[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Amra! . Wtedy go poznałem. To był Sakumbe z plemienia Suba, gruby awanturnik, którego
dobrze znałem z czasów, gdy byłem korsarzem na Czarnym Wybrzeżu. Handlował kością
słoniową, złotym piaskiem i potrafiłby okpić nawet samego diabła. No, kiedy mnie poznał,
ten cuchnący stary łotr zszedł z tronu i uściskał mnie z radości, po czym rozwiązał mnie
własnymi rękami. Pózniej oznajmił, że ja jestem Amra, Lew i jako jego przyjacielowi nie
wolno mi robić żadnej krzywdy.
Potem zaczęła się długa dyskusja, ponieważ Zehbeh i Daura chcieli mojej głowy. Jednak
Sakumbe zawołał czarodzieja, Askię i ten przybiegł  cały w piórach, dzwoneczkach i
skórach węży  typowy szaman, diabli pomiot z Czarnego Wybrzeża.
Askia potańczył, rzucił kilka zaklęć i oznajmił, że Sakumbe jest wybrańcem Czarnego
Ajujo i ma być, jak każe. Wszyscy czarni w Tombalku wznieśli głośny okrzyk i Zehbeh wziął
ogon pod siebie.
Bowiem to czarni stanowią siłę w Tombalku. Kilka wieków temu shemickie plemię
Aphaków ruszyło na pustynię i założyło królestwo Tombalku. Zmieszali się z czarnymi
mieszkańcami pustyni i powstał brązowoskóry lud o prostych włosach, bardziej podobny do
białych niż czarnych ludzi. Oni są rządzącą kastą w Tombalku. Jednak są w mniejszości i
obok ich króla na tronie zawsze zasiada drugi, czarnoskóry.
Aphakowie podbili nomadów zamieszkujących południowo zachodnią pustynię oraz
murzyńskie plemiona ze stepów leżących na południu. Na przykład większość z tych
jezdzców należy do plemienia Tibu i ma żyłach krew zarówno murzyńską, jak i stygijską.
Inni należą do szczepów Bigharma, Mindanga lub Borni.
Tak więc Sakumbe, dzięki Askii, jest prawdziwym władcą Tombalku. Aphakowie czczą
Jhila, ale czarni oddają cześć Czarnemu Ajujowi i jego krewniakom. Askia przybył do
Tombałku z Sakumbe i wskrzesił kult Ajuja, podupadły za przyczyną kapłanów Aphaków.
Sam czci również jakichś innych bogów, nie wiedzieć jak okropnych. Askia rzucił czary,
które okazały się silniejsze od zaklęć Aphaków i czarni obwołali go prorokiem przysłanym
przez bogów. Władza Sakumbe i Askii wzrosła, natomiast znaczenie Zehbeha i Daury
zmalało.
Ponieważ jestem przyjacielem Sakumbe i Askia ujął się za mną, czarni zgotowali mi
owacyjne przyjęcie. Sakumbe kazał otruć Kordofo, generała dowodzącego jazdą, i dał mi jego
stanowisko, co uradowało czarnych i przygnębiło Aphaków.
Spodoba ci się Tombalku! Jest jakby stworzone dla takich jak my! Pół tuzina wpływowych
stronnictw nieustannie knuje przeciw sobie intrygi. W tawernach i na ulicach wciąż zdarzają
się bójki, skrytobójstwa, pobicia i egzekucje. Są tam kobiety, wino i złoto  wszystko to,
czego potrzeba najemnikowi! A ja cieszę się władzą i królewską łaską! Na Croma, Amalryku,
nie mogłeś zjawić się w sposobniejszej chwili! No, o co chodzi? Nie wyglądasz na tak
uradowanego, jak niegdyś w takich chwilach.
 Proszę, wybacz mi, Conanie  rzekł Amalryk.  To nie brak zainteresowania, lecz
ogarnęła mnie senność i zmęczenie.
Jednak Akwilończyk nie myślał o złocie, kobietach i intrygach, lecz o dziewczynie śpiącej
w jego ramionach. Nie cieszyła go myśl o wciąganiu jej w taki wir spisków i przelewu krwi,
jaki opisywał Conan. Amalryk zmienił się, choć sam niezbyt zdawał sobie z tego sprawę.
Ostrożnie dobierając słowa, rzekł:
 Dopiero co uratowałeś nam życie, za co zawsze będę ci wdzięczny. Jednak nie mam
prawa przyjąć twojej szczodrej propozycji, bo odjechałem, zostawiając cię na pastwę
Aphaków. To prawda, że myślałem, iż nie żyjesz, ale&
Conan odchylił głowę w tył i ryknął grzmiącym, szczerym śmiechem. Pózniej klepnął
młodzieńca w plecy, niemal rozciągając go na piasku.
 Zapomnij o tym! Właściwie powinienem był nie żyć, a gdybyś próbował mnie ratować,
nadzialiby cię na włócznie jak żabę. Jedz z nami do Tombalku  przydasz mi się!
Dowodziłeś oddziałem jazdy u Zapayo, prawda?
 Tak, tak było.
 No właśnie: potrzebuję adiutanta, który szkoliłby moich chłopców. Walczą jak dzikie
bestie, lecz bez ładu i składu, każdy z osobna. Razem możemy zrobić z nich prawdziwych
żołnierzy. Więcej wina!  ryknął.
3
Trzy dni po tym, jak Amalryk spotkał się z Conanem, jezdzcy Tombalku dotarli do miasta.
Akwiloriczyk jechał na czele kolumny obok Cymeryjczyka, a tuż za nim Lissa dosiadająca
klaczy. Za nimi podążała reszta oddziału w rozciągniętym dwuszeregu. Luzne, białe burnusy
łopotały na wietrze, brzęczały strzemiona i skrzypiały skórzane siodła, w zachodzącym słońcu
lśniły czerwono groty lanc. Większość jezdzców należała do plemienia Tibu, lecz byli też
żołnierze zwerbowani z mniejszych pustynnych szczepów.
Wszyscy mówili nie tylko swoimi językami, ale również uproszczonym dialektem
shemickim, który był w powszechnym użyciu wśród ciemnoskórych ludów od Kush po
Zembabwei i od Stygii po na wpół mityczne królestwo Atlajów, daleko na południu. Wiele
wieków wcześniej shemiccy kupcy przemierzali ten rozległy obszar, przynosząc oprócz
swych towarów również swój język. Amalryk na tyle znał shemicki, że mógł bez trudu
porozumieć się z tymi dzikimi wojownikami z jałowych ziem.
Gdy słońce jak ogromna kropla krwi zapadło za horyzont, zobaczyli przed sobą błyski
światła. Grunt zaczął wolno, łagodnym zboczem opadać w dół, a po chwili znów stał się
równy. Na równinie znajdowało się duże miasto. Wszystkie budynki były niskie, zbudowane
z rdzawoczerwonych, glinianych cegieł, tak że Amalrykowi w pierwszej chwili wydało się, iż
jest ono naturalnym wypiętrzeniem ziemi i skał  raczej plątaniną urwisk, parowów i głazów
niż miastem.
U stóp zbocza wznosił się solidny, ceglany mur, zza którego wystawały szczytowe części
domów. Na otwartej przestrzeni w centrum miasta płonęły światła i dobiegał stamtąd
dudniący dzwięk, przytłumiony odległością.
 Tombalku  rzekł krótko Conan, po czym przechylił głowę w bok, nasłuchując.  Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • arachnea.htw.pl