ograniczona. Niemal nie mógł zrobić kroku, by nie natknąć się na
ochroniarza. A tymczasem nic się nie działo. Niecierpliwie czekał, a\ Deboque uderzy, ten
jednak zwlekał. Oczy Bennetta pociemniały od tłumionego wzburzenia. Marzył, by móc
osobiście i ostatecznie policzyć się ze starym wrogiem Bissetów. Myśląc o tym, bezwiednie
dotknÄ…Å‚ blizny pod Å‚opatkÄ…. PragnÄ…Å‚ zemsty.
Widząc wyraz jego oczu, Hannah poczuła się nieswojo. Człowiek, na którego
patrzyła, nie był tym beztroskim księciem, o którym czytała w raportach. Drakula te\ musiał
wyczuć mroczny nastrój swego pana, bo niespodziewanie zar\ał i rzucił nerwowo głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl